środa, 28 listopada 2018

Bo oni tacy są




Stereotypy są nam potrzebne. Nasz mózg ma skłonność do szufladkowania i upraszczania rzeczywistości. W ten sposób oddalamy się od istoty rzeczy (świata platońskich idei), ale jednocześnie jest to naturalny mechanizm pozwalający na prostszą (choć oszukańczą) kategoryzację i porządkowanie naszego świata. Choć stereotypy są jedynie bardzo zgrubnym szkicem upraszczającym rzeczywistość, to właśnie w nich odzwierciedla się hierarchiczny system naszych wartości i sposób myślenia o świecie oraz porządku jaki w nim panuje. Dzięki takim ich cechom dają nam one (całkowicie) złudne poczucie bezpieczeństwo, swojskości i normalności. To one artykułują interesy grup narodowych, społecznych i ideologicznych, przez co łatwo stają się instrumentami propagandy, kanalizując agresję i usprawiedliwiając działania podejmowane tak na poziomie międzynarodowym, jak i całkiem lokalnym.

Przed takimi funkcjami, działaniami i wykorzystywaniem stereotypów bardzo trudno jest uciec i zmiana ich roli i wpływu na życie ludzi jeszcze długo nie ma szansy nastąpić. Nawet jeśli są one – ze względu na szkody jakie mogą przynosić (i przynoszą) – czymś powszechnie ocenianym negatywnie, trudno jest je likwidować nie tylko ze względu na ich pierwotny percepcyjno-porządkujący charakter, ale także przez to, że bywają niejawnie umacniane, a ich istnienie często jest w taki sposób utrwalane.

To, co jednak można zrobić ze stereotypami bez rewolucyjnych zmian ludzi, to ich oswojenie i zrozumienie zarówno tego jak powstają, jak i tego do czego są lub mogą być wykorzystywane. Podstawą do tego jest konieczność autorefleksji i zrozumienia, że nie odzwierciedlają rzeczywistości. Istotne, choć nie mające znaczenia w tym przypadku, jest to, czy opierają się na jednostkowych przypadkach, czy też są jedynie projekcją podejrzeń i błędnie zinternacjonalizowanych oczekiwań w stosunku do konkretnej grupy. Uogólniają bowiem bezlitośnie dotyczące jej śladowe podobieństwa i cechy (pozornie) wspólne, łącząc je wspólnym mianownikiem.

W przypadku Romów stereotypy mają dwojaką naturę. Z jednej strony część z nich jest całkowicie fałszywa i są one w tym przypadku konstruowane bądź na podstawie wygodnych legend jakie sami w historii tworzyli w ramach strategii przetrwania (możliwe także, że po prostu nie zaprzeczali temu co społeczeństwo większościowe wymyślało na ich temat), bądź na podstawie przypisywania im cech obcego i innego, a w takim przypadku wyobraźnia (nie tylko ludowa) ludzka nie ma granic. Z drugiej natomiast strony opierają się one na typowym rozciągnięciu jednostkowych (lub mikrogrupowych) zachowań popartych często negatywnym doświadczeniem jednostek lub lokalnych grup należących do większościowego społeczeństwa. O wiele bardziej atrakcyjna i łatwiej upowszechnialna jest negatywna informacja, niż taka, która będzie opisywała (w rzeczywistości nudne w odbiorze) sukcesu romskich dzieci w szkole. Tak ja nie wszyscy Romowie żyją na granicy ubóstwa (w Europie jest to średnio około 30%), tak też nie wszyscy Romowie spełniają stereotypowe oczekiwania większości społeczeństwa. Nie każdy z nich od urodzenia jest tancerzem i muzykiem, nie każda romska dziewczynka po osiągnięciu odpowiedniego wieku będzie umiała wróżyć, a być może nigdy w życiu (poza pierwszą komunią i ślubem) nie założy bogato zdobionej sukni. To samo dotyczy tych najbardziej negatywnych stereotypów na ich temat, które funkcjonują w większości (lub wszystkich) społeczeństw europejskich. Analizując sytuację związaną z tymi stereotypami należy pamiętać o tym, że pomimo włączenia się w główny nurt życia społecznego i ekonomicznego wielu Romów, pozostają oni w większości poza kulturą (i społeczeństwem) większościowym i często są wychowywani z innym nastawieniem do własnej kultury, tradycji i wartości, a ich doświadczenia społeczne różnią się od większościowych. 


https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/S0147176716302851?via%3Dihub


Bardzo interesująca skala (typy antyromskich stereotypów) wspomagająca badania stereotypów dotyczących Romów została wypracowana przez grupę badaczek w 2017 roku:

- jawne uprzedzenia,

- niezasłużone korzyści,

- różnice kulturowe.

