Codzienne wędrowanie
O wędrowaniu Cyganów zawsze było dużo. W końcu to ich sens.
Dla wielu rzeczywiście – Kalderasze, których potomkowie są najbardziej liczni w
świecie – niemalże stanowiąc podstawę ich tożsamościowo-moralno-wewnątrzprawnego
dziedzictwa. Ale nie dla wszystkich. W rzeczywistości jest to około 5%. Ale że
w świecie? Czy w Europie? I czy aby nie są to w większości irlandzcy Traveleresi?
Geerralnie nie, ponieważ jest ich „zaledwie” ponad 30 tysięcy. To gdzie jeszcze
te wędrujące wozy taborowe? W Rumunii na pewno. W Polsce można je spotkać chyba
tylko między Tarnowem a Szczurową podczas Taboru Pamięci Romów.
Choć można tez spotkać naszych Romów obozujących niespodziewanie
rano obok własnego namiotu gdzieś na dzikim brzegu Wisły pod Sandomierzem, albo
na polu namiotowym w Pieninach (niekoniecznie po polskiej stronie granicy).
Oczywiście z nowoczesnym i dużym namiotem, z mercedesem (albo innym bmw) zaparkowanym
tuż obok, ale za to z puchatymi poduszkami i kołdrami, bo przecież nawet żyjąc (chwilę)
pod namiotem nie należy rezygnować z pewnego poziomu komfortu.
Przesłodkie sceny z „Bolka i Lolka” z jednej strony odzwierciedlają zakorzenione stereotypy, a z drugiej w tym
stereotypie, romantycznym, letnim, pełnym swobody i uśmiechu odzwierciedlają
się nasze (większościowe) oczekiwania od wizerunku Cygana i od nich samych. Ma być
miło-ładnie-kolorowo. Chcemy powielać ikoniczne schematy myślowe powiązane z „Tabor wędruje do nieba” i obrazem szczególnej wolności i szczęścia cygańskiego życia. To jakby powrót
do XIX wieku, kiedy rumuńscy Cyganie wędrowali do Polski przez ziemie rosyjskie,
spełniali przy tym dla zarobku oczekiwania rosyjskiej arystokracji i
zapotrzebowanie na stroje kolorowe, uśmiechy, tańce i skoczną muzykę. Jesienna bida koczowania w
chłodzie i czasem wręcz nerwowe szukanie miejsca na przetrwanie zimy, zupełnie
wypadają z naszej świadomości.
Bo to nie tak, że to życie było lepsze. Czy że było dostatniejsze.
Czy że było ubogie. Szczęśliwsze, swobodniejsze, prawdziwsze… To wszystko nie
ma znaczenia. To było ich życie.
Prof. Lech Mróz zwrócił uwagę na niezbadany problem
dotyczący zmian i kosztów z nich wynikających w zakresie wewnątrzspołecznym i
psychologicznym do jakich doszło w wyniku wielkiego zatrzymania (czy też
postoju). Podobnie jak uszczerbek na wewnętrznych elementach kultury i tradycji
są one czymś oczywistym, jednak – poza pojedynczymi przykładami i konkretnymi
relacjami – najczęściej są wspominane marginalnie, choć bez umniejszania ich
znaczenia. Obecnie – przede wszystkim ze względu na sposób funkcjonowania
ludzkiej pamięci – trudno jest odtworzyć ich realny zakres i intensywność. Z
pewnością jednak – choć dotyczyło to jedynie części polskich (w większości już
osiadłych) Romów – całkowita zmiana trybu życia, obecnie odzwierciedlająca się co
najwyżej w nostalgicznych wspomnieniach i być może (obowiązkowej) gotowości do
podróżowania (nawet daleko i w wyniku szybkiej decyzji), była destrukcyjna dla
każdego aspektu świadomości romskiej.
