czwartek, 28 lutego 2019

Te „Cygany” i ci „Romowie” cz. 2


Druga część podjęcia tematu decyzji czy „Cyganie” czy „Romowie”, wiąże się z ważną naukowo publikacją, która ukazał się w zeszłorocznym (2018) numerze „Studiów Socjologicznych”, i która konkretnie dotyczy dokładnie tego tematu. Nie jest to oczywiście ani pierwsze, ani jedyne opracowanie starające się ostatecznie i jednoznacznie rozprawić z tym zagadnieniem, jednak jest z pewnością aktualne, erudycyjne i – co w tym przypadku ma znaczenia – pisane w perspektywie antropologicznej. Dzięki temu przyjmuje punkt widzenia odmienny od najczęściej reprezentowanego (językoznawczo-społecznego), a za swoją podstawę przyjmuje wyniki badań terenowych przeprowadzanych i interpretowanych zgodnie z kluczem antropologicznego paradygmatu. Oczywiście w wersji szczątkowej takie (i właściwie każde inne z punktu widzenia różnorodności nauk) podejście już się pojawiało, ponieważ niemalże każdy autor (bez względu na dyscyplinę nauk, które reprezentuje) piszący o Romach czuje się zobowiązany, choćby w przypisie i choćby cytując sposób wyznaczania zasięgu określenia „Rom” przez instytucje Unii Europejskiej lub Rady Europy, do tego aby określić (i w pewnym stopniu usprawiedliwić) stosowanie konkretnego nazewnictwa.
Jednak w tym przypadku powstały artykuł jest przede wszystkim bardzo obszerny (można go posądzić nawet o objętość dwóch standardowych artykułów naukowych), a zarazem jest opracowany przez dwuosobowy zespół naukowy, który w polskiej antropologii stanowi gwarancję wysokonaukowej i wysokointelektualnej zręczności. Oczywiście w ramach w pełni antropologicznego podejścia.

http://www.studiasocjologiczne.pl/pliki/Studia_Socjologiczne_2018_Nr3_s.179_203.pdf

Trzeba przy tym przyznać, że w Ewa Nowicka i Maciej Witkowski w artykule „Cygan czy Rom? Antropologiczna interpretacja sporu o słowa” zamieścili także ogólne wyjaśnienie kwestii językowego egzo- i endoetnonimicznego nazywania (nie tylko) Romów, w większości potwierdzając lub głębiej uzasadniając kwestie opisywane w wielu źródłach – także choćby w pierwszej części tego wpisu.
Nie ma oczywiście sensu streszczać lub opisywać całego artykułu – niewątpliwie warto go przeczytać w całości. Czy po to aby poznać argumenty przemawiające za takim a nie innym sposobem nazywania Romów, czy po to aby docenić w pełni antropologiczny sposób podejścia do tego zagadnienia, poparty licznymi źródłami i opracowaniami. Jednocześnie może być to okazja do podjęcia dyskusji z autorami, albo w ramach zgody z ich podejściem, albo też po to aby z nim dyskutować (oby merytorycznie).

Najciekawsze jednak w tym artykule są konkretne przykłady licznie przytaczane przez autorów, dotyczące kwestii rozróżnienia nazewnictwa.
Pierwszym z nich jest potwierdzenie konieczności przyzwyczajenia się Romów do tej nazwy, przywołana na końcu pierwszej części tego wpisu. Autorzy przytaczają dosłownie wypowiedź jednego z Romów z 2016 roku:
Cyganie… to znaczy... Romowie – jakoś nie mogę się przyzwyczaić...
I trudno się dziwić. Romowie raczej starają się nie iść pod prąd i nie tyle ulegają modom, ile w pewien specyficzny i typowy dla siebie sposób usiłują wtopić się w tło, poza swoją wizualniekulturową zauważalnością nie starają się wyróżniać, akceptując zmiany i starając się na nich skorzystać. Zatem jeśli do tego potrzebne i użyteczne będzie używanie określenia Romowie zamiast Cyganie – to nie ma z tym dla środkowoeuropejskich Romów problemu.
Problemem może być to nie tylko dla wspomnianych w pierwszej części Sinti, ale jak piszą autorzy artykułu – choćby dla części Kalderaszy (to ci jedyni prawdziwi Romowie – tak przynajmniej o sobie myślą), którzy innych Romów określają jako „lejaszy”.
Autorzy (za inną dwójką badaczy – Marushiakova i Popov) przytaczają także przykład Romów bułgarskich, co nie jest jedynym przykładem takiej lub zbliżonej sytuacji, którzy do swojej wersji dialektu języka romani na tyle mocno zaadaptowali egzoetnonim, że nazywają sami siebie (już) endoetninimicznie – „Rrom ciganjak”. W Polsce jest to o wiele prostsze ponieważ oficjalną nazwą własną zawsze będzie Rom. Co oczywiście nie wyklucza wewnętrznej możliwości nazywania się nawzajem lub samych siebie Cyganami.
Odrębnymi – także interesującymi przypadkami – są grupy Cyganów z Bałkanów (Grecja, Kosowo, Północna Macedonia), które nazywają się Egipcjanami (odwołanie do średniowiecznego wygodnego mitu pochodzenia Cyganów z Małego Egiptu jest tu dość wyraźne, choć jego lokalizacją była Anatolia, a nie Egipt, czego autorzy artykułu nie zauważają).

