niedziela, 28 lipca 2019

Polski program romski będzie oceniony


Zbliża się 2020 rok, w którym zgodnie z cyklem organizacyjno-funduszowym Unii Europejskiej zakończy się pierwszy cykl unijnej Strategii Romskiej. Zostanie ona – w oparciu o dotychczasowe doświadczenia i realizację krajowych strategii państw członkowskich i zmieniającą się sytuację społeczną, gospodarczą oraz w pewnym stopniu także polityczną – zmodyfikowana. Kierunek zaplanowanych zmian zasadniczo wydaje się słuszny, uwzględnia postulaty wyrażane w ciągu ostatnich lat w raportach pod postacią czasem druzgocącej krytyki, choć pewnemu rozproszeniu i zadaniowemu ukierunkowaniu ulegną jej poszczególne punkty. Jej ogólne cele pozostaną bez zmian, choć niektóre zostaną wzmocnione i zapewne w nieco inny sposób (z naciskiem na inne elementy) sformułowane (tak będzie choćby z kwestią odgłównonurtowej dyskryminacji). W dalszym ciągu (i nawet mocniej) będzie starała się ona włączyć Romów do głównego nurtu życia społeczeństwa europejskiego, jednak nie można – przy jakiejkolwiek próbie oceny – zapominać, że jest to strategia ramowa, cele są długoterminowe i ogólnoeuropejskie, realizując przy tym paradygmatyczne założenia funkcjonowania całej Unii Europejskiej. Ponadto – i to ma znaczenia kluczowe – jej efektywność zależy bodaj w największym stopniu od tego, jak zostaną sformułowane i jak będą realizowane (także w wymiarze finansowym) krajowe programy, będące jej praktycznym wyrazem w poszczególnych państwach członkowskich.
U początku funkcjonowania unijnej strategii po 2011 roku poszczególne państwa członkowskie podążyły dwiema ścieżkami. Albo od początku (często w oparciu o jednostkowe, lokalne i pilotażowe działania krajowe) tworzyły strategie krajowe, albo też przeformułowywały lub reinterpretowały zgrabnymi dodatkowymi opisami w dokumentach (tak było w przypadku Polski) swoje dotychczasowe ogólnokrajowe programy romskie. W pierwszym przypadku wyznaczano koniec tych działań na 2020 rok – ujednolicając datę z czasowymi założeniami strategii unijnej. W drugim – przy okazji przedłużania (w Polsce) lub reformy krajowej strategii także starano się aby data 2020 był datę końcową. Miało to oczywiście na celu dopasowanie do założeń unijnych i w domyśle – możliwość uruchomienia kolejnych edycji programów zgodnie z unijną intencją, uwzględniając przy tym przyszłe nowe założenia strategiczne.

„Program integracji społeczności romskiej w Polsce na lata 2014-2020” u swego uruchamiającego początku wydawał się być przeklęty (przez jakąś wiedzącą mądrą starą Cygankę) i w rzeczywistości (poza niewielkim i celowym wsparciem w roku jego startu – małe granty w dziedzinie edukacji) został uruchomiony w pełnym wymiarze dopiero w 2015 roku. Bardzo mu to nie zaszkodziło, choć 2014 rok nie był dobrym czasem dla wielu romskich organizacji, dla których był podstawą funkcjonowania. Pozytywnym zjawiskiem było to, że ówczesny rząd (nie wiedzieć czemu, bo Romowie się o to nie starali) znacznie podwyższył alokację środków na realizację programu, co w przeliczeniu na jednego Roma na jeden rok działania programu dało nieco ponad 400 zł. Jednostkowo kwota niewielka (rocznie to 15 razy mniej niż jest przeznaczane w ramach „Rodzina 500+” na jedno romskie dziecko), jednak kwota całkowita na 7 lat była znaczna. I to w późniejszym czasie zostało wypunktowane przez „Gazetę Polską” w artykule „Cygański biznes Kopacz i Tuska”. Był to oczywiście element walki politycznej, jednak tak naprawdę szkodził przede wszystkim Romom. Jednak już wcześniej pojawiły się bolesne rysy na całym programie i sposobach jego realizacji. Największym problemem było to, w jaki sposób Limanowa chciała pomóc swoim Romom. A chciała efektywnie – wysiedlając ich do innych gmin, a nawet powiatów. Niewątpliwie sprawa była huczna i wzbudziła reakcje mieszkańców, władz samorządowych, Romów, a także Najwyższej Izby Kontroli, która przeprowadziła badanie „Realizacji przez gminy z województwa małopolskiego zadań w ramach Programu integracji społeczności romskiej w Polsce na lata 2014–2020”. Negatywne uwagi dotyczyły zarówno władz samorządowych, zaangażowania Romów, jak i samego kształtu programu. Na pewnym ogólnym poziomie nie różniły się jednak od krytyki jaka od lat i nie tylko w polskim przypadku wiąże się z rzetelną oceną jakichkolwiek działań skierowanych do Romów i próbą ich włączenia do głównonurtowego społeczeństwa Europy.

