sobota, 28 listopada 2020

Rasizm środowiskowy (ekologiczny)

Najtwardsze określenie na tę formę nierówności brzmi environmental racism. Generalnie nie występuje ono w polskojęzycznej literaturze związanej z nierównościami społecznymi. Nie znaczy to jednak że gdzieś się w niej na marginesie lub nie marginesie nie pojawia. Tym bardziej, że jest zwykłym (w znaczeniu codziennym) i bardzo automatycznym zabiegiem społecznym (ale także mocno ekonomicznym i zarządczym), który dotyka wielu mniejszości (głownie etnicznych) w świecie.

W Europie jest identyfikowany głównie z Romami. Choć zdarza się także w innych przypadkach (np. ludu Saami).

Wiąże się z szerszą kategorią sprawiedliwości środowiskowej, uwzględnia także dyskryminację środowiskową i jest pojęciem pojemny, o dość swobodnie wyznaczanych granicach, jednak pojęcie to jest łatwo rozpoznawalne, podobnie jak jego zakres.

Tak jak w Europie wiąże się z ludami, które nie podążyły europejską ścieżką rozwoju społecznego i ekonomicznego (Romów i Saami) tak i w świecie najczęściej łączy się z sytuacją rdzennych mieszkańców Australii, Tubylczych Narodów, Pierwszych Amerykanów, Aleutów, czy choćby Tubylców z Ameryki Południowej. W obydwu Amerykach dotyczy także (choć nie zawsze) Czarnych.

Jak jest właściwie z samą nazwą w języku polskim i jaki jest zakres znaczeniowy environmental racism?  W języku polskim bardziej przypisywaną do Europy i generalnie częściej występującą jest rasizm ekologiczny. Jednak niepotrzebnie (z punktu widzenia znaczenie tego zjawiska dla grup mniejszościowych) mocno znane i mające różne konotacje słowo ekologia determinuje znaczenie nie mniej mocno wyhasztagowanego słowa rasizm. Natomiast jeśli zostanie użyta forma środowiskowy (w znaczeniu środowiska naturalnego), może ona budzić w języku polskim skojarzenia społeczne z grupą, upodobniając się do wywiadu środowiskowego, przez co kojarząc się raczej ze społecznym otoczeniem lokalnym. I tak źle i tak niedobrze, a ponieważ nie ma do dookreślania tych nazw żadnych przesłanek semantycznych, zatem obydwie formy mogą być używane wymiennie.

Samo pojęcie nie ma odległej przeszłości (lata 70. XX wieku) i dotyczy braku równości różnych grup społecznych, mniejszości, narodów w zakresie szeroko rozumianego środowiska naturalnego. Obejmuje zatem wiele kwestii, w tym to że przedstawiciele grup mniejszościowych są o wiele bardziej narażeni na skutki ekologicznych działań i/lub sytuacji, niż jest to w przypadku społeczeństwa większościowego. Tymczasem sytuacja ekologiczna czyli to w jakim stanie najbliższego środowiska naturalnego żyją mniejszości jest uzależnione od bardzo wielu czynników, zróżnicowanych państwowo, a często i lokalnie. Romowie zamieszkują najczęściej jakieś miejsce, które może wiązać się z rasizmem środowiskowym z przyczyn historycznych, które często sprowadzają się do tego, że ktoś (władze – lokalne lub państwowe) osiedlił ich akurat w tym miejscu. W Polsce idealnym przykładem tego są Maszkowice. Pozbawione zarządu, organizacji i znacznej pomocy finansowej na serie inwestycji, to osiedle romskie nie jest w stanie sprostać opanowaniu problemów środowiskowych związanych z własnym zarobkowaniem (wypalanie elektroniki) i codziennym funkcjonowaniem (brak usług komunalnych). Zdarzają się także przypadki własnego wyboru miejsca pobytu lub zamieszkania, czasem popartego przez lokalną społeczności i lokalną władzę. W historii bardzo często były to miejsca, w których nie chciał się osiedlić nikt inny, ze względu na niebezpieczeństwa związane z przyrodą – jak choćby wylewające na Podhalu potoki górskie i domy Romów systematycznie przez nie zalewane. Miejskie obszary przynależące do kategorii environmental racism Romów powstają albo przez zaniedbanie zarządem lokalizacji (bloki, osiedle), w której mieszkała lokalna większość romska (Luník IX w Koszycach) lub poprzez zasiedlenie mniejszą grupą niezagospodarowanego terenu (ul. Kamieńskiego we Wrocławiu, ogródki działkowe w Łodzi). Wszystkie te (jedynie przykładowe) kategorie wiążą się z utrudnionym dostępem (lub jego brakiem) do usług komunalnych, a przede wszystkim czystej wody, kanalizacji, prądu. Wywołuje to znaczne zagrożenia w zakresie medycznym, a jednocześnie mieści się w kategorii environmental racism. W wielu państwach rasizm ten przejawia się dodatkowo poprzez to, że w sytuacjach inwestycyjnych (znaczny zysk finansowy, decyzje rządów, interesu publiczny, interes większości itp.) sytuacja mniejszości w zakresie naruszanie i negatywna zmiana środowiska naturalnego w otoczeniu ich zamieszkania, nie jest brana pod uwagę, a ich interesy w tym zakresie nie mają żadnego znaczenia. W skrajnych przypadkach (z różnych przyczyn) miejscem zamieszkania Romów są tereny okołoprzemysłowe położone w (zbyt) małej odległości od obiektów przemysłowych lub okolice wysypisk śmieci (Pata Rât w Rumunii). Poza Europą może przyjmować także i inne konkretne formy, jednak zawsze dotyczy sytuacji mniejszości w obliczu problemów lub wyzwań ekologicznych.