Po dopasowaniu tego narzędzia do polskich warunków, zostało ono wykorzystane w bardzo dokładnie opisanym metodologicznie badaniu, służącym szczegółowej i wieloaspektowej analizie stereotypów dotyczących Romów opublikowanej przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami.


http://cbu.psychologia.pl/uploads/f_bulska/Raport_Romowie_Ariadna_PDF.pdf


Badanie dotyczyło dwóch ważnych kwestii. Pierwszą było zbadania najbardziej powszechnie występujących w Polsce stereotypów w stosunku do Romów, drugą natomiast skorelowanie takiego stereotypowego podejścia z akceptacją różnych form przemocy w stosunku do tej grupy. Autorka analizy uwzględnia w tym zakresie także przemoc słowną, co motywuje (słusznie i w oparciu o dokumenty Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji) tym, że Romowie są trzecią grupą (pod względem częstotliwości) w stosunku do której w Polsce popełniane są przestępstwa z nienawiści.

Wyniki łączące stereotypowe przekonania na temat Romów (według autorki badania kategoryzowane na pozytywne i negatywne) łączyły się z większym poziomem akceptacji dla różnorodnych form przemocy w stosunku do Romów, a także z popieraniem przymusowej asymilacji tej grupy. Jedynie w przypadku osób reprezentujących stereotypowe podejście w zakresie różnic kulturowych (czynnik pozytywny) pojawiło się nieco inne podejście do Romów, czyli akceptacja działań pozytywnych, niskie poparcie dla przymusowej asymilacji oraz brak zgody na przemoc.

Ten ostatni trop wydaje się wskazywać na to, że grupa stereotypów kulturowych – reprezentowana w sposób mniej lub bardziej świadomy i jawny przez większość polskiego społeczeństwa (55,6% poparcia dla stwierdzenia: „Muzyka i taniec to coś, co romskie dzieci wysysają z mlekiem matki”) – może być traktowana jako stereotypy pozytywne. Jednak w dalszym ciągu należy je traktować jako stereotypy, które zbyt upraszczają romską rzeczywistość. Co więcej – tu trudno zgodzić się z autorką tego świetnego raportu – przynoszą one więcej szkody niż potencjalnego pożytku, gdyż trzeba brać pod uwagę, że każde wyjście Romów poza ten pozytywny romantyczno-folklorystyczny stereotyp może automatycznie wywołać w tej grupie większościowej zmianę nastawienia i wzbudzenie niechęci do Romów. W jakimś stopniu można tu przywoływać sytuację Czarnych w USA po II wojnie światowej, kiedy przedstawiciele tej grupy powracali z Europy i pomimo doceniania ich jako żołnierzy i równego traktowania podczas działań wojennych, trafiali ponownie do przepełnionej rasizmem amerykańskiej rzeczywistości. Innym przykładem może być docenianie muzyków, śpiewaków i tancerzy wywodzących się z tej grupy, jednak akceptacja ich przez większość społeczeństwa ograniczała się wyłącznie do tego wąskiego zakresu ich życia i działalności, przez co nie niosło to szerszych skutków na płaszczyźnie społecznej i zniesienia amerykańskiej segregacji rasowej. Dlatego też akceptacja i traktowanie jako pozytywnych kulturowych stereotypów wobec Romów jest akceptowaniem mniejszego zła, które jednak utrwala zmarginalizowany wizerunek tej grupy. Skutkuje to pozwoleniem na ich obecność i widoczność w społeczeństwie tak długo, jak długo spełniają nasze oczekiwania, jak długo wpasowują się w romantyczno-folklorystyczny wizerunek jaki im przypisujemy.