To tyle jeśli chodzi o zgrubną i niedokładną historię początków i realizacji polskiej rządowej pomocy Romom. Jest rok 2019 i nadszedł czas na rozpoczęcie oceny całego programu na lata 2014-2020. Dlatego też 26 czerwca tego roku pojawiło się ogłoszenie o otwartym konkursie na realizację zadania publicznego „Przeprowadzenie badania ewaluacyjnego Programu integracji społeczności romskiej w Polsce na lata 2014 – 2020”.

https://www.gov.pl/web/mswia/otwarty-konkurs-ofert-na-realizacje-w-2019-r-zadania-publicznego-pn-przeprowadzenie-badania-ewaluacyjnego-programu-integracji-spolecznosci-romskiej-w-polsce-na-lata-2014-2020

Celem ewaluacji jest zidentyfikowanie słabych i mocnych stron działań podejmowanych w ramach Programu integracji oraz ocena wpływu podjętych działań na podniesienie poziomu integracji obywatelskiej społeczności romskiej w Polsce. Ewaluacja ma służyć modyfikacji założeń programu (dokumentów programowych) oraz być wsparciem dla stworzenia przyszłej wersji programu.
Czas na przygotowanie wniosku został wyznaczony na 30 dni, realizacja projektu – do końca tego roku, kwota całości dotacji – 200 tysięcy złotych.
Ponadto w tekście ogłoszenia pojawiły się dodatkowe warunki terminowe. W 10 dni od podpisania umowy ma zostać przedstawiony wstępny raport metodologiczny, a po kolejnych 10 dniach – jego ostateczna wersja. Ponadto wstępna wersja raportu końcowego ma być gotowa do końca października tego roku.
Patrząc na te wymogi realizacji można zastanawiać się, czy jest to możliwe? Nigdy nie zdarzyło się, aby rzetelne ewaluacje mogły być realizowane szybko. W tym przypadku wydaje się być ona zaplanowana bardzo szybko. NIK we wspomnianej kontroli z 2016 roku badał zaledwie 7 gmin, a raport końcowy został opublikowany dopiero pod koniec czerwca 2017 roku. W przypadku tego zadania publicznego mającego badać cały Program w całej Polsce, licząc że jakaś organizacja rozpoczęła intensywne prace już w momencie ogłoszenia konkursu i że będzie to realizowała do końca roku, na wszystkie prace zostało zaplanowane 6 miesięcy. A jak wyglądają realia? W terminie 14-30 dni oferty zostaną ocenione merytorycznie. Po 30 dniach do daty terminu składania ofert zostanie powołana komisja konkursowa. Po 14 dniach komisja wybiera najkorzystniejszą ofertę. Decyzję o przyjęciu/odrzuceniu oferty Minister podejmuje w kolejne 14 dni. Do tego 3 dni proceduralne i dla publikacji w BiP. W sumie koniec procedur wypada około 28 września. Do tego podpisanie umowy na realizację i już 1 października można ruszać z działaniami. Tymi, które na koniec tego samego miesiąca mają skutkować wstępnym raportem końcowym. I dla których realizacji trzeba przedstawić do 20 października ostateczny raport metodologiczny, na podstawie którego badania powinny być realizowane. Jakoś tak wychodzi 10 dni na – zgodną z przyjętą i zatwierdzoną metodologią – realizację części przynajmniej badań, skoro do końca października ma powstać wersja wstępna raportu końcowego. Zapewne wystarczą jego „ramy” niewypełnione danymi, a to można zrobić na bazie przyjętej metodologii. Można także wykorzystać jedyne dostępne (w sumie dlaczego jest tylko jedno?) „Sprawozdanie z realizacji Programu integracji społeczności romskiej w Polsce na lata 2014-2020 w 2015 r.”, sprawozdania (i opracowania) z realizacji „Programu na rzecz społeczności romskiej w Polsce na lata 2004-2013”, raport NIK i sprawozdawcze komunikaty Komisji dotyczące unijnej strategii. To jednak w całości daje jedynie podstawę ogólnego kształtu ewaluacji, ale nie dostarcza konkretnych danych, mających ją wypełnić.
