poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Codzienne wędrowanie


O wędrowaniu Cyganów zawsze było dużo. W końcu to ich sens. Dla wielu rzeczywiście – Kalderasze, których potomkowie są najbardziej liczni w świecie – niemalże stanowiąc podstawę ich tożsamościowo-moralno-wewnątrzprawnego dziedzictwa. Ale nie dla wszystkich. W rzeczywistości jest to około 5%. Ale że w świecie? Czy w Europie? I czy aby nie są to w większości irlandzcy Traveleresi? Geerralnie nie, ponieważ jest ich „zaledwie” ponad 30 tysięcy. To gdzie jeszcze te wędrujące wozy taborowe? W Rumunii na pewno. W Polsce można je spotkać chyba tylko między Tarnowem a Szczurową podczas Taboru Pamięci Romów.
Choć można tez spotkać naszych Romów obozujących niespodziewanie rano obok własnego namiotu gdzieś na dzikim brzegu Wisły pod Sandomierzem, albo na polu namiotowym w Pieninach (niekoniecznie po polskiej stronie granicy). Oczywiście z nowoczesnym i dużym namiotem, z mercedesem (albo innym bmw) zaparkowanym tuż obok, ale za to z puchatymi poduszkami i kołdrami, bo przecież nawet żyjąc (chwilę) pod namiotem nie należy rezygnować z pewnego poziomu komfortu.


Przesłodkie sceny z Bolka i Lolka z jednej strony odzwierciedlają zakorzenione stereotypy, a z drugiej w tym stereotypie, romantycznym, letnim, pełnym swobody i uśmiechu odzwierciedlają się nasze (większościowe) oczekiwania od wizerunku Cygana i od nich samych. Ma być miło-ładnie-kolorowo. Chcemy powielać ikoniczne schematy myślowe powiązane z „Tabor wędruje do nieba” i obrazem szczególnej wolności i szczęścia cygańskiego życia. To jakby powrót do XIX wieku, kiedy rumuńscy Cyganie wędrowali do Polski przez ziemie rosyjskie, spełniali przy tym dla zarobku oczekiwania rosyjskiej arystokracji i zapotrzebowanie na stroje kolorowe, uśmiechy, tańce  i skoczną muzykę. Jesienna bida koczowania w chłodzie i czasem wręcz nerwowe szukanie miejsca na przetrwanie zimy, zupełnie wypadają z naszej świadomości.
Bo to nie tak, że to życie było lepsze. Czy że było dostatniejsze. Czy że było ubogie. Szczęśliwsze, swobodniejsze, prawdziwsze… To wszystko nie ma znaczenia. To było ich życie.


