środa, 29 kwietnia 2020

Dziwny moment sobie wybrali


Romowie mają swoją historię, choć w zupełnie odmienny sposób, niż etnie funkcjonujące w europejskim obszarze wspólnej tożsamości ją traktują. Wynika to z oralnego charakteru ich kultury i wielowiekowej aliterackości. Przekaz ustny w połączeniu z romskim systemem wartości nie sprzyjał dokładnemu zapamiętywaniu – i przede wszystkim identyfikacji – poszczególnych etapów wędrówki do Europy i szczegółów rozchodzenia się romskiej wspólnoty po jej obszarze. Dla Romów o wiele ważniejsze – i zarazem mieszczące się w ich systemie pojmowania i wartościowania świata – były kwestie wspólnoty (także na poziomie rodziny), systemu porządkowania świata, norm wewnątrzgrupowych i wreszcie – jak najbardziej przyziemnego – przetrwania w mało sprzyjającym, a na pewno nie rozumiejącym ich, środowisku państw europejskich. Szczęśliwie jednak – zgodnie z naszym większościowym podejściem do historii i jej traktowania oraz rozumienia – historia Romów w Europie (szkoda, że nie dotyczy to aż w takim stopniu czasów ich wędrówki pomiędzy Indiami a Europą) jest możliwa do odtworzenia na podstawie istniejących w Europie bardzo różnorodnych dokumentów. Jest to bardzo interesujący przypadek – typowy raczej dla odległych geograficznie i niewielkich etni (jak w przypadku mieszkańców Wyspy Wielkanocnej) lub dziejów dawnych (jak w przypadku początku wyodrębnienia się Słowian) – kiedy historia jakiejś istniejącej do dziś grupy jest opisywana (a w późniejszym czasie i badana) wyłącznie przez zewnętrznych historyków. Ponieważ nie tylko to zwycięzcy piszą historię, ale i każda grupa narodowa, przy okazji jej odtwarzania, interpretacji, reformułowania ma okazję do mitologizacji swoich dziejów i koncentrowaniu się niejednokrotnie w badaniach na poszukiwaniu potwierdzeń dla tych elementów, które budują i wzmacniają jej etos (jak w przypadku Białorusi, dla której Bitwę pod Grunwaldem wygrali Białorusini, a Tadeusz Kościuszko jest rdzennym białoruskim bohaterem narodowym). W przypadku Romów przez setki lat nie było czegoś takiego, co ukazuje nam historię Romów w sposób raczej dość surowy i pozbawiony niektórych elementów. Oczywiście wiąże się to także z nieposiadaniem przez Romów w Europie (i w ogóle) własnego państwa, a także z rodzajem dokumentów i opisów, na podstawie których historia Romów została odtworzona. Zawsze zewnętrzne i opierające się niemal wyłącznie na marginalnych i fragmentarycznych opisach zapisywanie historii jakiejkolwiek grupy jest obarczone brakiem zrozumienia wielu elementów związanych z opisywaną grupą. Dlatego też historycy zajmujący się historią Romów (w Polsce jest to przede wszystkim Lech Mróz), sięgają nie tylko do czasem obszernych opisów tej grupy, ale korzystają z bardzo szerokiego – zgodnego z metodologią badań historycznych – spektrum dodatkowych źródeł szczątkowych informacji, za wartościowe uznając jakiekolwiek (nawet najdrobniejsze i marginalne) wzmianki o tej grupie. W takich sytuacjach wystarczające do badań historycznych i wyciągania konkretnych wniosków jest choćby wskazanie, że jedną z osób, która zapłaciła podatek w jakiejś miejscowości był Cygan. Jednak nawet takie drobiazgowe poszukiwanie wieloaspektowych informacji na temat przedstawicieli tej grupy i włączenie interpretacji takich faktów w szersze badania nad historią Romów, nie zastąpi pełniejszego zrozumienia ich historii, które jest możliwe przy porównywaniu opracowań jakiegokolwiek narodu na temat własnej historii z zewnętrznymi badaniami.
Opisana po naszemu historia Romów zatem istnieje i choć można się w jej ramach spierać o wiele kwestii lub zastanawiać nad interpretacją poszczególnych faktów i zapisów pojawiających się w dokumentach. Nie ma natomiast zasadniczo wątpliwości, co do tego, że Romowie przybyli do Europy pod koniec XIV wieku i że rozprzestrzenili się po jej niemalże całym obszarze do pierwszych lat XVI. Na poziomie szczegółowym – tak jak w przypadku Polski – pojawiają się pewne wątpliwości dotyczące konkretnego roku (to przede wszystkim kwestia interpretacji tego, czy opisywane grupy lub osoby rzeczywiście były Cyganami), jednak nie zmienia to ogólnego zakresu stuleci ich europejskiej ekspansji.