W kategorii jawnych uprzedzeń antyromskich najczęstszym popieranym zdaniem było: „Romowie nie lubią pracować, są leniwi” (44,1%), a największy sprzeciw wzbudzało stwierdzenie „To dobrze, że istnieją miejsca, do których Romowie nie mają wstępu” (33,5%). Najmniejsze poparcie wśród badanych Polaków znalazła grupa stereotypów wpisująca się w kategorię niezasłużonych korzyści. Jednak to one są najczęstszą przyczyną konfliktów lokalnych (jak choćby w Puławach) lub prób politycznego wykorzystania wspierania Romów (jak w przypadku ataku „Gazety Polskiej”). Ponadto to właśnie na te kwestię zwraca szczególną uwagę Roman Kwiatkowski, a wyniki tego badania zdają się nie potwierdzać jego tezy. W tej kategorii największe poparcie wśród badanych miało zdanie „Romowie dostają więcej pieniędzy od rządu, niż powinni” (32,7%), a największy sprzeciw wzbudzało: „Faktyczna rasowa dyskryminacja w Polsce przejawia się faworyzowaniem Romów przez instytucja państwowe”.

Raport w całości jest bardzo interesujący i, tu zostały przytoczony jedynie jego niewielki fragment i wybrane pojedyncze dane. Z pewnością jego nowatorstwo opiera się w znacznym stopniu na dobrze dobranej skali grup stereotypów i dobrze dobranym zdaniom testowym. Jego niewątpliwą zaleta jest także jego aktualność i znaczne dostosowanie do aktualnej sytuacji Romów w Polsce.



Powracając do stereotypów i ich roli, znaczenia, szkodliwości… trudno jest je zmieniać. Trzeba edukować. Jednak jak robić to w kolejny raz reformowanej szkole, kiedy w programach nauczania przedmiotów podczas których można by mówić o takich kwestiach, odzwierciedla się raczej interes narodowy, niż pozytywne nastawienie do jakichkolwiek grup mniejszościowych. Zresztą tak naprawdę trudno jest znaleźć przedmiot podczas którego takie treści miałyby być przekazywane. Wiedza o kulturze zniknie już za rok, a Wiedza o społeczeństwie ma zupełnie inne cele.