Czyli że się nie da? Da się. Wszystko się da. Musi być wyznaczony cel i niejedne organizacja podejmie się takiego zadania. Jest w końcu na to 200 tysięcy, a wiele organizacji ma wysoki potencjał organizacyjny. I co w tym przypadku bardzo ważne – znaczny potencjał badawczy i organizacyjny. To jednak w rzeczywistości nie jest aż tak proste. Ma na to wpływ to, jak zostały (zresztą chyba słusznie i nie ma się co tego czepiać) zostały sformułowane warunki dostępu do tego konkursu. Aplikująca organizacja musi bowiem w swoim dorobku z ostatnich lat mieć dwa ewaluacyjne badania społeczne. Do tego posiadać ekspertów z zakresu badań społecznych, jakościowych i ilościowych oraz eksperta z romologiczno-cyganologicznego. Da się? Tak. Mogłyby to zrealizować choćby któraś z dwóch największych organizacji romskich, czterech uczelni lub jakaś całkowicie zewnętrzna ale szybka i doświadczona organizacja konsultingowo-ewaluacyjna.
Co jednak trzeba zbadać? Sporo, choć wyznaczony plan jest planem minimalnym. Trzeba przeprowadzić wywiady pogłębione z wybranymi pracownikami centralnej i terenowej administracji rządowej, jednostek samorządu terytorialnego, organizacji pozarządowych, romskich organizacji pozarządowych, Romami biorącymi udział w poszczególnych projektach. Do tego jeszcze dochodzi badanie ankietowe realizatorów i beneficjentów ostatecznych. W sumie to wszystko jedynie z 5 województw (małopolskie, śląskie, dolnośląskie, lubelskie i zachodniopomorskie). Można oczywiście więcej. Ale nie trzeba. I znowu. Da się? Tak. Choć może być to jednak dużo trudniejsze niż wyglądało jeszcze akapit wcześniej. Bo choćby pod uwagę taki jedne dość standardowy problem – czy Romowie (beneficjenci ostateczni, a nie wyłącznie ci z organizacji romskich) odpowiedzą na pytania ankietowe? Zapewne tak, o ile przyjdzie do nich ktoś kogo znają, ktoś polecony, albo zaprzyjaźniony. Zatem ideałem byłoby gdyby zadanie publiczne realizowała któraś z romskich organizacji. Jednak czy na pewno? Bo niby która ma szansę dotrzeć do Romów w całej Polsce, a właściwie z tych konkretnych wymienionych województw? Ta z małopolskiego czy ta z zachodniopomorskiego? Romowie nie są jednolici w Polsce. Różnią się wieloma kwestiami, łącznie z sympatią i także antypatią w stosunku do konkretnych organizacji. Żadna z nich nie reprezentuje wszystkich Romów. Optymalnie chyba byłoby gdyby jednak zadania publiczne realizowała nieromska organizacja, na poziomie cyganologicznego eksperta reprezentowana (firmowana) przez kogoś, do kogo Romowie nie mają negatywnego nastawienia, a kto jednocześnie współpracuje z jak największą ich liczbą. I wtedy da się. Choć w dalszym stopniu nieco przerażająca pozostaje krótka perspektywa czasowa wyznaczona na badania terenowe (wszędzie trzeba pojechać), po których trzeba się zająć kodowaniem i opracowywaniem danych oraz ich analizą i interpretacją.
Jest tak jak to zazwyczaj bywa z zadaniami publicznymi. Czas i finansowanie przeznaczone na nie są o wiele mniejsze niże te, których by potrzebowała jakakolwiek instytucjonalna reprezentacja rządowa na realizację tego samego celu. NGO i zadania publiczne stały się już dawno tańszym sposobem na wykonanie zadań rządowych, na które jest za mało środków i czasu.
Jednak przecież warunki zadania przygotowywali specjaliści znający sytuację i specyfikę romskiej mniejszości z Wydziału Mniejszości Narodowych i Etnicznych Departamentu Wyznań Religijnych oraz Mniejszości Narodowych i Etnicznych MSWiA, zatem nie tworzyliby przecież niemożliwego do realizacji zadania. Chyba nie. Kto ich tam wie, jakie instytucjonalne, proceduralne i administracyjne uwarunkowania wpływają na ich pracę. No najwyżej ewaluacja będzie niereprezentatywna, niepełna, nic nie poprawi itd., itp. Ale jeśli będzie zgodna z warunkami realizacji zadania, to będzie wszystko dobrze.
No nie wszystko. I skutki mogą być różne. Ocena tego programu, a właściwie jego realizacji i znacznej dominacji samorządu jest negatywnie oceniana przez większość Romów. Czy zostanie to potwierdzone w ocenie? Nie wiadomo. A jeśli tak, to może skutkować nie tyle próbą przeformułowania i usprawnienia programu (ech te rekomendacje poewaluacyjne), ile ograniczeniem środków, które nie są efektywnie wydatkowane. Ograniczenie „zbędnego” wydawania pieniędzy publicznych na mniejszość romską może być łatwo uzasadnialne. Wystarczy przyjąć odpowiednią retorykę.