Prof. Lech Mróz zwrócił uwagę na niezbadany problem dotyczący zmian i kosztów z nich wynikających w zakresie wewnątrzspołecznym i psychologicznym do jakich doszło w wyniku wielkiego zatrzymania (czy też postoju). Podobnie jak uszczerbek na wewnętrznych elementach kultury i tradycji są one czymś oczywistym, jednak – poza pojedynczymi przykładami i konkretnymi relacjami – najczęściej są wspominane marginalnie, choć bez umniejszania ich znaczenia. Obecnie – przede wszystkim ze względu na sposób funkcjonowania ludzkiej pamięci – trudno jest odtworzyć ich realny zakres i intensywność. Z pewnością jednak – choć dotyczyło to jedynie części polskich (w większości już osiadłych) Romów – całkowita zmiana trybu życia, obecnie odzwierciedlająca się co najwyżej w nostalgicznych wspomnieniach i być może (obowiązkowej) gotowości do podróżowania (nawet daleko i w wyniku szybkiej decyzji), była destrukcyjna dla każdego aspektu świadomości romskiej.
W rzeczywistości trudno jest to nam obecnie zrozumieć. Można jednak dokonać zabiegu myślowego opartego o regresję odwrotną. Należałoby mianowicie wyobrazić sobie skutki, jakie w zakresie naszego (głównonurtowego) życia (w każdym z jego aspektów) przyniósłby nam obowiązek nomadycznej mobilności.  I to nie w wersji popieranej przez Unię Europejską i rozwijające się państwa pierwszego świata. I nie chodzi tu o próbę wczucia się w rolę uchodźców i nawet kilkumiesięczną ucieczkę do bezpieczniejszego państwa, połączoną ze skrajnie złymi warunkami życia. Trzeba by wyobrazić sobie sytuację w której każdego (bez wyjatku) roku na kilka (na przykład na 4) najcieplejszych miesięcy, opuszczamy miejsce zamieszkania i ruszamy na ten czas w podróż. W powolne (przerywanej częstymi zatrzymaniami na jakiś czas) wędrowanie bez (lub z) konkretnie wyznaczonego celu.
Nie chodzi tu o porzucenie technicznych udogodnień i nocowanie w wozach taborowych i prymitywnych namiotach. Nie chodzi także o to aby owo wędrowanie podjęła ta część (najczęściej „młodsza”) społeczeństwa, która reprezentuje współczesne formy nomadyzmu i która chce takiego  trybu życia.
Jak moglibyśmy wykonywać naszą pracę? Jakich zajęć byśmy się podejmowali? Jak zmieniłby się krąg naszych znajomych? Jak wyglądałaby sytuacja w zakresie naszych więzi rodzinnych? Do jakiego przewartościowania doszłoby w obszarze naszych wartości? Jak bardzo odmieniłaby się nasza codzienność? Z ilu nawyków musielibyśmy zrezygnować, a jakie nowe pojawiłyby się w naszym życiu? Tego typu pytań można zadać bardzo wiele i trudno jest w ramach myślowej symulacji odpowiedzieć na nie w sposób wiarygodny, wykraczając poza życzeniowe i deklaratywne opinie, oczekiwania i nastawienie zdeterminowane odmiennym trybem życia i aktualną sytuacją.
Co my (w większości głównonurtowe mądrale) wiemy o wędrowaniu? Na jak długo najczęściej (poza erazmusami/stypendiami/grantami) większość z nas (znamienita, znakomita i bezwzględnie większościowa) opuszcza stałe miejsce zamieszkania? Na 2 tygodnie? I to czy na wędrówkę? Na swoistą tułaczkę (zaplanowaną i zorganizowaną nawet choćby częściowo). „My” tak nie robimy. Ale jak byśmy czuli się po miesiącu, dwóch, trzech życia pod namiotem, zmiany miejsca co jakiś czas, takiego całkiem innego i przy tym wymuszonego trybu życia? Kim byśmy się stali?

A jak czuli się Romowie, którzy właśnie tak żyli i nagle im tego zakazano? Kim byli nim się stali takimi jakich znamy?




piątek, 18 sierpnia 2017

Z Kolumbem przypłynęli


Zwiększone zainteresowanie Romów w własną historią związane ze wzrostem ich świadomości historycznej (w jej głównonurtowym rozumieniu) nie ogranicza się jedynie do Samudaripen i sięga – także w przypadku poszczególnych krajowych wspólnot romskich – o wiele dalej. Zachowując się jak każdy naród, który buduje swoją (po- lub post-) nowoczesną tożsamość i rekonstruujący swoją historię (często jedynie legendarną i bywa, że fałszywą), Romowie (wspomagani przez romskich i nieromskich badaczy) identyfikują „tych pierwszych”. Tak jest w przypadku Cygana-kowala, który (być może…) przypłynął do Australii wraz z Pierwszą Flotą. Podobnie (choć nieco bardziej prawdopodobnie) jest z pierwszymi Cyganami („Egipcjanami”), którzy dotarli do Nowego Świata wraz z trzecią wyprawą Krzysztofa Kolumba w 1498 roku.
Bardzo interesującym opracowaniem związanym z Romami w Ameryce i ich migracją na ten kontynent jest artykuł, który ukazał się w 9 numerze „Studia Romologica”.

W lipcu tego roku w oparciu o China Global Television Network: America pojawiła się informacja o tym, że w Columbii w 1999 roku Romowie zostali uznani za mniejszość etniczną. Źródło to nie jest w pełni wiarygodne. W rzeczywistości oryginalny sposób podejścia do mniejszości etnicznych i kulturowych został wpisany w kolumbijską konstytucję. Natomiast w 1999 roku oficjalnie na szczeblu rządowym została uznana Proceso Organizativo del Pueblo Rom (Gitano) de Colombia (PROROM) – pierwsza romska organizacja w Kolumbii.
Co daje oficjalne uznanie za mniejszość? Coś chyba daje. Najlepiej i najbliżej byłoby zapytać o to irlandzkich Travellersów. Czasem może nie dać nic. Jednak lepiej być uznawanym za wspólnotę, za kogoś grupowo rozpoznawalnego i identyfikowanego, o jakimkolwiek statusie prawnym niż być traktowanym jako nikt.