niedziela, 18 listopada 2018

38 lat temu


Znowu bazowanie na „starym” i dość ważnym tekście, jednak w tym przypadku nie chodzi o sam tekst i jego merytoryczną zawartość – choćby przez to, że należy on do gatunku naukowego sprawozdań z.., który choć ważny dla czasopism i prawdziwego życia naukowego (bo się spotykamy i naukowo wymieniliśmy się ważnymi informacjami), to jednak w ostatnich nastu latach stracił on na znaczeniu – lecz o przytoczenie i szczątkowe porównania podstawowych danych i informacji sprzed 38 lat z względnie aktualną sytuacją Romów w kilu europejskich państwach i w ogóle w Europie. Oczywiście nie bez znaczenia jest osoba autora (Adam Bartosz) tego prostego sprawozdania ze spotkania cyganologów (żadnych tam romologów) w węgierskiej miejscowości Leányfalu. Autora uważnego, ze wszech miar romologicznego (czy też raczej cyganologicznego), który w 1980 roku (gdy miało miejsce spotkanie, choć sprawozdanie było publikowane dwa lata później na łamach czasopisma „Polska Sztuka Ludowa – Konteksty”), był świeżo (w 1979 roku) po uruchomieniu wystawy „Cyganie w kulturze polskiej”. Była ona – jak sam to określił w  tekście artykułu – zalążkiem kolekcji cyganologicznej, która stała się początkiem stałej kolekcji cyganianów (czy też cyganariów) w Muzeum Okręgowym w Tarnowie. Funkcjonująca do dziś stała ekspozycja (Romowie. Historia i kultura) przyjęła swój kształt w 1990 roku w związku z odbywającego się w Serocku pod Warszawą IV Kongresu Romów.
W spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele 8 państw, miało ono charakter półformalny, a dobór grupy dyskutantów wynikał z praktyki cyganologicznej (publikacje, kontakt naukowy z organizatorem). Skład grupy odzwierciedlał utrzymującą się do dziś – nawet w jeszcze szerszym wymiarze – wielodyscyplinarność romologii, gdyż brali w nim udział między innymi etnografowie, socjologowie, językoznawcy stosowani i przedstawiciel zawodów nieakademickich. Obecnie podczas tego typu spotkania aby móc stwierdzić, że grupa pod względem zakresu merytorycznego jest pełna, powinna zostać ona uzupełniona o prawników, ekonomistów, politologów, a także specjalistów z dziedziny mediów i komunikacji społecznej. Reprezentacja 8 państw (Polska, Niemcy, Czechosłowacja, Finlandia, Węgry, Wielka Brytania, Francja, Włochy) była zatem w jakimś stopniu przypadkowa, przynajmniej w zakresie potrzeby podejmowania tematyki romskiej w związku z sytuacją Romów. W obecnych analizach dotyczących wielu państw europejskich, dobieranych ze względu na wrażliwość ze względu na sytuację Romów nie pojawiają się Niemcy oraz Finlandia, a Wielka Brytania oraz Francja bywają przytaczane jako przykłady szczególnych sytuacji i takich tez rozwiązań. Polska także już nie trafia do tego typu przeglądów (przez co brakuje często interesujących danych, które są pozyskiwane przy tego typu badaniach) choć na początku XXI wieku jeszcze na takiej „wrażliwej” liście była. Wiąże się to przede wszystkim z bardzo małym odsetkiem Romów w polskim społeczeństwie oraz stosunkowo dobrą ich sytuacją – nawet jeśli w Polsce panuje odmienne subiektywne poczucie w tym zakresie.
Pierwszym zagadnieniem poruszonym w sprawozdaniu jest kwestia związana z identyfikacją Romów i wyznaczaniem przez nich linii podziałów. Do tej pory ważną rzeczą – choć nabierającą znaczenia z zewnętrznego punktów widzenia – jest traktowanie Romów jako homogenicznej i jednolitej grupy. To z kolei wiąże się ze stereotypami i tym że „każdy” i „wszyscy” Romowie są tacy a nie inni. Co ciekawe – naukowcy zauważyli, że Romowie za o wiele ważniejszy uznają podziały pomiędzy nimi samymi (zarówno kulturowe, jak konkretnie językowe i obyczajowe), niż koncentrują się na podziale Romowie i nie-Romowie (gadzio).  Nawet w Polsce przy homogeniczności społeczeństwa podziały przebiegały wewnętrznie w związku z różniącymi się systemami hierarchii i Romanipen. Co ciekawe przedstawiciel Włoch wskazywał na znaczne rozdrobnienie różnojęzycznych grup romskich, a możliwość ich zjednoczenia widział w ukształtowaniu się romskiej inteligencji. W Niemczech główny podział przebiegał (i to nie uległo zmianie) na linii Sinti – Romowie, a w Finlandii miejscowi i zasiedziali od setek lat Romowie, opierając się na typowo (w Finlandii) cygańskich cechach (muzyka i taniec), separowali się od nowoprzybyłych Kalderaszy. W dyskusji zwrócono także uwagę na kwestię tego, że romski świat (co wynika z zasad Romanipen) jest światem (często niewykluczających) podziałów i poza poszczególne ich grupy rozciąga się także wyodrębniająco w dół czyli na klany i rodziny. Oczywiście najwyraźniejsza granica istnieje wobec świata nie-Romów, jednak jak bardzo trafnie choć prosto określił przedstawiciel Wielkiej Brytanii – podział ten nie tylko jest (obiektywny bo jest), ale także instytucjonalny (w wymiarze kategorii instytucji społecznych, a nie konkretnych instytucji reprezentujących system administracyjny).