Szkoda, że to zadanie publiczne nie zostało ogłoszone w grudniu. Tak aby na jego realizację był prawie rok budżetowy. Nawet z takimi samymi środkami. Szkoda też, że nie zostały ogłoszone dwa zadania publiczne na dwie niezależne oceny. Nie musiałyby nawet mieć w pełni takich samych założeń merytorycznych. To z pewnością podniosłoby efektywność oceny.
Jakie będę wyniki konkursu, kto wygra, jak będzie wyglądał raport końcowy i jego skutki dla polskich Romów i polskiego programu – czas pokaże. Oby ocena była wiarygodna. Oby rekomendacje i ich skutek wzmocniły i uzdrowiły wsparcie dla Romów. Oby.



czwartek, 18 lipca 2019

Cyganie w kosmosie


A właściwie to tylko jeden węgierski Rom. I nie do końca naprawdę, albo zupełnie nie naprawdę, tylko w filmie węgierskiego reżysera Balázsa Lengyela „Lajkó. Cygan w kosmosie”, dla którego był to pierwszy film pełnometrażowy. I to udany. Z jedną międzynarodową nagrodą filmową.
Ponieważ ważniejszy jest nie finał filmu, ale to jak to wszystko się toczyło i jak zostało opowiedziane, dalej pojawią się spojlery. A sam historyjka została pokazana całkiem ładnie.

https://vimeo.com/256780704

Węgierski podbój kosmosu był realizowany w ramach programu Interkosmos, w którym zapewniony był udział krajów socjalistycznych w programie kosmicznym ZSRR. Węgierski kosmonauta – Bertalan Farkas – poleciał w kosmos w maju 1980 roku


Jednak program ten zaczął się w latach 60, a wydarzenia z filmu opowiadają o locie węgierskiego Roma jeszcze przed Gagarinem (którego zresztą poznaje na Bajkonurze), w 1957 roku. Jest to zresztą jeden z elementów odrealnienia tej sentymentalno-groteskowo-ironicznej komedii. Ponoć, gdyby do ówczesnych rakiet kosmicznych stosować nawet bardzo zaniżone współczesne normy bezpieczeństwa, to nikt by w kosmos nie poleciał w tych blaszankach. Nie wiadomo czy i ile osób zginęło wystrzelonych z Bajkonuru w kosmos u początków lotów kosmicznych. Oczywiście jeszcze przed Gagarinem. A by może i Łajką.
Film ten stylistycznie i w pewnym stopniu także treściowo lokuje się gdzieś pomiędzy Piszczykiem, „Romingiem”, a czeskim „Kosmo”. W rzeczywistości głównym bohaterem i zarazem ofiarą (albo i kozłem ofiarnym), nie musiał być Rom. Wystarczyłoby aby był to zwykły obywatel wplątany przez swoją nieuwagę i przypadek w polityczno-administracyjną machinę. Jednak wtedy nie byłoby tak baśniowo. I groteskowo. I zabawnie chyba też nie. Ale to w sumie smutna historia.


Poetycko-baśniowe podejście pojawia się z różną częstotliwością i pod różną postacią. Wśród nich jest choćby wizja wróżby matce o jej przyszłości, a także zwizualizowana opowieść o siostrach i rodzinie konkurentki Lajkó (Lajosa)do lotu w kosmos. Narrator – chyba nie wszechwiedzący, ale także konstruujący baśniowość , niezbyt często się wtrąca, ale od początku  opowiada o marzeniu Lajkó. Potem są ukazane Dziecięce (choć przemyślane i kluczowe dla narracji) próby wysłania sławojki (przypadkowo i nieszczęśliwie z matką) w kosmos. W dorosłym życiu, dalej był zagrzewany przez (nieromskiego) wuja (kierownika kołchozu) do realizacji własnych idei. Lajkó został pilotem. Samolotów do oprysków w kołchozie Czerwone Błoto. A także balonu (docelowo z lotem aż do stratosfery), co sprawiło że niechcąco wikła się w wydarzenia węgierska rewolucja 1956 roku. Co kończy się jego aresztowaniem. Nawet przesłuchanie jest odrealnione, groteskowe, ironiczne, a całe uwikłanie w rewolucję ostatecznie skutkuje (dzięki interwencji wujka) skierowaniem bohatera na Bajkonur, choć ich przybycie tam jest „po romsku” – pod lufami karabinów.
Główny bohater jest mądry, mądrością rozumienia sytuacji i mądrością Roma godzącego się na to co jest i co daje życie. Choć marzenia ma i je realizuje. Poddając się wydarzeniom, pry okazji i od niechcenia podąża ku swojemu celowi. W podobny zresztą sposób zdobywa serce kobiety.
Cygańskość filmu gwarantuje – poza postacią samego Lajkó – także jego ojciec towarzyszący mu przez całe okołokosmiczne przygody (poza samym lotem w kosmos) film. Można go uznać za skrajnie stereotypowo prawdziwego Roma. Zabawne. No właśnie i tak i nie, ale to jest komedia, Komedie wykorzystują stereotypy. Bo są wyraźne. A to już połowa drogi do śmiechu. Warto tu podkreślić, jak reżyser zagrał z widzem, wprowadzając sytuację, w której dosłownie zaraz (jak to w komedii o Romach) miał paść żarto o Cyganach i pięknie wyprowadził sytuację pozostawiając odbiorcę w niewiedzy.