http://romafacts.uni-graz.at/view_pdf.php?t=history&s=h_2_0&l=en

I tu pojawia się konstatacja, że bardzo dziwny czas na docieranie do Europy sobie wybrali. Niemalże jedyny co można pozytywnego o tym czasie historycznym powiedzieć, to  że dobrze że zaczęli napływać kilkadziesiąt lat wcześniej, bo trafiliby w sam środek czasu Czarnej śmierci. No może jeszcze dobrze, że nie dotarli np. sto lat później. Choć kształtowanie się odrębności narodowej i narodowej świadomości w państwach europejskich rozpoczęło się (przypadkowo) równo z nadejściem Romów, to jednak intensyfikację tego procesu przypisuje się dopiero raczej czasom reformacji. I gdyby Cyganie pojawili się wtedy, najprawdopodobniej ich sytuacja byłaby od początku od wiele gorsza, a ponadto byłoby im trudniej rozejść się po całej Europie i dotrzeć do jej państw.
Jednak i tak wybrali bardzo zły moment. Zły przede wszystkim dlatego, że przybyli za późno.
Oczywiście nie był to żaden świadomy wybór przodków współczesnych Romów, którzy w swej wędrówce z Indii do Europy przemieszczali się niesystematycznie, w nieskoordynowany sposób, z różną prędkością. Co więcej, w odróżnieniu od większości ludów, które w pierwszym tysiącleciu naszej ery docierały do Europy celowo, dążąc świadomie w kierunku subkontytnetu, Romowie po prostu przemieszczali się w ucieczce przed wojnami i niemożliwością normalnego życia. Nie dotyczyło to jednak całej etni i wielu z nich zostało po drodze.
Romowie przybyli do Europy na tyle późno, że nie tylko nie znaleźli dla siebie całkiem własnego miejsca, ale i nie było już sposobności, aby włączyli się do kształtującego się narodu któregokolwiek z istniejących państw.
Aby bezproblemowo zdobyć jakiekolwiek wolne miejsce w Europie, należałoby przyjść w czasach epoki żelaza, lub przy korzystnym sposobie tego wejścia do Europy tuż po okresie starożytności, w czasach kiedy ukształtowali się etniczni Słowianie. Ale to dla Romów było ewidentnie za wcześniej – było to bowiem (najprawdopodobniej) jeszcze przed ich wyjściem z Indii. Wszystkie późniejsze wdarcia się i połączenia z miejscowymi grupami miały charakter zbrojnych najazdów. Jednak i one zostały w pewnym momencie zatrzymane. Tu można się odwołać do Awarów, którzy panowali w części Europy środkowej do IX wieku, następnie rozpływając się wśród rodzimy grup etnicznych; do przybycia Bułgarów, którzy od VII wieku mieli już własne państwo, łącząc się z miejscowymi Słowianami z grup Sklawinów i Antów oraz do ostatnich, którzy przyszli i zostali a ich państwo trwa do dziś, czyli do dzikich Madziarów, którzy pod wodzą Arpada w 896 roku na stałe zajęli Kotlinę Panońską, włączając się tym samym w europejski krąg kulturowy. Już nawet Mongołom Czyngis-chana w XIII wieku nie udało się trwale wedrzeć do Europy, choć nękali ją długo, a ludy tureckie przybyły od Europy z oryginalnego kierunku – od strony Azji Mniejszej. Co więcej – zajęcia przez nich Bałkanów na przełomie XIV i XV wieku, a w późniejszym czasie także terenów na północ od nich, nie zostało uznane za trwałe i Imperium Osmańskie po kilkuset latach zostało ostatecznie wyparte z Europy.
Romowie dotarli do Europy niemalże wraz z Turkami i od tego samego kierunku. Jednak ich przybycie nie miało charaktery najazdu. Podobnie jak na poprzednich etapach swojej wędrówki nie mieli wojska, przybywali małymi grupami, bez planu, bez strategii, tylko po to, aby znaleźć dobre miejsce do życia.
I z tym wiąże się także to, że nie poszukiwali ani miejsca na swoje odrębne państwo, ani nie chcieli (i jak historia pokazała nie było takiej możliwości) całkowicie włączyć się i roztopić w obcej sobie etni. Ci spośród wędrujących z Indii Cyganów, którzy zostali po drodze, ani się nie połączyli w  pełni z innymi ludami, ani też nie stworzyli własnego państwa. Zatem być może jednak ten moment był dobry? Może dla tak pokojowego pojawienia się w Europie i tak marginalnego zajęcia niszy kulturowej i przestrzennej był to jednak optymalny moment historyczny Europy? Jak już zostało wspomniane zawsze mogli trafić gorzej (kilkadziesiąt lat wcześniej lub później), a skoro nie szukali miejsca dla własnego państwa i nie chcieli nikogo podbijać i z nikim walczyć, to może jednak ten czas przypadkowo był jednak najlepszy.