Bardzo interesującą częścią artykułu Nowickiej i Witkowskiego jest część opisana w perspektywie strukturalistycznej, sięgająca zarówno do kwestii językowych, jak i świadomościowych oraz tożsamościowych. Nie ma sensu jej streszczać, bo warto zapoznać się z całym bardzo spójnym wywodem myślowym, a każde jego skracania byłoby ze szkodą dla jego wewnętrznej logiki. Nie mniej interesująco wypada, co prawda bardzo ograniczona co do zakresu analitycznego i zbadanych przykładów, perspektywa podejścia do tego jak romologowie, Romowie i liderzy romscy eksplorują „Romów” i „Cyganów”. W tej części autorzy najszerzej z najpełniejszym uzasadnieniem przestawiają własne stanowisko. Zasadniczo wydaje się, że w przypadku używania tych nazw należy zachować zdrowy rozsądek. Trudno jest w ujęciu historycznym mówić o Romach, którzy wyszli z Indii, albo o grupach Romów zamieszkujących Bliski Wschód i Afrykę Północną. Argument, że jeśli komuś spośród Romów to przeszkadza, to należy trzymać się nazwy Romowie, jest chyba zbyt słaby, aby walczyć z prawą historyczną lub precyzją wywodu naukowego. Zupełnie inna sytuacja panuje w codzienności (tej w której w rzeczywistości Romowie są najbardziej dyskryminowani). Choć autorzy akurat ten aspekt pomijają, niewątpliwie w dyskursie codziennym zasadnicze znaczenia ma to, aby mówić Romowie, w celu zmiany powszechnej świadomości, na którą wpływają słowa jakich używamy, co zostało przedstawione w pierwszej części tego wpisu.

Z badania terenowego przeprowadzonego w oparciu o teksty wypowiadane przez romskich liderów podczas różnych konferencji i  dyskusji wyłania się obraz ukazujący dwoistość podejścia. Dla jednaj grupy (reprezentowanej nieustępliwie przez Romana Kwiatkowskiego i pominiętego – co dziwi – w tekście artykułu Roman Chojnacki ) określenie „Cygan” będzie obraźliwe, uwsteczniające, antytożsamościowe, dla drugiej grupy (Bogdan Trojanek, Edward Dębicki) będzie akceptowalne, bo są (między innymi) muzykami tworzącymi muzykę cygańską. Natomiast większość zwykłych Romów jest przywiązana do nazwy Cyganie i nawet jeśli często oczekują mówienia o nich i do nich „Romowie”, to sami o sobie częściej mówią „Cyganie”.
Niewątpliwie proces (nazwany tak przez Lecha Mroza) romizacji Cyganów postępuje nieustępliwie. Młodsze pokolenia Romów częściej bywają dobrze wykształcone, mają też świadomość tworzenia się nowej (zewnętrznej) tożsamości Romów, w której budowaniu nowoczesna nazwa ma znaczenia i pełni określoną integrującą funkcję. Często nie jesteśmy w stanie zaobserwować zmian dziejących się w języku zadziwiająco szybko. Uzus językowy jest na tyle płynny, że umyka nam to jak zmienia się język i stosowalność niektórych określeń. Z pewnością  jednak nazwa „Romowie” sukcesywnie się upowszechnia i jest coraz częściej używana. Być może za kilkanaście lat nie będzie się już nawet mówił o cygańskich zespołach pieśni i tańca wykonujących cygańską muzykę, ale wszystko to zostanie zastąpione romskimi i zespołami i romską muzyką. Najtrudniej będzie porzucić śledzia „po cygańsku”, ale i to uda się zaakceptować językowej rzeczywistości społecznej.