Z filmu i kalendarium lotów kosmicznych – zamiast Łajki (nie sposób nie dostrzec zbliżonej wymowy tego imienia do „lajko”). Bolesna dla Romów symbolika – Rom zamiast psa. Zresztą w Bajkonurze jest pies – Kudjawka – której Jurij Gagarin nie pozwala wysłać w kosmos. Zresztą motyw „treningów” psa przed wystrzeleniem w kosmos stanowi stały moty, przewijający się w czarno-białych przerywnikach przez cały film.
Konkurentami Lajkó  do lotu w kosmos była twarda i postawa Helga - była faszystka z rodziny Mengele („nie rywalizuję z Cyganami”), estoński (a jakże) kontrrewolucjonista i medytujący Mongoł (buddysta?). Zatem wszyscy to niebezpieczny element. Ich selekcja była po części naturalna – Estończyk próbował wysadzić Breżniewa, który przybył na „eliminacje”, ale i całkiem zbliżona do prawdziwej. Jednak zamiast komory deprywacji sensorycznej przyszli kosmonauci zostali zamknięci na 3 dni w stalowych trumnach, na których towarzysze urządzili sobie tyle samo trwającą imprezę.
Nie ma sensu streszczać całego filmu i opowiadać wszystkich gagów. Nawet tych związanych z cygańskością (także stereotypową), czy z homoseksualizmem całuśnego Breżniewa. Pomimo tego, że Pomimo tego, że Lajkó  dowiaduje się, że lot w kosmos jest kolejnym eksperymentem, z kolejnymi pilotami (było ich wcześniej 5), którzy mają już nie wrócić, decyduje się lecieć. Bo ma tam sprawę do załatwienia – chce przeprosić matkę. I naprawdę spotyka się z nią na orbicie i podczas rozmowy, o przeprosinach zapomina. Sławojka zresztą też tam jest. Jednak Lajkó  wraca na ziemię. I nawet miejscowi Kazachowie na jego słowa „jestem radzieckim kosmonautą” rozpoznają, że jest Cyganem. A eksperyment się udał. Jednak pierwszy musi być w kosmosie Rosjanin. Lajkó trafia do gułagu, gdzie dalej może patrzeć w gwiazdy. A ZSRR chwali się, że 3 listopada 1956 roku wysłała w kosmos pierwsze żywe stworzenia – psa Łajkę.

Film jest bardzo dobrze (z pełną i skupioną na filmie uwagą reżyserską) i zapewne nie aż tak drogo (choć efekty specjalne kosztują) zrealizowany. W ogólnej, nieco baśniowej chwilami, a groteskowo-komediowej właściwie przez cały czas, stylistyce tego filmu przypomina „Roming”. Być może na jakiś czas tego typu podejście do przekazu treści związanych z Romami jest rzeczywiście najodpowiedniejsze? „Pośmiejcie się, a my przy okazji opowiemy wam coś o sobie i tak czy inaczej coś pozytywnego zapamiętacie”. Choć przez baśniowość i nierealność pokazywanych marzeń, albo innych części treści, znowu można utrwalać wizerunek Roma zanurzonego na co dzień w świecie magii i tajemniczości. Tak czy inaczej komedię tę ogląda się z prawdziwą przyjemnością, a Romsko.. jest pokazane pozytywnie.