Moment historyczny w jakim Romowie dotarli do Europy ukształtował ich późniejsze losy i ostatecznie zdecydował o tym, jaka jest ich sytuacja obecnie. XX wiek i przebudzenie (właściwie było to nie przebudzenie, ale dopasowanie paradygmatu do wzorów świata okcedentalnego) świadomości i pamięci historycznej Romów sprawiło, że obecnie historię Romów piszą i badają sami Romowie. Nie dotyczy to jedynie budującej ich modernistyczną tożsamość pamięci o zagładzie podczas II wojny światowej, ale i historii najdawniejszej. Najdoskonalszym przykładem tego jest Marcel Courtiade, który w swoich badaniach dąży między innymi do dokładnego odtworzenia procesu wyjścia Romów z Indii.



sobota, 18 kwietnia 2020

Факултета


Planowany zamysł był taki: już wkrótce wakacje, Bułgaria już dawno przez Polaków re-odkryta, to może znajdzie się coś pozytywnego o Romach w Bułgarii. Nie tych z miast (a właściwie ze stolicy), ale tych z mniejszych miejscowości, może i górskich i tam gdzie Bułgaria doliną łagodnie przechodzi w Macedonię Północną.
Jednak rzeczywistość miała inne plany. Zatem pojawiły się epidemiologiczne ograniczenia, a sytuacja Romów w miastach (także bułgarskich) i to w przypadku gdy mieszkają w „osobnych dzielnicach” nie jest dobra. I całkiem przy okazji – wakacji w tym roku nie będzie (a jak jednak będą, to zupełnie inne).
Jakby tych powyższych eufemizmów było mało, to jeszcze złośliwy internet nie chciał podpowiadać niczego pozytywnego o bułgarskich Romach. Ciągle tylko „ta dzielnic ta dzielnica”, „Fakulteta, Fakulteta”. No to niech będzie ona i na początek i to prawie na żywo – spacer przez Street View po jedna z dzielnic stolicy Bułgarii.

https://www.google.com/maps/@42.6922009,23.2690136,3a,75y,57.41h,77.55t/data=!3m6!1e1!3m4!1so9TuCPFXFQJYBCWZURbfVg!2e0!7i13312!8i6656

Gdy patrzy się na takie miejsca jak koszycki Lunik IX, jak sofijska Fakulteta, to nasze rodzime problemy z Gdańska, Poznania, czy choćby z Wrocławia wydają się jakieś takie „małe” I chodzi tu zarówno o skalę ilościową, jak i skalę intensywności warunków w jakich romscy migranci żyją. No właśnie. Dla nas to migranci (akurat z Rumunii), a w Lumik IX i Fakulteta mieszkają przede wszystkim miejscowi Romowie (słowaccy i bułgarscy).
Oczywiście obecnie sytuacja wszystkich ludzi na naszym globie jest za sprawą pandemii specyficzna, jednak o wiele trudniej jest utrzymać nie tylko zasady kwarantanny (np. model polski) lub choćby zdroworozsądkowe zasady ogólnego bezpieczeństwa epidemiologicznego (np. model szwedzki), gdy dostęp do bieżącej wody pozostaje marzeniem, a ogólna czystość i higiena jest utrzymywana no… powiedzmy ogólnie. I to nie z powodu skłonności do trwania w brudzie, ale z tego powodu, że po prostu nie ma jak ją utrzymać. European Roma Rights Centre już w połowie marca wezwało europejskich przywódców do instytucjonalnej troski o wszystkie marginalizowane społeczności (w tym także romskie) w zakresie dostępu do czystej wody.