Z geograficznego punktu widzenia Kolumbia jest wrotami do Ameryki Południowej, zajmując obszar jej połączenia z Przesmykiem Panamskim. Nic zatem dziwnego, że Romowie dotarli tu właśnie od północy. Większość kolumbijskich Romów przybyła do tego państwa w XIX wieku – są głównie potomkami serbskich Kalderaszów. Jednak niewielkie grupy dotarły z Europy także w późniejszym czasie (z Francji, Hiszpanii i Rosji) – w latach 20 XX wieku, a także (z Grecji i państw bałkańskich) w latach 40 XX wieku.
Kolumbia jest oficjalnie państwem wielo(multi)-etnicznym i wielo(multi)-języcznym, co jest potwierdzone w jej konstytucji. Dzięki temu mniejszości etniczne i kulturowe mają prawo do samookreślania i samoorganizacji. Aż 6 milionów mieszkańców tego państwa (14% populacji) należy do grup etnicznych, najczęściej posługujących się własnym językiem. Romów nie jest wielu – w sumie szacuje się (należy jednak pamiętać o tym jak mało wymierne bywają wszelkie dane dotyczące romskich populacji), że jest ich 0,01%, a w rzeczywistości od 4 (blisko 5 – w 2005 roku) do 8 (w 2017 roku) tysięcy. W większości żyją na północy kraju, skupieni wokół dominujących rodów, w miastach: Bogota, Cúcuta, Girón, Barranquilla, Cali, Cartagena, Ipiales, Envigado, Sampués, Santa Marta, Fusagasuga, El Espinal. W wyniku skomplikowanej sytuacji politycznej i wewnętrznych konfliktów w Kolumbii nie ma już praktycznie wędrujących Romów i wszyscy prowadzą osiadły tryb życia. Większość z tych, którzy chcieli zachować nomadyczny charakter swoich wspólnot i utrzymać tradycyjne zawody (wytop miedzi, handel końmi, handel wyrobami ze skóry), wyemigrowali do Wenezueli oraz częściowo do Ekwadoru i Panamy.
Zasadniczo Romowie w Kolumbii, przynależąc do jednej z kilku mniejszości etnicznych, są pod wieloma względami w o wiele gorszej sytuacji niż społeczeństwo większościowe. Specyficznym dla Kolumbii składnikiem takiej sytuacji była przeprowadzona w XX wieku akcja przymusowych przesiedleń części społeczności wiejskich do ośrodków miejskich. Znaczny ich odsetek stanowiły właśnie mniejszości etniczne – w tym Romowie. W miastach stali się warstwą najuboższą, co w przypadku ich ogółu nie uległo zmianie do tej pory. Ich dyskryminacja jest wielopłaszczyznowa, negatywne stereotypy bardzo silne i utrwalone w społeczeństwie, a brak możliwości zmiany w zakresie społecznym, edukacyjnym i zawodowym, sprawia, że często pozostają zamknięci w społecznym getcie. Wiąże się to także z gorszym stanem ich zdrowia i utrudnionym (w znacznym stopniu przez niski poziom świadomości zdrowotnej i brak edukacji zdrowotnej) dostępem do opieki medycznej. Istotnym problemem Romów kolumbijskich jest praktycznie całkowity brak rejestracji urodzin, co wywołuje problemy w późniejszym życiu członka ich społeczności.
Władze kolumbijskie od końca XX wieku zaczęły przyjmować narzędzia legislacyjne, mające wesprzeć grupy etniczne pozostające w najgorszej sytuacji. Część z nich ma charakter ogólny (ochrona języków mniejszości), ale niektóre odnoszą się konkretnie i bezpośrednio wyłączeni do Romów (przyjęte w 2010 roku prawne ramy ochrony praw Romów). Ponadto w ramach narodowego planu rozwoju 2014-2018, skoncentrowanego na porządku publicznym, likwidacji skrajnego ubóstwa i podniesienia poziomu edukacji, uwzględniono zarówno konsultacje z Romami, jak i w samym programie wzięto pod uwagę ich obecność w Kolumbii.