Interesująco została także omówiona kwestia muzyki, która także wiąże się z podziałami. Główny i najwyraźniejszy podział to różnica pomiędzy muzyką Romów z poszczególnych państw. Uczestnicy spotkania mówili zatem nie o muzyce Romów, ale o muzyce Romów z (na przykład) Węgier lub muzyce Romów z Rumunii. Ponadto – w związku z potrzebą zachowywania dla siebie i własnej wspólnoty tego co naprawdę cygańskie – mówiono o tym, że muzyka Romów dla nie-Romów jest zupełnie inna niż ta, która jest grana dla swoich, a opór przed jej prezentacją innym jest znaczny. Koncentrując się na tej różnicy można się w tym miejscu odwołać do polskich, hucznych, barwnych i bogatych festiwali w  Ciechocinku lub Gorzowie Wielkopolskim i z drugiej strony postawić obozowisku Taboru Pamięci Romów w Szczurowej i chwile, gdy przy wieczornym ognisku ktoś zaczyna śpiewać lub grać na gitarze, albo gdy w ciągu dnia dość niepodziewanie pojawia się niewystęp taneczny.
Obecnie dość rzadko mówi się o przyczynach manifestacji bogactwa przez Romów (często przyjmującego różne specyficzne formy – jak choćby umieszczania znaków Mercedesa jako zwieńczenia wieżyczek w rumuńskich romskich „pałacach”), jednak może ona mieć przyczynę w społecznej kompensacji i chęci pokazania tego co najlepsze i doceniane przez resztę społeczeństwa. To samo dotyczy folkloru i romskiej egzotyki. Cyganolodzy zauważyli także zanik wielu tradycyjnych elementów romskiej kultury takich jak pojedyncze zasady tabu lub nawet język. W miejsce tego zaczęły się natomiast pojawiać składniki kultury głównonurtowej, jednak nie aplikowane wprost i bez zmiany, a raczej zmodyfikowane, tak że należy je raczej określić jako naśladownictwo, a właściwie imitacja.
Kolejne wypowiedzi dotyczyły sytuacji społecznej Romów w poszczególnych państwach i głownie ograniczały się do wskazywania na powstawanie pojedynczych organizacji lub działań od-rządowych odnoszących się do Romów. Co ciekawe w przypadku Francji już wtedy mówiono o odgórnej organizacji miejsc obozowych, co po kilkudziesięciu latach doprowadziło do organizowania zamkniętych wiosek asymilacyjnych (czy też według nowszej i bardziej „poprawnej” oraz lepiej traktowanej na płaszczyźnie europejskiej wersji – integracyjnych). Polska na tle innych państw wypadła bardzo dobrze. Nie tylko ze względu na przywołaną aktywność naukową prof. Lecha Mroza, ale także (choć nie tylko), za sprawą stałego osadzenia tematyki romskiej w rządowym zainteresowaniu Romami w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych (i tak jest do tej pory). Oczywiście źródłem takiej lokalizacji zainteresowania państwa była kwestia sprawowania kontroli nad wędrującymi Romami i realizacja akcji ich osiedlania. Jednak ostatecznie na przełomie XX i XXI wieku przyniosło to dobre rezultaty, ponieważ polski program (początkowo pilotażowy) dotyczący integracji Romów był i jest jednym z organizacyjnie najlepszych (trudno tu mówić o pełnej efektywności) w Europie, nie tylko wpisując się w unijną strategię integracji Romów, ale po części także (ze względu na dobrą praktykę), będąc jednym z wielu wzorów służących jej opracowaniu. Warto zwrócić uwagę na to, że zgodnie zresztą z dominującym na początku lat 80. dyskursem w zakresie tej tematyki, większość cyganologów częściej mówiła (nie krytykując jej) o docelowej asymilacji, a nie integracji. Nie miała się ona przy tym wiązać z odrzuceniem tradycji i wartości kulturowych a jedynie z dopasowaniem się do społeczeństwa większościowego. Jedynie przedstawiciel Węgier – w części dotyczącej edukacji – stwierdził, że nie wolno Romów asymilować, a właśnie integrować, choć powoływał się na potrzebę likwidacji (sic!) części nieakceptowanych społecznie komponentów ich kultury, przy podkreślaniu i uwypuklaniu tych „słusznych”.