http://www.errc.org/press-releases/europe-must-ensure-marginalised-communities-have-access-to-water-during-pandemic
I miło by było, gdyby można było powiedzieć, że już dość o sytuacji spowodowanej przez wirusowego celebrytę wszystkich mediów, jednak nie tak łatwo uciec przed tym tematem w kontekście Bułgarii, szczególnie jeśli potrzebne są najświeższe informacje. A te w przypadku romskich koczowisk i gett, wiążą się ściśle z troską władz o to, aby tego typu miejsca nie stały się ogniskiem wzmożonych zachorowań i zagrożeniem dla szerszej populacji. I choć praktyka ze Słowacji zupełnie nie zachwyca w zakresie praw człowiek i obywatela, to jednak cytując w odległej pamięciowo parafrazie jednego z szefów europejskich służb specjalnych – jeśli obywatele chcą bezpieczeństwa, to muszą się godzić na pewien niewielki (lub wielki) stopień inwigilacji. I choć słowa te dotyczyły walki z terroryzmem, to niezadbanie i niezabezpieczenie miejsc o znacznej gęstości zaludnienia i słabych możliwościach sanitarnych może grozić wzmożeniem zachorowalności. A że spośród państw Unii Europejskiej, to przede wszystkim (choć nie wyłącznie) państwa byłego bloku wschodniego (w tym Bułgaria i przy okazji także Polska) nie podpisały deklaracji w sprawie obrony praworządności i demokracji w trakcie pandemii, to łatwiej można stosować mocniejsze (na razie nie wiadomo czy skuteczniejsze) metody panowania nad rozprzestrzenianiem się zagrożenia. Dlatego też w bułgarskim (nadmorskim) Burgas drony z kontrolą termowizyjną patrolują miejsca zamieszkane przez Romów. Może są to po prostu dobre i skuteczne środki monitoringu lokalnej sytuacji, ale skóra cierpnie w obliczu zwiększonego poziomu kontroli i inwigilacji. Tym bardziej, że są stosowane wobec konkretnej grupy etnicznej. Zresztą jeszcze w marcu w romskich dzielnicach takich bułgarskich miast jak Sliven, Nova Zagora, Kazanłyk wprowadzono specjalne punkty kontrolne, a w kwietniu otoczono je dodatkowym kordonem, stawiając na części ulic dojazdowych blokady. Od 16 kwietnia także ruch w sofijskiej dzielnicy Fakulteta został ograniczony i każdy jest poddawany kontroli przez służby miejskiej. Nie ma wątpliwości, że bułgarski rząd podszedł bardzo poważnie do kwestii pandemicznej kontroli potencjalnie wrażliwych lokalizacji. W szczególności i jedynie tych zamieszkanych przez Romów. Oczywiście blokuje to możliwość swobodnego poruszania się Romów do pracy (brak oficjalnego zatrudnienia, a co za tym idzie zaświadczenia od pracodawcy uniemożliwia dostanie się do pracy). Strach Romów nie dotyczy wyłączeni problemów z pracę i zarobkiem, ale również tego, że zostaną odizolowani w swojej dzielnicy i pozbawieni pomocy medycznej. Mają także poczucie dyskryminacji. Natomiast rząd tłumaczy i usprawiedliwia się, że są to jedynie środki zapobiegawcze, które po prostu dotycząc miejsc szczególnie zagrożonych.
Trudno jest jednoznacznie rozwiązać taki problem i ocenić, czy jest to już stygmatyzacja, czy też rzeczywiście po prostu próba działania tam, gdzie zagrożenia jest największe. W uproszczeniu zasady spójności terytorialnej Unii Europejskiej mówią o wspierających działaniach na określonym terenie o niskim poziomie dochodu, złych warunkach mieszkaniowych i socjalnych w stosunku do wszystkich mieszkańców. Bardzo często taka pomoc docierała wyłącznie do Romów, ponieważ to właśnie Romowie zamieszkiwali takie obszary, generując słabe wyniki dla tak przyjętych wskaźników. Posługując się tym kluczem można by uznać, że także władze Bułgarii troszczą się o szczególnie narażone na problemu epidemiologiczne miejsca. A że akurat są zamieszkane tylko przez Romów… W rzeczywistości trudno to ocenić, tym bardziej że Bułgaria nie była i nie jest centrum ani bałkańskiej, ani europejskiej demokracji, przez ostatnie lata zdarzały się wielokrotnie różnorodne ataki na Romów, dyskryminacja Romów ma się bardzo dobrze i są oni traktowani jak obywatel drugiej kategorii. Ponadto przy okazji pandemii bułgarscy skrajnie nacjonalistyczno-prawicowi politycy wzbudzają antyromskie nastroje. Granica naprawdę jest bardzo cienka i niewiele brakuje, aby ją przekroczyć. Można jednak wierzyć, że głównym celem działań bułgarskiego rządu jest przede wszystkim troska o obywateli. Pytanie jednak, czy na pewno wszystkich.
Trudno nawet przypuszczać, jak wyglądałaby analogiczna sytuacja w Polsce, jak zachowałby się polski rząd i jaki byłby stosunek (nie tylko okołopandemiczny) większościowego społeczeństwa do Romów gdyby – tak jak w Bułgarii – byłoby ich 4,4-10% populacji. W rzeczywistości Romów w Polsce jest naprawdę mało i stanowią poniżej dziesiątych część jednego procenta całej populacji Polaków. Jak by było, gdyby (choćby) w Poznaniu, Gdańsku, Wrocławiu były całe romskie dzielnice?