 W zakończeniu autorzy artykułu pozostawiają w jakimś stopniu otwartym pytanie „Cygan czy Rom”, choć prezentując swoje i liderów stanowisko wyraźnie opowiadają się za nowoczesnym rozwiązaniem tej kwestii. Stawiaj przy tym wiele słusznych pytań, które tym razem odnoszą się do każdego z możliwych wariantów używania lub nieużywania jednego z dwóch określeń, zarówno w układzie historycznym, jak i współcześnie, zarówno przez Romów, jak też i nie-Romów. Ostatecznie – jak to antropolodzy chyba mają w zwyczaju –  autorzy pomijają jako (zapewne) nieistotne kilka (jednak) ważnych wątków, co jednak można usprawiedliwić zastrzeżeniem zawartym w tytule tekstu. W końcu jest on tylko i zarazem aż „antropologiczną interpretacją sporu”, a nie rozstrzygająca i pełną analizą szeroko opisanego w literaturze zagadnienia.



poniedziałek, 18 lutego 2019

Te „Cygany” i ci „Romowie” cz. 1


Zdawałoby się, że temat tego czy należy, czy trzeba i czy można mówić Romowie a nie Cyganie jest wyciśnięty jak cytryna po przyrządzeniu kilku herbat. Zagadnienie było wielokrotnie omawiane, opisywane i eksplorowane w takim stopniu, że mogłoby się wydawać, że oczywistym jest, że jeśli nie chcemy obrażać, to jedynym rozsądnym sposobem nazywania Romów w przestrzeni publicznej jest właśnie określenie „Romowie”. Jednak takie wydawanie się jest chyba wyłącznie popełnieniem błędu internalizacji i przypisywania „wszystkim” podejścia, jakie się samemu reprezentuje. 