Czytając to sprawozdanie trzeba zrozumieć moment jego powstania i to co autor mógł napisać. Choć lata 80. w Polsce różniły się pod względem ideologicznym i represyjnym od lat 60. i 70., to jednak Adam Bartosz nie mógł powoływać się w tekście choćby na przymusową akcje zatrzymania romskich taborów i kulturowe i społeczne spustoszenie, jakiego dokonała. Podobne ograniczenia dotyczyły także streszczenia tego, co mówili przedstawiciele innych państw. Zarówno zachodnich, jak i socjalistycznych. Nie jest to zatem pełne (choć dalej interesujące) sprawozdanie ze spotkania. Jak było naprawdę należałoby zapytać – odwołując się do jego pamięci – autora…



czwartek, 8 listopada 2018

Prewencyjny wyrok

Otwieram rozprawę w sprawie karnej wszczętej przeciw Arpadowi Kissowi i jego trzem wspólnikom oskarżony o zbrodnie dokonane z premedytacją i z pobudek zasługujących na szczególne potępienie z zagrożeniem życia wielu osób a także o popełnienie szeregu innych przestępstw.

Tymi słowami rozpoczyna się proces sądowy ukazany w filmie z 2013 roku „Wyrok na Węgrzech” w reżyserii Eszter Hajdu. W surowej formie pokazuje on przebieg procesu czterech oskarżonych o ataki na Romów, które miały miejsce od lipca 2008 roku do sierpnia 2009 roku w północno-wschodniej części Węgier w dziewięciu miejscowościach. W ich wyniku sześć osób straciło życie, a pięć zostało rannych. Wśród zabitych było pięcioletnie dziecko i jego ojciec. Ataki były prowadzone przez obrzucanie domów koktajlami Mołotowa i strzelanie do ludzi z broni palnej.

https://opinie.wp.pl/eszter-hajdu-5-letnia-ofiara-rasistowskiej-zbrodni-miala-w-ciele-metalowe-strzaly-6016710641656449a

Proces prawicowych ekstremistów trwał ponad dwa lata: rozpoczął się 25 marca 2011 roku, a zakończył 6 sierpnia 2013 roku. Skazani dwukrotnie odwoływali się od wyroku skazującego trzech spośród nich na karę dożywotniego pozbawienia wolności, a pomocnika w tych zbrodniach na 13 lat więzienia. Opierające się na wskazywaniu niedociągnięć proceduralnych podczas wcześniejszych procesów apelacje do sądów wyższych instancji nie przyniosły skutków i wyroki zostały podtrzymane.

https://444.hu/2016/01/12/eletfogytiglant-kaptak-a-romagyilkossagok-vadlottjai

Podczas London Open City Film Festival film ten otrzymał z rąk Pawła Pawlikowskiego nagrodę w kategorii najlepszego filmu. Polski twórca powiedział:
„Wyrok na Węgrzech” jest czystym dokumentem obserwacyjnym, a mimo to ma wszystkie cechy wielkiego dramatu: fascynujące postacie, zwroty akcji, zwroty i momenty horroru, a nawet komedii. Przedstawiając charakterystyczne cechy węgierskiego systemu prawnego, udaje mu się uchwycić rasizm, z jakim boryka się społeczność romska na Węgrzech.
Na wniosek prezesa Stowarzyszenia Romów w Polsce – Romana Kwiatkowskiego – Eszter Hajdu otrzymała Europejską Nagrodę Praw Obywatelskich Sinti i Romów. Jest ona przyznawana począwszy od 2007 roku  wybitnym osobistościom zaangażowanym w problematykę dyskryminacji społeczności Romów i Sinti w Europie.

http://www.stowarzyszenie.romowie.net/Uroczystosc-wreczenia-Europejskiej-Nagrody-Praw-Obywatelskich-Sinti-i-Romow--488.html