A miało być o nadchodzących wakacjach, słonecznej Bułgarii i jakiejś romskiej wiosce gdzieś na południu tego państwa, w której Romowie całkiem dobrze – choć może i biednie – sobie żyją…



środa, 8 kwietnia 2020

Romowie w czasach zarazy


Trudno uciec przed niektórymi tematami choć dziś jest przede wszystkim Międzynarodowy Dzień Romów, zatem cieszmy i radujmy się w nim. A wszyscy Romowie niech okażą bliskość i miłość swoim członkom rodziny i niech ich nie odwiedzają.

https://www.facebook.com/747333345302697/photos/pcb.2773230352712976/2773233286046016/?type=3&theater 
 I tyle obchodów święta.

Jeśli mówi się o tym, że Polska, Europa, Świat nie były przygotowane na pandemię, to jak należy myśleć o przygotowaniu przez społeczeństwa większościowe swoich romskich obywateli? Jak radzić sobie mają z przestrzeganiem zasad i utrzymaniem niezachorowalności ci, którzy nie mają dostępu do bieżącej wody, pozostają poza systemem ubezpieczeń zdrowotnych i żyją na koczowiskach, albo w warunkach odbiegających od jakichkolwiek standardów, a lekarzy i systemu opieki zdrowotnej boją się, jako czegoś całkowicie niezrozumiałego i reprezentującego represyjny administracyjny system państwowy? Taka sytuacja dotyczy Romów we wszystkich państwach Europy, choć oczywiście w różnym stopniu. Pomimo tego, że w Polsce sytuacja i warunki mieszkaniowe polskich Romów nie są idealne (pomyślmy choćby o Maszkowicach), to jednak nie jest aż tak źle jak w państwach bałkańskich i nie dotyczy to wyłącznie Bałkanów Zachodnich.