Oczywiście z samą nazwą Romowie nie jest tak prosto jak można by oczekiwać i jak być może by się chciało. W naturalny (i słuszny) sposób mówić o historycznych Romach wychodzących z Indii (czy nawet dochodzących do Europy lub się po niej rozprzestrzeniających w Średniowieczu) trudno utrzymać słuszną nazwę i „Cyganie” są jedynym możliwym do użycia określeniem w kontekście tego typu badań historycznych. Niewątpliwie nie można też odrzucić niechęci niektórych przedstawicieli tej grupy do nazwy „Romowie” używanej przez nie-Romów (tu motywacją może być chęć bycia niewidocznym i niezauważalnym dla obcych, więc po co nazywać niewidziane i to w hermetycznym w swej dostępności języku). Niemieccy (polska nieliczna ich grupa akceptuje to określenie) Sinti także nie poczuwają się do bycia „Romami”, co znajdywało odzwierciedlenie w nazwach organizacji, tekstach naukowych i dokumentach strategicznych oraz programowych powstających w całej Europie jeszcze niemalże do końca pierwszej dekady XXI wieku. Rozszerzając (niesłusznie zresztą) ten podział na całą sytuację „Cyganów” w Europie przez jakiś czas przyjęło się nawet używać określenia „Sinti” na bezproblemowych (z ogólno-społecznego i przede wszystkim unijnego punktu widzenia) przedstawicieli tej grupy zamieszkujących państwa Unii Europejskiej do 2004 roku, w opozycji do Romów, którzy byli obywatelami państw wówczas wchodzących do Unii Europejskiej, którzy – jak się wkrótce okazało głównie choć nie jedynie na przykładzie Romów rumuńskich – zaczęli sprawiać problemy w większości państw europejskich. Podział ten był równie wygodny, co nieprawdziwy i nieprawidłowy w tej chwili można go chyba traktować jedynie jako historyczny element europejskiej etnicznej rzeczywistości.
Nieco zamieszania jak zawsze pozostaje z nazywaniem romskich kobiet. Określenia „Cyganka” pojawia się o wiele rzadziej niż „Cyganie” lub „Cygan”. Trudno przy tym w pełni (choćby na pewien niewielki dysonans pojawiający się przy jego użyciu w języku polskim) zaakceptować słowo „Romka”, co jest połączeniem endogenicznej nazwy z egzogeniczną metodą tworzenia formy żeńskiej. Pomimo tego nazwa ta jest uważana za prawidłową i wciąż wygrywa z w pełni endogenicznie prawidłowym określeniem „Romni”.
Jednak pierwszą przyczyną sięgnięcia ponownie do rozważań na linii Rom-Cygan, nie są powyższe kwestie, ale niewielkie dwutygodniowe badanie internetu i częstotliwości pojawiania się w serwisach informacyjnych słów „Rom” oraz „Cygan”. Bez wyjaśniania technicznych, logistycznych i metodologicznych szczegółów samego badania i uzyskanych wyników, można stwierdzić że częściej pojawie się w stosunku do przedstawicieli mniejszości romskiej określenie „Cygan”.
To, co najciekawsze, to oczywiście komentarze i wypowiedzi nie dziennikarskie, ale osób komentujących informacje lub jakiekolwiek materiały zamieszczane w internecie. Pisząc, nie są spętani wymogami etyki zawodowej, a brak anonimowości wcale nie przeszkadza im mówić (pisać) wszystkiego co przyjdzie im do głowy, bez nawet próby przemyślenia jakie są realne konsekwencje ich wypowiedzi. Najczęściej określenie „Cygan” jest używane bez jakiegokolwiek uzasadnienia, jako naturalna nazwa dla tej grupy etnicznej. W większości takich przypadków wypowiedzi mają charakter negatywny (dyskryminujący, obraźliwy, napastliwy, mający znamiona mowy nienawiści…). Jednak część wypowiedzi osób używających słowa „Cygan” (lub „cygan”) nie jest w ten sposób nacechowana i po prostu opisuje jakiś fragment naszej rzeczywistości. Wśród tych wszystkich wypowiedzi pojawiają się czasem wyjaśnienia nieużywania nazwy własnej „Romowie”. Można je skategoryzować w trzech grupach.
Po pierwsze jest to radość z walki z systemem. W tym przypadku „system” to międzynarodowe zasady i polskie ponadnarodowe zobowiązania (np. w ramach Unii Europejskiej) oraz ci, którzy dążą do zasad równego traktowania, prze co wprowadzają (lub też raczej wprowadzali) zmiany do nazw (naszych polskich, tradycyjnych, najlepszych) i mówią nam jak mamy mówić w ramach poprawności politycznej. Chętnie wyjaśniają że są jej przeciwni i dlatego nie przyjmą nazwy „Rom”, która nic nie znaczy, tylko normalną nazwę, której zawsze w Polsce wszyscy używali, czyli „Cygan”.
Druga grupa chce koniecznie pokazać, jak bardzo czegoś nie wie i jak nisko ocenia – najczęściej nie rozumiejąc nic – istnienie jakiejkolwiek wiedzy, całkowicie odmiennej od mniemań, jakie fałszywie i na podstawie subiektywnie interpretowanych fragmentów rzeczywistości sobie w głowach wszyscy tworzymy. Ta grupa najpierw twierdzi, że to żadni „Romowie” tylko „Cyganie” i wyjaśnia, że Romowie to z Rumunii, a to żadni tacy, bo to polscy są… To oczywiście nie jedyny schemat i można tu znaleźć różnorodne warianty tego kim są lub nie są Romowie i Cyganie, dodając do tego najczęściej Rumunię, ale i Indie i czasem nawet Egipt.
Trzecie grupa opiera się na wiedzy prawdziwej, ale jednak jednostkowej. Właściwie trudno to nazwać wiedzą, jest to jednak bardziej praktycznie używana informacja. „To zwykli cyganie są. Ja wiem”. Bo piszący po prostu tych „cyganów” spotkał, zna ich, rozmawiał, mieszkał obok nich itp. itd… I on wie. I oni mu powiedzieli i on widział i słyszał. Więc nikt nie przekona go że ma mówić inaczej.
Tyle uzasadnień. Ci którzy używaniem „Cygan” starają się obrazić lub zdyskredytować tę grupę, nie tłumaczą się ze swoich zachowań językowych, lecz przyczyna jest to jasno widoczna. Podobnie jak to, że najczęściej mają świadomość nazwy poprawnej politycznie.