W rzeczywistości trudno jest to nam obecnie zrozumieć. Można
jednak dokonać zabiegu myślowego opartego o regresję odwrotną. Należałoby
mianowicie wyobrazić sobie skutki, jakie w zakresie naszego (głównonurtowego)
życia (w każdym z jego aspektów) przyniósłby nam obowiązek nomadycznej
mobilności. I to nie w wersji popieranej
przez Unię Europejską i rozwijające się państwa pierwszego świata. I nie chodzi
tu o próbę wczucia się w rolę uchodźców i nawet kilkumiesięczną ucieczkę do
bezpieczniejszego państwa, połączoną ze skrajnie złymi warunkami życia. Trzeba
by wyobrazić sobie sytuację w której każdego (bez wyjatku) roku na kilka (na
przykład na 4) najcieplejszych miesięcy, opuszczamy miejsce zamieszkania i ruszamy
na ten czas w podróż. W powolne (przerywanej częstymi zatrzymaniami na jakiś
czas) wędrowanie bez (lub z) konkretnie wyznaczonego celu.
Nie chodzi tu o porzucenie technicznych udogodnień i
nocowanie w wozach taborowych i prymitywnych namiotach. Nie chodzi także o to
aby owo wędrowanie podjęła ta część (najczęściej „młodsza”) społeczeństwa,
która reprezentuje współczesne formy nomadyzmu i która chce takiego trybu życia.
Jak moglibyśmy wykonywać naszą pracę? Jakich zajęć byśmy się
podejmowali? Jak zmieniłby się krąg naszych znajomych? Jak wyglądałaby sytuacja
w zakresie naszych więzi rodzinnych? Do jakiego przewartościowania doszłoby w
obszarze naszych wartości? Jak bardzo odmieniłaby się nasza codzienność? Z ilu
nawyków musielibyśmy zrezygnować, a jakie nowe pojawiłyby się w naszym życiu?
Tego typu pytań można zadać bardzo wiele i trudno jest w ramach myślowej
symulacji odpowiedzieć na nie w sposób wiarygodny, wykraczając poza życzeniowe
i deklaratywne opinie, oczekiwania i nastawienie zdeterminowane odmiennym
trybem życia i aktualną sytuacją.
Co my (w większości głównonurtowe mądrale) wiemy o
wędrowaniu? Na jak długo najczęściej (poza erazmusami/stypendiami/grantami)
większość z nas (znamienita, znakomita i bezwzględnie większościowa) opuszcza
stałe miejsce zamieszkania? Na 2 tygodnie? I to czy na wędrówkę? Na swoistą tułaczkę
(zaplanowaną i zorganizowaną nawet choćby częściowo). „My” tak nie robimy. Ale
jak byśmy czuli się po miesiącu, dwóch, trzech życia pod namiotem, zmiany miejsca
co jakiś czas, takiego całkiem innego i przy tym wymuszonego trybu życia? Kim
byśmy się stali?
A jak czuli się Romowie, którzy właśnie tak żyli i nagle im
tego zakazano? Kim byli nim się stali takimi jakich znamy?
Witam. Naprawdę ciekawy blog. Wyrazy szacunku. Mam do nomadów jakiś rodzaj nostalgii, ale nie tej prostackiej, na modłę turystycznego spłycenia. Możliwe, iż sam niebawem się takim stanę. Bezdomność...Nie mam uzależnień, po prostu życie mi się rozsypało [długi]. Jeszcze zawalczę, jeśli zupełnie przegram, to chociaż zobaczę troszkę świata. powędruję sobie po terenach przyrodniczo cennych, zanim je wszystkie dokumentnie zdegradujemy jako gatunek... Posiada Pan jakieś informacje o mordzie Romów w Duchowiźnie k. Zakroczymia na Mazowszu? Mam kilka zdjęć i chcę zrobić o tym miejscu kaźni mały artykuł. Pozdrawiam, i przepraszam, jeśli mój komentarz był nazbyt prywatny.
OdpowiedzUsuń