Podróże w kosmos, to ogromny wysiłek finansowy i organizacyjny. Wiąże się z prestiżem i jednak także i wyścigiem. Obecnie wyścigiem na inne podejście do Księżyca i pierwszą ziemską kolonię na Marsie. To wielkie zadania dla państwa narodowego.
A Romowie w kosmosie? Może kiedyś, ale raczej przy okazji niż w ramach Romskiego Programu Kosmicznego (do tego przydałaby się wersja główna nazwy w języku rromani). Na razie jednak jedyne co można na ten temat powiedzieć, to tyle ile jest w tym węgierskim filmie (komedii s-f), w pomysłach na powieści i opowiadania (kolorowe, taborowe statki kosmiczne wędrujące bez określonego celu p pasie asteroidów albo zakamarkach pierścieni Saturna) oraz wśród superbohaterów romskiego pochodzenia z amerykańskich komiksowych uniwersów. Bo cytując ojca głównego bohatera „Cyganie nie latają”.



poniedziałek, 8 lipca 2019

Potrzebujący potrzebującym


Punktem wyjścia do tego, że potrzebujący mogą pomóc innym potrzebującym jest krótkie spojrzenie na jedną z europejskich organizacji. Nie chodzi jednak tym razem o to, aby zachwycać się szerokim wachlarzem działań jakie w jej ramach są podejmowane, ale aby wskazać na jedną z konkretnych jej inicjatyw.
FUEN – Federal Union of European Nationalities, jest organizacją parasolową zrzeszającą lokalne i organizacje w ramach szerokiej kategorii przedstawicieli grup autochtonicznych, mniejszościowo narodowych oraz grup etnicznych. Tak wytyczony zakres ogólnego działania w pewnym stopniu może kojarzyć się bardziej z organizacjami pozaeuropejskimi, nawet dalekowschodnimi i państwami z tego obszaru, które mają wypracowaną etniczną politykę publiczną, co w Europie – przynajmniej pod taką nazwą – nie funkcjonuje. Wynika to z tego, że pomimo znacznego ożywienia wszelkich ruchów etniczno-świadomościowych i postnowoczesnego odwoływania się do tradycyjnych tożsamości, często traktowane są one w Europie jako przejaw powierzchownych zachowań kulturowych (często marketingowych). Najczęściej przyjmujemy, że w Europie owszem – są jakieś mniejszości (choćby Baskowie), ale poza na przykład i oczywiście Romami, przede wszystkim chodzi o migrantów. Zresztą Romowie także najczęściej są traktowani podobnie do nich, bo przecież niemożliwe, aby po 700 latach bytności w Europie nie zachwycili się europejskim (zatem najbardziej wartościowym) systemem życia i w dalszym ciągu się od reszty Europejczyków (nawet późno przybyłych na Nizinę Panońską Węgrów) aż tak różnili. W rzeczywistości jednak Europa – w ramach zasadniczego akceptowania ogólnego europejskiego paradygmatu – pozostaje bardzo zróżnicowana etnicznie i narodowo na poziomie niższym niż państwo i to nie tylko na Bałkanach, gdzie mozaika różnorodności etnicznej nakłada się na zróżnicowania religijne i narodowe.

https://www.fuen.org

Dlatego też istnienie i różnorodne działanie takiej organizacji jak FUEN ma sens. W Europie jest 400 mniejszości, a co 7 obywatel państw naszego subkontynentu w jakimś stopniu i w jakiś sposób należy do grup objętych aktywnością FUEN. Współpracuje ona z Radą Europy, Organizacją Narodów Zjednoczonych, Unią Europejską i Organizacją Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Ponadto włącza się ona w aktywność podobnych organizacji na arenie światowej, stając się w pewnych sytuacjach reprezentantem Europy w relacjach różnych regionów świata z kluczowymi mniejszościami. Trudno jest co prawda stwierdzić, która mniejszość dla którego regionu (kontynentu) jest kluczowa, bo można przyjmować różne kryteria. Jednak z pewnością najbardziej specyficzne są relacje z tymi narodami, które były przed (Pierwszych Narodów). Dotyczy to zatem rdzennych Amerykanów (także z Ameryki Południowej) lub choćby rdzennych Australijczyków, czy Inuitów. W większości przypadków żyją oni na poziomie (ekonomicznie i społeczni) niższym niż społeczeństwo większościowe. Podobne cechy mają w Europie Romowie (i jak wykazały najnowsze badania także Saami, który przybył do Skandynawii prawdopodobnie po przodkach współczesnych Norwegów, Szwedów oraz Finów), jednak oczywistą różnicą jest to, że nie są to rdzenni Europejczycy (za takich w rzeczywistości można by chyba uznać Neandertalczyków, a w dużo późniejszym czasie Celtów), a po prostu grupa, która przybyła nieco zbyt późno, aby znaleźć swoje stałe miejsce w Europie i współtworzyć (w zdecydowany i efektywny sposób) wspólny europejski paradygmat kulturowy, przez co pozostaje na jego marginesie, choć współtworzy ogólny obraz europejskiej rzeczywistości.
Wśród różnorodnych form i zakresów działań realizowanych, deklarowanych i przypisanych FUEN znajduje się odrębny obszar dotyczący Romów. W tym przypadku nie chodzi o sprawdzanie jego efektywności, ale o sam kształt (wynikający z instytucjonalnej świadomości) tego, w jaki sposób Romowie zostali ulokowani w zakresie aktywności FUEN.