Romowie sami zażyczyli sobie używania nazwy „Romowie” w miejsce „Cygan” (lub „Gypsy”), ze względu na chęć bycia traktowanymi na równi z innymi narodami. I właśnie jednym z modernistycznych narzędzi takiego procesu jest upowszechniania nazwy własnej w miejsce nazw zewnętrznych i obcych, które w przypadku Romów (na podstawie różnych doświadczeń historycznych oraz konstruowanych setki lat stereotypów) mają negatywne, utrwalone w mowie codziennej, konotacje. Co więcej używane przez kilkaset lat narzucone nazwy Romów dorobiły się (nie tylko w języku polskim) znacznego obciążenia pod postacią przysłów i powiedzeń o negatywnej wymowie. A w końcu „przysłowia mądrością narodu” więc warto im ulegać. Nawet „Kowal zawinił, Cygana powiesili” może być traktowane nie jak potwierdzenie niesłuszności oskarżania o wszystko Romów, ale jak iście kukluxklanowska wskazówka.
Oczywiście nie wszyscy Romowie zażyczyli sobie być tak nazywani, ale w ich imieniu uczyniła to kilkadziesiąt lat temu grupa osób, które miały jakiekolwiek podstawy do tego aby móc reprezentować Romów. Jednocześnie mieli oni świadomość, że jest to konieczne i że jest to początek procesu mającego zapewnić Romom uznawane i równe miejsce w świecie wśród innych narodów.
Do tego należy dołączyć elementy koncepcji pragmatyczno-językowych i semantykę ogólną, które (w skrócie) jasno dowodzą, iż świadomość ludzka jest zależna od języka. Zatem używając słów nacechowanych negatywnie wobec jakiejkolwiek grupy wzmacniamy lub nawet budujemy naszą określoną (negatywną) postawę w stosunku do tej grupy.

Co ciekawe, Romowie do nazwy „Romowie” sami się muszą przyzwyczajać i nauczyć się przyjmować jej użycie. I nie chodzi tylko o takie skrajnie wyłączeniowe podejście jakie reprezentują niemieccy Sinti, ale na przykład o to, że dla części Romów nie ma żadnego znaczenia, czy mówi się o nich i do nich Cygan czy Rom. Inni natomiast milcząco akceptują jedną i drugą nazwę, tak jak przyjmują całą rzeczywistość, nawet jeśli mają świadomość różnicy. Jednak bardzo ważnym jest obecnie to, że odmienne jest nastawienie osób mówiących do nich i o nich „Romowie”, od tych którzy będą używali „Cyganie”.



piątek, 8 lutego 2019

Jak chronić dzieci


Nie ma wątpliwości, że ochrona dzieci i dbanie o nie, to kwestia istotna dla każdego społeczeństwa i społeczności. Jednak równie niewątpliwie, zakres dbałości o potomstwo i jego prawidłowy rozwój (w tym zdrowotny) zależy od świadomości dorosłych. Ta z kolei uzależniona jest od wiedzy ogólnej, koncentracji na konkretnym zagadnieniu, kontekstów społecznych oraz nawyków kulturowych.
Sytuacja romskich dzieci jest bardzo zróżnicowana, podobnie jak różne są poszczególne grupy, wspólnoty i rodziny Romów. Dlatego też, są wśród nich dzieci, których wychowanie i poziom dbałości o nie, nie różnią się od polskiej średniej krajowej, czasem nawet – np. ze względu na wykształcenie lub wysokie zarobki rodziców – może być wyższy. Niestety ze względu na częstsze braki w wykształceniu i zdarzający się częściej niż w średniej krajowej brak stałego zatrudnienia, a także wciąż niestety często gorsze warunki zamieszkania i życia, bywa że o dzieci dba się w ograniczonym zakresie. W skrajnych sytuacjach dzieci są zmuszone wspierać budżet domowy i zamiast uczęszczać do szkoły wysyłane są w celu podejmowania aktywności żebraczej. W rzeczywistości w Polsce skala tego zjawiska jest znikoma i dotyczy przede wszystkim pozostających w bardzo złej sytuacji romskich migrantów, z czym starają się (poprzez okazywanie pomocy organizacyjnej i finansowej) walczyć zarówno samorządy miejskie, jak i organizacje pozarządowe. Jednak w państwach, w których liczba Romów jest większa niż w Polsce i żyją oni w większości (lub mniejszości) na niższej stopie życiowej niż mieszkańcy Polski, o wiele częściej dochodzi do takich sytuacji.
Z niskim poziome życia wiąże się bardzo wiele negatywnych zjawisk i okoliczności wpływających negatywnie na rozwój dzieci i możliwość zapewnienia im zrównoważonego pod każdym względem rozwoju.