Romowie w Ameryce Południowej nie pozostają całkowicie bierni i podejmują próby zwrócenia uwagi społeczności kontynentu na swoje istnienie. W działania te włączają się (niekoniecznie bardzo aktywnie) także organizacje reprezentujące Romów z USA i Kanady. Przykładem tego typu aktywności jest deklaracja z Quito z 15 marca 2001 roku, przygotowana i podpisana przez przedstawicieli ośmiu organizacji (w tym czterech z państw Ameryki Południowej – z Chile, Argentyny, Ekwadoru i Kolumbii). Dokument ten nie jest obszerny, jednak bardzo interesujący i można go – uwzględniając specyfikę kontynentalnej lokalności – uznać, za odpowiednik Declaration of a Roma Nation.

http://www.liloro.ru//romanes/declaration_eng.htm

Czytając go można łatwo zidentyfikować podstawowe bolączki Romów zamieszkujących Amerykę Południową. Najważniejszą z nich jest całkowite lekceważenie istnienia czteromilionowej (wliczając w to populację z Ameryki Północnej) społeczności romskiej przez większość państw. Formalnie grupa ta jest identyfikowana i uznawana jedynie w Kolumbii i Brazylii. Większość państw nie tylko nie uznaje ich za konkretnie zidentyfikowaną mniejszość, ale chodzi tu także o uznawanie ich jakiejkolwiek odrębności, specyfiki, praw, a także o formalne uznanie południowoamerykańskich Romów za nieheterogeniczną, jednak w specyficzny (przede wszystkim kulturowy) sposób – spójną grupę. Wiedza o Romach w państwach Ameryki Południowej jest bardzo mała i najczęściej są oni w ogóle pomijani jako grupa i trafiają do ogólnej kategorii innych. Deklaracja ta zawiera konkretną listę oczekiwań, przedstawianych różnym podmiotom (w tym władzom krajowym, organizacjom pozarządowym i Narodom Zjednoczonym). O ile w Europie istnieje wiele możliwości poszukiwania jakiejkolwiek sprawiedliwości społecznej, działa Rada Europy, a parasol ochrony Unii Europejskiej (nawet jeśli niedoceniany i nie zawsze zauważalny) w jakikolwiek sposób funkcjonuje także poza jej granicami, to w Ameryce Południowej brakuje tego typu mechanizmów. Stąd jedyną organizacją, która może pełnić w jakimś stopniu taką rolę jest ONZ. To jakie ma realne możliwości i jak wywiązuje się ze swoich zadań, pozostaje odrębną kwestią.

Inny kontynent, inna sytuacja – podobne problemy (choć z większą koncentracją na uznawalności odrębności, niż na ogólnej sytuacji społeczno-ekonomicznej) i wciąż ta sama (choć w większości pochodząca od Kalderaszów) i podobnie dyskryminowana mniejszościowa grupa etniczna.


wtorek, 8 sierpnia 2017

NIK strażnikiem i ostoją


Raz na jakiś czas – w sumie można by nawet powiedzieć że regularnie – Najwyższa Izba Kontroli bada praworządność i efektywność realizacji działań, zmierzających do poprawy sytuacji Romów w Polsce, na które zostały przeznaczone środki budżetowe. W 2016 roku przeprowadzono badanie „Realizacji przez gminy z województwa małopolskiego zadań w ramach Programu integracji społeczności romskiej w Polsce na lata 2014–2020”.

https://www.nik.gov.pl/kontrole/I/16/005/LKR/

Badanie to nie dotyczyło tego, czy należy realizować program, lecz sposobu w jaki wybrane gminy realizują go – w relacji do założeń przyjętych w jego ramach.
Była to pierwsza analiza nowej perspektywy finansowej w tym obszarze, a poprzednia – opublikowana w 2015 roku – dotyczyła Program na rzecz społeczności romskiej w Polsce 2004-2013 „Działania administracji publicznej na rzecz ochrony praw mniejszości romskiej w Polsce”.