https://www.fuen.org/key-topics/solidarity-with-the-roma/

Przede wszystkim jest to dla tej organizacji jeden z kluczowych obszarów/tematów. Jego oficjalna nazwa to „Solidarność z Romami”. I już w tym miejscu można podjąć próbę językowo-pragmatycznej krytyki takiego sformułowania nazewnictwa tego obszaru. O ile inne kluczowe działania FUEN nie dotyczą konkretnych grup, tylko odnoszą się choćby do wspierania różnorodności językowej i wspierania języków mało-narodowych i etnicznych, to w tym przypadku Romowie zasłużyli na odrębny obszar. I to jest zjawisko pozytywne. Świadczy o dostrzeżeniu potrzeby szczególnej koncentracji na tej grupie, jej znaczącej inności i ogólnej wadze zagadnienia. Jednak z drugiej strony, niemalże w każdym języku indoeuropejskim solidarność z będzie wskazywała na grupę pozostającą poza nami. Nie solidaryzujemy się z kimś kto jest wśród nas, kto jest nasz. Oczywiście jest to wejście w pewien drobiazgowy sposób traktowania języka, jednak współczesny świat zachodni końca drugiej dekady XXI wieku mocno opiera się na przekazie słownym (i obrazowym) upowszechnianym przez niemalże wszechdostępne i wszechużywane media społecznościowe, a w języku odzwierciedla się nieuświadomiona przemoc etniczna. W jakimś stopniu jest to podobne do przywoływania opozycji Polacy i Romowie, w stosunku do polskich (i mających taką świadomość państwową) Romów, którzy reprezentują grupy będące w Polsce od XIV wieku. Jednak ten element świadomości instytucjonalnej nie jest kluczowy i został przywołany jedynie przy okazji, na marginesie koncepcji FUEN.
Jej podstawą jest przyjęcie ogólnego projektu wspomagania mniejszości przez inne mniejszości, który zakłada, że wiedza innych mniejszości i organizacyjnych członków FUEN może zostać wykorzystana do zwiększania udziału Romów we wszystkich dziedzinach życia publicznego i politycznego, z pozytywnym skutkiem dla całych społeczeństw. Różne mniejszości mają bowiem umiejętności społeczne i międzykulturowe, co czyni je odpowiednimi do pełnienia potencjalnych ról mediatorów, a dobre praktyki czasem są możliwe do przenoszenia w inne obszary (w tym przypadku – na inne grupy mniejszościowe). Oczywiście specyfika każdej mniejszości jest inna, a w przypadku Romów wielu sprawdzonych metod i działań nie udaje się przenieść na wspomaganie tej grupy, jednak nawet pojedyncze elementy, które mogą zmieniać i poprawiać sytuację Romów są cenne. Kompleksowy program solidarność między mniejszościami, ma znaczenie nie tylko dla mniejszości romskiej i dla całego społeczeństwa europejskiego, które zawsze korzysta z podnoszenia poziomu spójności społecznej i gospodarczej. Niejako przy okazji z działań tych mogą wtórnie korzystać inne mniejszości. Dla przeciętnego Europejczyka inni to inni i mniejszość to mniejszość (choć Romowie są dość jednoznacznie identyfikowalni wśród nich) i każde działanie podnoszące poziom włączenia i zewnętrznej akceptacji społecznej dla mniejszości wpływa na każdą z nich i na ich ogólny wizerunek w społeczeństwach większościowych.
Podstawą do rozwoju projektu „Solidarity with the Roma – Minorities Helping Minorities” była przyjęta w 2011 roku „Eisenstadt Declaration”. Przyjmuje ona kilka podstawowych założeń, które bardzo dobrze uzasadniają takie właśnie podejście (włączając w to nieco skrytykowane, ale jednak bazujące na dobrych intencjach mówienie o solidarności z Romami).