https://www.advicenow.org.uk/file/2526/download?token=If--bXM2

„A survival guide to Child protection for Roma parents” dotczy ogólnej ochrony dzieci, w tym ochrony przed rodzicami. W rzeczywistości jest to instrukcja minimalnego wymaganego przez system brytyjski traktowania dzieci, uzupełniona o poradnikową instrukcję postępowania w stosunku do osób mogących być zaangażowanymi w jakiekolwiek instytucjonalne i administracyjne działania. Ponadto dokładnie wyjaśnione są tam wszelkie procedury (także sądowe), łącznie ze szczegółowymi spisami danych i dokumentów potrzebnych w tego typu sytuacjach. Z jednej strony publikacja ta jest wydana bardzo przyjaźnie, jest czytelna i kolorowa, z drugiej natomiast niepozostawia żadnych złudzeń i konkretnie informuje o możliwych – ze względu na nieprzestrzegania określonych zasad – konsekwencjach. Ten pragmatyzm nie przeszkadza jednocześnie temu, że jest to jednocześnie dobry poradnik, mogący – w przypadku stosowania – na obniżenie negatywnych wskaźników związanych ze zdrowiem Romów, włączając w to także kwestie drobny lub większych wypadków, jakie mogą zdarzyć się dzieciom.
Oczywiście opieka nad dzieckiem i dbanie o nie, nie sprowadza się wyłącznie do zaspakajania potrzeb zdrowotnych, jednak niemalże każda inna sfera ostatecznie w jej zakresie w jakimś stopniu się odzwierciedla. W przypadku tej części Romów, która mieszka w warunkach poniżej minimum socjalnego (wg średnie unijnej – 25% romskiej populacji) występuje problem z dostępem do podstawowych usług komunalnych, a warunki mieszkaniowe są bardzo złe. Bez bieżącej wody, zagospodarowania domowej przestrzeni sanitarnej, nie można zagwarantować dzieciom w pełni higienicznego trybu codziennego funkcjonowania. To może prowadzić do zwiększonej zachorowalności na choroby nie tylko zakaźne. Przy braku pracy trudno jest zmienić warunki mieszkaniowe, a braki w wykształceniu i ustna romska tradycja sprawia, że wiele chorób lub dolegliwości bądź jest lekceważona (aż będzie za późno na leczenie), albo – co na to samo wychodzi – leczona metodami tradycyjnymi, które choć zapewne skuteczne, przegrywają
Podsumowując w znacznym uproszczeniu – negatywna różnica w danych o stanie zdrowia Romów w stosunku do tych samych danych całej populacji europejskiej wynikają z wielu czynników społecznych i w znacznym stopniu ukazują jak zła jest sytuacja Romów w innych dziedzinach życia.
https://romowie.blogspot.com/2014/05/normal-0-21-false-false-false-pl-x-none.html