https://www.nik.gov.pl/kontrole/P/14/119/LKR/

Nowe badanie objęło Urzędy Gminy z: Nowego Targu, Krościenka nad Dunajcem, Limanowej, Ochotnicy Dolnej, Szaflarach, Łącku oraz Limanowej.
Nie sposób nie zauważyć, że są to gminy zamieszkałe przez Romów pochodzących z grupy Romów Karpackich (Bergitka Roma), którzy w większości znajdują się w gorszej sytuacji ekonomicznej i społecznej w porównaniu do innych grup polskich Romów. Jednocześnie to w stosunku do nich w ciągu ostatnich kilkunastu lat skierowano najwięcej działań mogących modyfikować ich sytuację w głównych obszarach interwencji (edukacja, praca, mieszkalnictwo, zdrowie), finansowanych zarówno ze źródeł budżetowych, jak i unijnych. Ponadto z tymi konkretnymi gminami wiążą się takie „hasła” jak „Maszkowice”, „Limanowa”, „zakup domów dla Romów w innej gminie”, które pojawiają się w ogólnopolskich mediach, wywołując żywą (i jednak dominująco negatywną) reakcję ich odbiorców.
Wraz z opublikowaniem zatwierdzonego w kwietniu 2017 roku podsumowującego raportu NIK, udostępniono także jednostkowe szczegółowe „Wystąpienia pokontrolne” dotyczącej każdej z gmin.

Podobnie jak w badaniach dotyczących akceptacji/niechęci Polaków do innych narodowości, w których Romowie od lat trafiają na koniec/początek tej listy, tak też w przypadku raportu NIK, istotne okazały się dwie główne i niezmienne kwestie, nie wyrażone wprost, ale wynikające z wielu pojedynczych elementów raportu, dotyczące wsparcia skierowanego do tej grupy. Pierwszą z nich jest to, że jakiekolwiek zmiany związane z Romami są zmianami powolnymi. W poprzednim raporcie stwierdzono:

Jednak dziesięć lat, w czasie których realizowano Program romski, okazało się zbyt krótkim okresem dla osiągnięcia wszystkich założonych celów.

Wynika to z tego, że mniejszość romska jest w praktyce i przede wszystkim mniejszością kulturową, także w przypadku Romów Karpackich, którzy (słusznie) są uznawania za grupę, która w najmniejszym stopniu dochowuje romskich tradycji. Tak rzeczywiście jest, jednak tylko w relacji do innych romskich grup, natomiast w dalszym ciągu są oni o wiele bardziej osadzeniu we własnych tradycyjnych zasadach kulturowych, niż ma to miejsce w przypadku społeczeństwa większościowego. Taki wniosek nie ma służyć usprawiedliwianiu jakichkolwiek zachowań Romów sprzecznych z zasadami życia społecznego w Polsce, a jedynie wskazać, że część oczekiwanych przez społeczeństwo dominujące zmian, wymaga modyfikacji pojedynczych składników rdzenia kulturowego, co o ile w ogóle możliwe – bywa czasochłonne.
Z drugiej strony jednak powolność zmian w przypadku znacznej części Romów z gmin objętych badaniem wiąże się niestety także z jednym z wniosków NIK:

Program integracji w swojej obecnej formie stanowi raczej kolejny element pomocy socjalnej i materialnej dla społeczności romskiej, utwierdzając członków tej społeczności w postawach roszczeniowych, zamiast skłaniać Romów do większej aktywności w poszczególnych dziedzinach życia społecznego