Pomimo tego, także w Polsce pojawiła się troska o Romów. Przede wszystkim o tych, którzy żyją w nieakceptowalnych warunkach opisanych powyżej, czyli o rumuńskich Romów zamieszkujących od trzech pokoleń w Polsce.

https://www.rpo.gov.pl/pl/content/koronawirus-rpo-pyta-o-sytuacje-imigrantow-romskich-mieszkajacych-we-wroclawiu-gdansku-i-poznaniu?fbclid=IwAR2lQtz0qnAzdf9VVKlbGKqd6_jrOTKpRBYrLjftGsx4dXRtpfyluv_3QMY

I nie chodzi tu wyłącznie o sanitarną pandemiczną sytuację zdrowotną, ale także o takie podstawy jak poinformowanie Romów o sytuacji (tak, najlepiej werbalne) i wyjaśnienie najprostszych zasad, jakimi należy się kierować. Ponadto dzieci rumuńskich Romów z Wrocławia, Gdańska i Poznania uczą się w szkołach. I jak jest obecnie realizowany wobec nich obowiązek szkolny? Ponoć 8% uczniów w Polsce nie ma możliwości nauki zdalnej. Zapewne niestety dzieci rumuńskich Romów w Polsce należą do tej grupy.

Być może w ramach odzewu na pytanie RPO, a być może w ramach zarządzania kryzysowego we Wrocławiu została przeprowadzona akcja przesiedlenia Romów. Ale spokojnie! Akcja pozytywna i w ramach realnej pomocy.

https://www.facebook.com/nomada.wroclaw/posts/2792738910780798

Rumuńscy Romowie zamieszkujący przeznaczony do rozbiórki pustostan zostali przeniesieni do bezpiecznych lokalizacji, zapewnionych przez Gminę Wrocław.

Z Polski to tyle. I dobrze, że żadne większe okołoromskie rzeczy się nie dzieją, no może poza jednym drobiazgiem, z którego nie na pewno powinniśmy być dumni, jednak nie wiąże się to z pandemią, ale z inną patologią dotyczącą sfery języka, mowy nienawiści i tego na co sobie i innym pozwalamy. Cytując tytuł notatki prasowej: „Nie będzie śledztwa w sprawie internetowego hejtu pod adresem Viki Gabor”.

https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,25845031,cyganka-nie-poniza.html?fbclid=IwAR01xxL3EQL8LoKMjgk5qXiN4IKCyfY1pfhxeTvS_3xMHH0e9NW6U6mK1Lw

Czyli jak zwykle. Nie ma podstaw, między innymi dlatego, bo nazwa „Cygan” nie obraża. No cóż. Nie o samą nazwę chodzi. Trzeba by chyba jeszcze sprawdzić jakie są intencje, ale kto by się takie drobiazgi zagłębiał. Kontekst jest bez znaczenia. Tak naprawdę nie jest, ale w Polsce 2020 roku – jest.

Powracając jednak do czasu zarazy – można przytoczyć wiele przykładów różnych sytuacji i działań oraz zachowań w poszczególnych państwach Europy, dotyczących Romów. Niektóre pozytywne, niektóre negatywne, niektóre po prostu smutne. Jednak w jakiś sposób najbardziej elektryzujące są doniesienia ze Słowacji.


https://www.euractiv.pl/section/praca-i-polityka-spoleczna/news/slowacja-ruszyly-testy-na-koronawirus-romowie-mniejszosc-romska/

I jeśli się nad samym tytułem artykułu zastanowić – biorąc pod uwagę wpływ testów na ograniczanie rozwoju pandemii i możliwości separowania części społeczeństwa oraz ewentualnie wcześniejszej hospitalizacji – to bardzo dobrze. Jednak jeśli popatrzy się a to z innego punktu widzenia (w Polsce nie można testu zrobić komercyjnie bo korzystaliby z nich „bogaci i oszołomy”, co wprowadzałoby nierówność), to trzeba brać pod uwagę to, dlaczego akurat Romowie zostali wybrani jako grupa etniczna do masowych testów. Czyżby wynikało to z atawistycznego lęku przed innymi i obcymi? Czyżby było to w jakiś sposób podobne do tego, co można było kilka lat temu usłyszeć w Polsce, że ci migranci z Afryki to jakieś choroby przynoszą? Ale przecież Romowie to nie nowi migranci. Są w Europie długo. Więc co? Grupa szczególnego zagrożenia? Przez warunki (nie zawsze doskonałe) w jakich żyją? Czy przez skojarzenia i stereotypy, że na pewno są brudni i na pewno jakąś zarazę rozniosą? No różne mogą być pomysły na wyjaśnienie, choć słowacki rząd składnia się do tłumaczenia, że to chodzi tylko o problem warunków sanitarnych i intensywnego nagromadzenia mieszkańców. I akcję z jednym z Romów, który w osadzie w Gelnicy, który schronił się tam w ramach własnej kwarantanny. Ostatecznie i w sumie dla Romów to dobrze – zostaną przebadani, a przy okazji sprawdzi się ich ogólny stan zdrowia. Jednak jak zawsze – chodzi o oprawę całości. Bo trzeba pamiętać, że to Słowacy a nie rubaszni Czesi. Zresztą i ci ostatni potrafili nieźle dołożyć mniejszości romskiej. Zatem jak testy w romskich osadach przeprowadzili Słowacy? Wysłali umundurowanych lekarzy. No pozostaje mieć nadzieję, że jednak nie jest to dodatkowa stygmatyzacja  Romów, a tylko pomoc sanitarna. Jednak czy na pewno tak to odczytają inni słowaccy obywatele?