Długofalowe skutki złej sytuacji mieszkaniowej i zawodowej, niskiego poziomu wykształcenia i dyskryminacji codziennej, dotykają przede wszystkim romskie kobiety i dzieci.
Jak podają różnorodne dane (gromadzone w różnych latach, przez różne instytucje i według różnego klucza wyboru oraz sposobu analizy danych), aż ponad połowa Romów nie osiągnęła 15-go roku życia. Średnia dla nie tak młodych wszystkich innych narodów europejskich to nieco ponad 20%. Natomiast liczba Romów po 64 roku życia to zaledwie jedna szósta osób w tym samym wieku w średniej europejskiej.  Od połowy lata 20. XXI wieku nieco zmienił się trend wśród europejskich Romów i średnia wieku tej społeczności (25 lat, w porównaniu z 40 lat średniej europejskiej), zaczęła nieco rosnąć, jednak jest to proces powolny.
W dalszym ciągu średnia oczekiwana długość życia Romów jest niższa (nawet do 14 lat – w zależności od płci i państwa) niż średnia, a porównując dane dotyczące tego samego wieku – Romowie aż o 15%  (do 20%) częściej są przewlekle chorzy lub mają jakikolwiek stopień niepełnosprawności. To w sumie ponad 400000 osób w Europie (tylu mieszkańców ma Szczecin).
Poziom przyszłego zdrowia obecnych dzieci nie zależy wyłącznie od warunków życiowych, ale także i od wzorów zachowań otoczenia i najbliższej rodziny – w tym przede wszystkim rodziców. Większość Romów używa nikotyny, a blisko połowa palących Romów rozpoczęła nałogowo używać tytoniu między 15 a 16 rokiem życia. Jedna trzecia Romów nigdy nie była u dentysty i tyle samo ma ubytki w uzębieniu, a o szczepieniach pamięta zalewie 75% populacji.


Bardzo poważnym problemem romskich rodzin jest kwestia wypadków dzieci ( i dorosłych). Wynika to z warunków w miejscu zamieszkania, miejsc w których bawią się dzieci, brakiem opieki dorosłych nad nimi (starsze dzieci zajmują się młodszymi) i wieloma innymi codziennymi czynnikami. W całej populacji Romów ponad 10% w ciągu ostatniego roku miało jakiś wypadek. Ponad 40% z nich miało miejsce w domu. W Europie średnia wypadków w ciągu życia dla dorosłych wynosi niecałe 7%. Dla dzieci jest jeszcze niższa. Dane te jednak całkowicie odbiegają od tego jak wygląda sytuacja wśród Romów.
W takiej sytuacji warto by było rozpowszechnić wśród Romów zbiór zasad, które podwyższają poziom bezpieczeństwa dzieci. Oczywiście problem jaki się pojawia i który dotyczy wszystkich sytuacji gdy w formie pisemnej kierujemy cokolwiek do tej grupy, to fakt, że część spośród Romów ma problem z czytaniem w języku polski, a na pewno nie ma nawyku stosowanie się do zasad opisanych w jakichkolwiek publikacjach. Zatem problemem, który mogą rozwiązać chyba tylko naprawdę aktywni asystenci romscy, jest dotarcie z odpowiednią informacją do tej grupy.
Bardzo dobrze opracowany jest spis pomocnych zasad opracowany prze działające od 1895 roku brytyjskie stowarzyszenie The National Societyfor the Prevention of Cruelty to Children.

https://www.nspcc.org.uk

Przykładowe, opracowane przez tę organizację zasady dotyczące pozostawiania dziecka samego (w domu) przedstawiają się następująco:
- niemowlęta, małe dzieci i bardzo małe dzieci nigdy nie powinny pozostawać same,
- sieci w wieku poniżej 12 lat są zazwyczaj zbyt mało doświadczone, aby poradzić sobie w nagłych wypadkach i nie powinny pozostawać w domu same przez dłuższy czas,
- dzieci w wieku poniżej 16 lat nie powinny zostawać same w nocy,
- dziecko nie powinno nigdy pozostawać w domu sam, jeśli nie czuje się z tym dobrze, niezależnie od wieku,
- jeśli dziecko ma dodatkowe potrzeby, należy je uwzględnić, zostawiając je w domu samodzielnie lub ze starszym rodzeństwem,
- zostawiając młodsze dziecko ze starszym rodzeństwem, trzeba pomyśleć o tym, co może się wydarzyć i czy oboje byliby w tych sytuacjach bezpieczni?
To nie jedyny spis zasad jaki udostępnia NSPCC, jednak nawet przestrzeganie tak podstawowych norm pozwoliłoby na podniesienie poziomu bezpieczeństwa romskich dzieci. Zresztą trzeba przyznać, że nie tylko romskich. Jednak w ich przypadku – jak już zostało powiedziane – o wiele częściej dochodzi do domowych (i nie tylko) wypadków.