Przede wszystkim jest to zatem stwierdzenie, że największa europejska mniejszość (Romowie) jest jednocześnie najbardziej uciskana, pogardzana, dyskryminowana i prześladowana. Jest to konkluzja oczywista, jednak – odmiennie niż bywa w przypadku choćby dokumentów Unii Europejskiej – na początku odsyła nie po prostu do złej sytuacji Romów, ale wskazuje na ich pozycję w Europie. Słusznie zatem obarcza w ten sposób odpowiedzialnością (lub choćby jej częścią) za sytuację w jakiej są Romowie, społeczeństwo dominujące, w domyśle oczekując tego, że to nie tylko Romowie powinni się zmieniać i dopasowywać, ale także narody tytularne – w ramach europejskiego sposobu myślenia – powinny zmienić swoje podejście do tej grupy. Współgra to z nowszymi opracowaniami i koncepcjami, które przyznają, że traktowanie Romów w Europie jest ogólnoeuropejski wstydem i że antycyganizm jest ostatnią europejską formą akceptowanego rasizmu. Kolejna kwestia to prawo Romów do korzystania z usług społecznych i możliwości partycypacji w życiu społecznym państwa. W tym przypadku z tego punktu widzenia mniejsze znaczenia ma to, czy wszyscy Romowie chcą tego udziału i dostępu do tego typu usług. Nawet jeśli nie wszyscy z nich uświadamiają sobie, to że jest to droga do lepszej codzienności, to jednak chcą jej i jest to naturalna droga do tego aby urzeczywistnić bardziej spójną społecznie i gospodarczo Europę. W ramach tego punktu w deklaracji wskazane są takie obszary jak edukacja, zdrowie, zatrudnienie, infrastruktura lokalna, warunki mieszkaniowe, możliwość współpracy z administracją lokalną, a także odpowiedzialność państwa, tak chętnie przesuwana na płaszczyznę pozarządową. Kolejne zagadnienie to zwiększenie akceptacji społecznej. Kategoria bardzo ogólna, jednak wiążąca się ściśle z przywołanym pierwszym punktem. W Europie XXI wieku jest ona nie tylko możliwa, ale wręcz konieczna. Nie dotyczy to przyjęcia jako normy zdarzających się (jak w każdej grupie) i szczególnie widocznych (także dzięki prasie chętnie podającej w takich sytuacjach przynależność narodowo-etniczną) niezgodnych z prawem lub szeroko rozumianymi utrwalonymi normami społecznymi zachowań. Chodzi tu bowiem jedynie i aż o akceptację odmienności kulturowej i etnicznej. Większość problemów (i niesłusznych stereotypów) pomiędzy przedstawicielami społeczeństwa większościowego o Romami wynika bowiem z właśnie z tego typu braku akceptacji, a nie realnych wykroczeń. W deklaracji została wyraźnie wyodrębniona kwestia wspierania mniejszości przez aktywność innych mniejszości. Uśredniając Romowie są wykluczeni i dyskryminowani o wiele dotkliwiej niż większość europejskich mniejszości, które mają większe doświadczenie we włączaniu się w główny nurt życia Europy i bywają czasem nierozpoznawalne na tle ogółu społeczeństwa. Dzięki temu mogą stać się realnym pomostem i wsparciem dla Romów. Ostatnie zagadnienie jest związane z przyjmowaną w tym samym czasie co deklaracja strategią ramową Unii Europejskiej wobec Romów. W tym zakresie deklaracja koncentruj się na tym, aby zapewniać środki – przede wszystkim dla organizacji pozarządowych – na skuteczną jej realizację.

Tak jak zostało wspomniane na początku – nie jest najważniejszą kwestią jak bardzo efektywnym pomysłem jest wspieranie dążeń do poprawy sytuacji Romów przez inne europejskie mniejszości etniczne, językowe, kulturowe. Program i jego realizacja jest opisany szczegółowo w dokumentach FUEN. Najważniejsza jest jednak koncepcja, która wydaje się być koncepcją słuszną, a każde – choćby najmniejsze – działanie na rzecz Romów zmienia powoli ich sytuację. Jednak nie można oczekiwać, że ten kierunek zostanie powszechnie przyjęty i zaakceptowany przez każdego członka innej mniejszości. Oni także potrafią dyskryminować (na przykład Romów). Podobnie zresztą jak Romowie potrafię dyskryminować zarówno siebie nawzajem (o szczególnej nierównej pozycji kobiet wśród Romów można pisać i mówić bardzo wiele, a w Polsce stosunek innych grup do Cyganów Górskich bywał i bywa eufemistycznie to określając – lekceważący), a także  nie-Romów, czego wyrazem jest choćby nazwa jakiej używają na ich (nasze) określenie.