Tak czy inaczej na razie sprawa nie cichnie.

http://www.romea.cz/en/news/world/slovak-govt-plenipotentiary-for-roma-we-don-apos-t-want-closed-settlements-testing-residents-for-covid-19-will-prevent-2?fbclid=IwAR2bOpCed3zu9uKQbG7r8MxI0J8l7yLwqmxmO4XOHzGMiNZpbSMQ3SWimEU

https://presov.korzar.sme.sk/c/22376723/v-osade-v-jarovniciach-bolo-vsetkych-49-vzoriek-negativnych.html

Nie wszędzie jednak sprawy toczą się tak spokojnie i bez (jak na razie ofiar). Przykładem jest Macedonia Północna i dramatyczne doniesienie ze Skopje. Trzeba pamiętać, że w Skopje jest cała romska dzielnica (Šuto Orizari), w której urzędowym językiem jest język romski.

http://www.errc.org/news/9-month-pregnant-romani-woman-dies-after-waiting-six-hours-for-covid-19-test-results-to-get-emergency-care?fbclid=IwAR0IXWoY4egeiUf9iWeBnfWcGT9myl3y1THdTzjgKuiABajS15027JI88UA

Sytuacja z Włoch zwraca uwagę na kolejny problem, poza samą sferą medyczną i warunkami w jakich mieszkają Romowie. To kwestia zatrudnienia, przychodów domowych i teraźniejszego oraz przyszłego radzenia sobie z utrzymaniem rodziny. Oczywiście, że aktualnym problemem jest skala zakażeń. Jednak przyszłym będą problemy firm (i państw), które „się zatrzymały”. Problemy, które wpływają na pracowników lub niestety także od chwili – już byłych pracowników. Romowie często i w większości wykonują prace pomocnicze i dorywcze. Wynika to i z kwalifikacji i z tego, że na inne stanowiska Romów nie chcą przedsiębiorcy zatrudniać. Ich zatrudnienie w obliczu przyszłego i pewnego kryzysu jest o wiele bardziej wątpliwe niż innych pracowników. Nie mają do tego ani oszczędności, ani pewnej sytuacji mieszkaniowej. W sumie bardzo prosto podsumowując – ani oni, ani ich rodziny mogą wkrótce nie mieć za co żyć.

https://www.aljazeera.com/indepth/features/safe-homes-jobs-italy-roma-fear-coronavirus-impact-200325163604384.html?fbclid=IwAR1wnLHQNhvgCcAZchOetvBvz6XCYMVbAg3UVlsS5EAH_2G-nIyXA9eSbTY 

Hiszpański przykład pokazuje natomiast, co łatwo rozpętać a trudniej zatrzymać. Oby – we wspomnianej wcześniej sytuacji na Słowacji – nie pojawiły się takie skutki.

http://progressivespain.com/2020/03/19/spains-gypsy-community-target-of-coronavirus-racism/?fbclid=IwAR1fgPSNAXNxhWp5gUyGW4go1uxGCvF4C0NugQLZYs40f_vviXAO3LRBlB0

Są też jednak i jak najbardziej pozytywne przykłady. Jak choćby z Serbii.

https://www.facebook.com/1317712231646297/photos/a.1321602331257287/2881933435224161/?type=3&theater 

Albo dobra praktyka – „pa Rromanes”. W sumie mogłoby być też po polsku, bo po prostu fajne. I docierające.

https://www.youtube.com/watch?v=Mt8abjQzDQU&fbclid=IwAR35OJZVSPgBmJ07G4mZ2WjeFClqxxdY_vyKkBXPdBT_ozk-4-DDCQRb8O4 

Przykłady pozytywnych i negatywnych związanych z Romami w nienormalnej sytuacji w jakiej znalazł się Świat i Europa i Polska i po prostu My można mnożyć. Nie sposób ich wszystkich streścić, ocenić i przeczytać. Jednak co z naszymi polskimi Romami?