Zgodnie z raportem znaczna część Romów nie zamierza poddać się jakimkolwiek zmianom, choć chętnie uczestniczy w jednostkowych działaniach, związanych z przyjmowaniem pomocy materialnej. Jak podkreśla NIK, Program integracji nie realizuje w ten sposób swoich celów, a staje się jedynie kolejną formą pomocy socjalnej. Stąd sformułowanie krytycznego wniosku dotyczącego obecnej jego formy. Jednak należy brać pod uwagę to, że nie tylko nie dotyczy to wszystkich Romów w  Polsce, ani nawet wszystkich Romów z badanych gmin, ale także i wszystkich obszarów interwencji. W zakresie edukacji Program jest bardzo ważnym czynnikiem wpływającym na zmianę i poprawę poziomu edukacji romskich dzieci. Jedynym z istotnych czynników związanych z tym obszarem działań są aktywni asystenci edukacji romskiej.
Drugą kluczową kwestią – ściśle powiązaną zarówno z powolnością zmian, jak i z realizacją każdego działania skierowanego do Romów – są wysokie koszty. Co prawda na realizację Programu zarezerwowano znaczne środki, jednak nie zmienia to faktu – zawsze ocenianej negatywnie i to nawet przez Unię Europejską – niskiej efektywności finansowej działań podejmowanych w jego ramach.

Niewątpliwym praktycznym problemem realizacji Programu wskazanym przez NIK jest brak lub szczątkowe sformułowanie Lokalnych programów integracji Romów, które powinny być dobrze zaplanowaną i kompleksową, uwzględniającą specyfikę lokalną, strategią działań na poziomie każdej gminy. Jednak na poziomie gminy dominuje huraoptymizm i stwierdzenie, że jakoś to będzie, a stworzenie prostej, realnej, adekwatnej do lokalnych potrzeb strategii wymaga pracy i koncentracji na temacie, która wymaga pewnego wysiłku.
Kontrolujący zwrócili także uwagę na problem zakupu nieruchomości na terenie innej jednostki samorządu terytorialnego.

http://romowie.blogspot.com/2016/11/zintegrujmy-ich-z-kims-innym-jesienia.html

To zagadnienie nie tylko wzbudza to zastrzeżenia NIK, ale także sprawia, że gminy nie realizują w pełni założeń w obszarze mieszkalnictwo. Kwestia (choć w rzeczywistości nie jednoznaczna) ta powinna zostać jasno uregulowana, uwzględniając także sytuację innych gmin, które dotychczas nie stykały się z problemową mniejszością romską zamieszkującą ich teren.

Poszukując – w ramach tego że nic o Romach bez Romów – romskich odniesień do raportu NIK i całkiem przy okazji do rządowego programu ich integracji, od razu trafia się na informację jaka pojawiła się w czerwcu na stronie internetowej Stowarzyszenia Romów w Polsce.

http://stowarzyszenie.romowie.net/Oswiadczenie-w-sprawie-raportu-Najwyzszej-Izby-Kontroli-577.html

Jak zawsze w przypadku Prezesa Kwiatkowskiego musiał pojawić się między innymi wniosek, mówiący o tym, że jakiekolwiek programy wykraczające poza standardowe (społeczne i socjalne) sposoby pomocy innym Polakom, a skierowane specjalnie do Romów, powinny zostać zlikwidowane ze względu na dokonywaną w ten sposób ich stygmatyzację. O ile należy uznać, że taki mechanizm rzeczywiście występuje, to jednak likwidacja Programu integracji nie sprawi, że Romowie przestaną być w Polsce dyskryminowani, ponieważ wspomniana od-finansowa stygmatyzacja jest tylko jednym z wielu (i to wcale nie najistotniejszym) składnikiem ogólnej dyskryminacji tej grupy etnicznej w Polsce. Ponadto stanowi on bardzo ważny element podnoszenia poziomu (ilościowego i jakościowego) edukacji szkolnej Romów. Oświadczenie jednak (ponownie) jak zawsze, zawiera wiele różnorodnych i bardzo interesujących elementów oceny sytuacji i warto się z nim w całości zapoznać.

Być może Program integracji należy przeformułować i poszukać lepszych (bardziej efektywnych) konkretnych form jego realizacji. Jednak nie powstał on z niczego i opierał się na doświadczeniach w zakresie realizacji dwóch wcześniejszych programów rządowych. Przy jego ostatecznym konstruowaniu nie tylko brano pod uwagę doświadczenia specjalistów rządowych, ale także przeprowadzano (prawie na pewno?) konsultacje ze środowiskiem romskim. Może się zatem wydawać, że jest sformułowany adekwatnie do potrzeb i możliwości.

Jeśli tak nie jest – zmiany są konieczne, jednak nie sposób stwierdzić, kto i na jakich podstawach miałby formułować jego lepszą wersję.