Powracając jednak do słów Pawlikowskiego o obserwacyjnym charakterze filmu. Tak, z pewnością sprawia on takie wrażenie, co świadczy przede wszystkim o kunszcie reżyserki. 167 dni procesu zostały przez nią pokazane w sposób tak pozornie zimy i surowy, że można uznać, że była to czysta obserwacja. Jednak chyba nie do końca jest tak w rzeczywistości. Na język filmu składa się wiele elementów, a większość odbiorców nie zwraca uwagi na formalne detale, które w rzeczywistości budują dopiero pełna opowieść i wpływają na widza. Tak też jest w przypadku tego filmu. Eszter Hajdu nie pokazywała złych, wykrzywionych twarzy oskarżonych, mówią oni składnie, są względnie uprzejmi, spokojnie bronią swoich racji. Także Romowie nie są tu gloryfikowani. Na pewno są emocjonalni (w szczególności dotyczy to rodzin zabitych) i to do tego stopnia, że sędzia musi ich uciszać, uspakajać, a nawet podczas procesu nakładać kary finansowe.
Jednak to właśnie taki obraz oskarżonych i Romów połączony z warstwą formalną filmu i kreacją postaci sędziego zawiera główny ładunek emocjonalny filmu, sterujący odbiorcą i narzucający opowiedzenie się po stronie Romów. Oczywiście podstawą do takiego ukierunkowania widza jest sama zbrodnia – morderstwo dziecka i rodzin przesłuchiwanych świadków. Jednak to mogłoby nie wystarczyć.
Film będąc filmem dokumentalnym ma przy tym charakter (fabularnego) dramatu sądowego, ale i nasuwa skojarzenia z kreacyjnym gatunkiem court show. Oczywiście w filmie dokumentalnym mogą się pojawić drobne elementy inscenizacji (nie zawsze kamera będzie wszędzie na czas) i nie zmienia to charakteru filmu. Tak też jest w przypadku „Wyroku na Węgrzech”. Jednak dziwnie kreacyjne wrażenie w przypadku tego filmu pojawia się już w związku z wyglądem sali sądowej. To sala amfiteatralna – jak stary typ sali wykładowej, lub takiej jaką można zobaczyć w filmach o chirurgach przeprowadzających pokazowe operacje (lub sekcje). Co więcej oskarżeni siedzą nieoddzieleni, tuż za plecami mówiących świadków i mają możliwość zadawania im pytań. Także praca kamery (kamer) buduje odczucie inscenizacji. Montaż jest dynamiczny, choć poprzez częste zmiany punktu widzenia nie odrywa odbiorcy od emocji przesłuchiwanych. Kamery są prawie cały czas nieruchome, poza nieznacznymi ruchami kamery zaopatrzonej w obiektyw zmiennoogniskowy mającymi na celu utrzymanie twarzy pokazywanej postaci w kadrze. Nie jest to zabieg dynamizujący przekaz, ale takie zbliżenia dobrze indywidualizują każdą z postaci. Główny punkt widzenia jest odległy od centrum akcji, z widowni z boku, co pozwala pokazywać w częstych zbliżeniach niemalże wszystkie osoby dramatu, a także zapewnia możliwość wykorzystania szerokiej perspektywy. Bardzo interesującym zabiegiem jest częste wykorzystywanie ujęć z niewielkiego aparatu fotograficznego stojącego przed sędzią na wprost przesłuchiwanych świadków. Kamera i kadry wykorzystywane poza salą sądową (przykładowo: jedna z sesji sądu jest sesją wizji lokalnej w terenie, pojedyncze krótkie przerywniki pokazują wprowadzeniu świadka lub komentarze Romów, ich niecodzienną codzienność będącą skutkiem morderstw) są zupełnie odmienne. Jest ona ruchoma, wszystkie ujęcia są realizowane z ręki, co podkreśla chaos emocji, tak różnych od tych z sali sądowej, gdzie emocje i tak się pojawiają, choć kamera pozostaje statyczna.