Metody ograniczania pandemii wymuszają ograniczenie kontaktów społecznych i znaczny poziom izolacji, także w przypadku rodzin niezamieszkujących w jednym gospodarstwie domowym. I co tu zrobić z taką sytuacją w przypadku polskich Romów? Zasadniczo dla Romów rodzina jest podstawą wewnątrzgrupowych więzi kulturowych, zatem i całego jego społecznego jestestwa i romskiej tożsamości. Spotkania rodzinne (huczne lub nie, ale chętnie w obszernym gronie) oczywiście są także podstawą. Jednak na podstawie jednostkowego, choć wiarygodnego w swej spostrzegawczości i ocenie, przekazu z Nowej Huty wygląda na to, że Romowie w Polsce trzymają się dzielnie. Ponieważ romska młodzież raczej nie jest wykluczona cyfrowo, to łatwo większość spotkań (także rodzinnych) została przeniesiona do internetu. Zatem Romowie trzymają się. To wiąże się także z tym, że dla większości Romów (naprawdę bardzo niewielu w Polsce związało się z zawodami okołomedycznymi, co wynika z różnorodnych a jednak zawsze gdzieś w pamięci pozagenetycznej funkcjonujących zasadach Romanipen) choroby pozostają rzeczą tajemniczą, jednak taką, w której istnienie się wierzy. Przez to – pomijając wciąż żywy w tradycji romskiej aspekt samoleczenia i ufania własnym specjalistkom i specjalistom od często ziołoleczniczego odczyniania choroby – Romowie chorób obawiają się bardzo. Wyobraźnia działa. Jeśli do tego skutkiem zachorowania jest konieczność kontaktu z lekarzami i systemem opieki zdrowotnej, a przy okazji pandemii system medyczny jest jeszcze mniej uważny pod względem etnicznym (nie ma na to ani czasu, ani sił i środków), to chęć do kontaktu z obcym Romom systemem medycznym jest już zupełnie żadna. Zatem trzeba dbać o kwarantannę społeczną, stosować się do zaleceń, pomagać najstarszym i przetrwać. Przetrwać nie pierwszy raz w represyjnej (wirusowo tym razem) sytuacji. Z tego co wiadomo (niepotwierdzone, ale nadzieja się budzi), żaden polski Rom nie trafił na medyczną kwarantannę i nie ma poważnych objawów. To dobrze.


Wiele spośród powyżej opisanych problemów większość dotyczy także oczywiście społeczeństwa większościowego. Romowie jednak w większości pozostają w o wiele gorszej sytuacji, którą dodatkowo obnażyła pandemiczna sytuacja w Europie. Mamy ciekawe czasy. I związane z tym (ponoć) chińskie przysłowie na pewno jest przekleństwem a nie błogosławieństwem. Już trzeba myśleć o tym, co będzie „po”. Jak będą wyglądały relacje społeczne? Jak szybko i w jaki sposób poradzimy sobie nie tylko ze zdrowotnymi i, co oczywiste, ekonomicznymi skutkami zamknięcia, ale z tym co dzieje się i będzie się działo na płaszczyźnie społecznej i psychologicznej. Jacy będziemy?

 

Można by powiedzieć „I Have a Dream” za jednym z Wielkich Działaczy Społecznych XX wieku. Ten sen czy marzenie dotyczy mowy nienawiści. Bez jej odrzucenia, bez jej zamiany na coś wręcz przeciwnego nie można sobie wyobrazić dochodzenia cywilizacji do stanu normalności. Zatem nie „haete speech”, tylko „care speech”. Będziemy umieli? Czy może jednak nie?