Bardzo interesująco jest pokazana postać samego sędziego. To żywy człowiek  nieuciekający przed emocjami i ich okazywaniem (choć dyscyplinuje zarówno Romów, jak i oskarżonych). Już sam sposób wprowadzenia go do filmu (na początku) wiele mówi o przekazie zawartym w filmie. Samotna postać ubrana w cywilny strój wsiada do windy i zjeżdża nią w dół, w mrok. Na końcu filmu zostaje sam na sali rozpraw i dopiero po chwili także wychodzi, zamykając drzwi i pozostawiając na chwilę w kadrze pustą salę. Te dwie sceny tworzą klamrę otwierającą i zamykająca zarówno film, jak i sądowe wydarzenia w nim ukazane. Sędzia reprezentuje tu nie tylko surowy wymiar sprawiedliwości (nakłada kary sądowe na Romów, ucisza ich), ale i każdego z Węgrów (i każdego z widzów), który byłby zmuszony tak szczegółowo zagłębić się w romską codzienność i w tragedię, która ich spotkało.


W ramach wymiaru sprawiedliwości procedury są powolne, trzeba rozważyć każdy szczegół, skupić się na dowodach, procedurach, przeprowadzić całą sprawę tak, aby z pełną odpowiedzialnością można było uznać oskarżonych za winnych. W jednym z momentów przedstawianych w filmie sędzia krzyczy nawet na Romni, że on jeszcze nie wie czy oskarżeni są winni, ze trzeba doprowadzić sprawę do końca. Bo tak działa państwo i sprawiedliwy i niezależny sąd.  Niemalże śmiesznym (jednak na pewno nie wesołym), jest to, że oskarżeni odwoływali się w późniejszym czasie w oparciu o złe przeprowadzenie procedur, a pierwsze znaki takiego ich postępowania zostały pokazane już w „Wyroku na Węgrzech”. Dlaczego prawie zabawne? Bo oni sami – jak twierdzili – przyjęli na siebie rolę państwa, które nie dopełniło według nich obowiązku zrobienia porządku z Romami. Stali się błyskawicznie działającymi sędziami i katami. Bez żadnych procedur. Nużąca powtarzalność przesłuchań jest mało urozmaicana, chwilami tylko nabiera tempa treścią wypowiedzi, wtrąceniami, przerywnikami. Chodzi tu o pokazanie proceduralnej nudy dochodzenia do prawdy i tego aby pokazać jak żmudny jest to proces. Widz ma bowiem zbudować w sobie dystans do tych, którzy niesprawiedliwie zabijali.
Taki zapewne cel chciała osiągnąć autorka tego filmu, umieszczająca w tej pozornie obiektywnej formie przekazu konkretny przekaz perswazyjny. Co prawda to widz ma sam ocenić i zdecydować po której z dwóch stron zechce się opowiedzieć, jednak możliwość wyboru jest tylko pozorna.
Sędzia bardzo negatywnie odnosi się do tego jak w związku z tą sprawą działały wszystkie służby. Wynika to zarówno z przesłuchiwania ich, jak i wypowiedzi Romów: policja zadeptywała ślady pozostawionych w śniegu przez sprawców, lekarz rany postrzałowe opisał jako ślady po gwoździach, nie zauważył rany postrzałowej w czole dziecka, diagnoza przyczyny zgonu zastrzelonych brzmiała „zatrucie dymem”, policja potrzebowała prawie roku, aby uznać, że pomiędzy poszczególnymi atakami jakie miały miejsce w 2008 i 2009 roku istnieje powiązanie i że możliwe jest, iż maja one za podstawę rasizm w stosunku do Romów. Wyłania się z tego bardzo mroczna wizja tego stosunku państwa i Węgrów (nie wszystkich) do Romów.
A jak w tym wszystkim lokuje się sytuacja Romów na Węgrzech? Żle. Co wyniknęło z całej sprawy sądowej, ze skazania zabójców, z całego szumu medialnego? Nic.
No może nie jest to do końca i cała prawda. Z danych dostarczanych w dwóch kolejnych raportach (2008 i 2016 rok) Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej zrealizowanych w  ramach EU-MIDIS wynika, że sytuacja Romów na Węgrzech nie jest aż taka zła. Wiele wskaźników (także tych dotyczących dyskryminacji) jest lepsza niż średnia dla wszystkich badanych państw. Dotyczy to nawet poczucia dyskryminacji ze względu na bycie Romem. 98% dzieci realizuje obowiązek szkoły, panuje stosunkowo niski poziom segregacji szkolnej, a całkowity brak wykształcenia dotyczy zaledwie 25% Romów. Sytuacja niemalże godna pozazdroszczenia. Jednak bardzo wysoki (około 80%) pozostaje procent niezgłaszania jakichkolwiek form dyskryminacji lub przestępstw wobec Romów. Nie znaczy to jednak, że nie ma takich sytuacji. Takie wyniki badań są zadziwiająco podobne do tych, jakie można by uzyskać jeszcze w latach 80. w większości ówczesnych państw socjalistycznych. Represyjno-nakazowa polityka wobec Romów sprawiała wówczas, że Romowie karnie chodzili do szkoły, oficjalnie dyskryminacji nie było, a dodatkowo Romowie – ze względu na brak zaufania do władz i systemu administracyjnego – nie zgłaszali jakichkolwiek zdarzeń. Czy tak może być na Węgrzech? Może. Populistyczne rządy Viktora Orbána nie sprzeciwiają się aktywności węgierskich nacjonalistów i prawicowych ekstremistów, co zwiększa poczucie zagrożenia Romów i jednocześnie daje pośrednie przyzwolenie na ich codzienną dyskryminację, utrwalając ich poczucie zagrożenia i zastraszenia. Być może jest to kolejna sytuacja, w której Romowie (jak nie raz w swojej europejskiej historii) starają się być jak najbardziej niewidoczni dla systemu.
Po procesie rząd starał się jak najszybciej zapomnieć o całej sprawie. Rodzinom ofiar (staraniem Zoltána Baloga – węgierskiego Sekretarz Stanu ds. Integracji Romów w latach 2010-2012) wypłacono jednorazowe odszkodowania, jednak nie zmieniło się nastawienie Węgrów do Romów. Co prawda od wydarzeń pokazanych w „Wyroku na Węgrzech” nie doszło na Węgrzech do kolejnych działań na taką skalę i z takimi skutkami. To w innych państwach działy się rzeczy po ludzku straszne: na Ukrainie, w Grecji,  w Bułgarii. Nie można także zapomnieć o systemowych działaniach we Włoszech i Francji. Na Węgrzech co jakiś czas zdarzają się terenowe seanse nienawiści, jak choćby w Devecser w 2012 roku, kiedy to węgierscy nacjonaliści z partii Jobbik zorganizowali marsz i protest przeciwko Romom.

A co z codzienną dyskryminacją i rasizmem na Węgrzech? A mają się całkiem dobrze. Nie bardzo ma kto i jak z nimi walczyć.