Sytuacja ekologiczna w państwach Europy Środkowej i Wschodniej byłą i jest o wiele gorsza niż w państwach Europy Zachodniej, w których tradycja inwestowania w ochronę środowiska trwa dłużej. Nie znaczy to  jednak, że i tam nie pojawia się environmental racism. Natomiast na konkretne sytuacje w byłych państwach bloku socjalistycznego nakładają się dodatkowo wieloletnie zaniedbania inwestycyjne w tym zakresie. Przez to oraz ograniczone samorządowe i lokalne (to one są formalnie odpowiedzialne najczęściej za warunki życiowe mniejszości) środki finansowe, o wiele trudniej jest także zabezpieczać środowiskowe interesy mniejszości.

Rasizm środowiskowy jest jedną z najbardziej upokarzających form rasizmu, gdyż na poziomie systemowym odmawia równości (i człowieczeństwa) części obywateli i mieszkańców jakiegoś państwa. Dzieje się tak ponieważ w jawny (systemowy) sposób, traktuje się ich w inny sposób niż pozostałych członków społeczeństwa. Romowie nie oczekują większych praw i większego społecznego wsparcia niż to, jakie jest oferowane innym członkom społeczeństwa. Równość jest wystarczająca. Dyskryminacja odwrotna przynosi najczęściej więcej szkody niż pożytku, dlatego też dążenie wyłącznie do równości (za bycie człowiekiem, a nie za jakikolwiek zasługi) w tym zakresie jest całkowicie zadawalające. Jednak w Europie w dalszym ciągu nie tylko nie zabezpiecza się istniejącej infrastruktury w miejscach zamieszkanych przez Romów, ale nie zapewnia się jej w nowych miejscach zamieszkania, często nawet jeśli są to miejsc wskazane/nakazane przez władze. Ze względu na pozostawanie na marginesie społeczeństwa interesy (mieszkaniowe i zdrowotne, co najściślej wiąże się z rasizmem środowiskowym) nie są brane pod uwagę w przypadku niektórych inwestycji, przez co Romowie z dnia na dzień mogą pozostać np. bez dachu nad głową lub zostać pozbawieni dostępu do wody i innych usług komunalnych. Problemem jest także to, że ta forma niesprawiedliwości ekologicznej ma każdorazowo charakter długoterminowy, nawet w przypadku gdy jest on zidentyfikowany i istnieje przynajmniej teoretyczna możliwość jego rozwiązania. To bowiem zawsze wiąże się ze znacznymi nakładami finansowymi, ponieważ najczęściej dotyczy inwestycji komunalnych lub mieszkaniowych.

 

 

 

 

 

środa, 18 listopada 2020

...wobec kobiet


Przemoc domowa była i jest, ale to od nas (nas wszystkich) zależy, czy będzie. Dotyczy to nie tylko ogółu społeczeństwa, ale także grup mniejszościowych – w tym – Romów.

W Polsce według danych CBOS z 2019 roku, że 12 procent polskich kobiet doświadczyło fizycznej przemocy domowej. Natomiast jeśli sięgnie się do danych policji z tego samego roku, to zgłoszonych przypadków przemocy wobec kobiet było około 65 tysięcy, czyli obejmowało to ponad 0,4 procent Polek. Dane te oczywiście są ze sobą nieporównywalne, dotyczą w sumie jedynie przemocy fizycznej i nie uwzględniają przemocy wobec dzieci. Są jednak bolesne dla zdrowego, rozwiniętego, demokratycznego społeczeństwa dużego europejskiego państwa. W sumie większości polskich mężczyzn chyba jednak trudno zrozumieć jak można pobić kobietę. Bez względu na to, czy dzieje się to w domu, przed kościołem w Warszawie, czy na ulicy we Wrocławiu.

Interpolując te niepewne dane statystyczne na nie mniej niepewne dane dotyczące liczby Romów w Polsce, można proporcjonalnie wywnioskować, że w Polsce spośród wszystkich Romni przemoc domową zgłasza corocznie kilkanaście spośród nich, a doświadcza 360. Wyliczenia te są obarczone ogromnym błędem, jednak chodzi jedynie o uświadomienie sobie potencjalnej skali. Oczywiście można stwierdzić, że 360 osób to niewiele. Tak naprawdę jednak i 1 Romnia to byłoby zbyt dużo, a przykładowe 360 osób to 360 osobowości, 360 światów, 360 zestawów uczuć i 360 historii życiowych.

Świat cywilizacji białego człowieka (cywilizacji zachodniej), pomimo systemów ochrony jego praw, pomimo demokracji (nawet w jej skarlałej ochlokratycznej i populistycznej formie), pomimo walki z dyskryminacją, pomimo żywych od końca XVIII wieku haseł równości i pomimo dążenia do równości płci we wszystkich sferach życia, pozostaje światem patriarchalnym. Skrajnym wyrazem tego jest często powtarzane brutalne stwierdzenie, że gdyby ciążą dotyczyła ciała mężczyzn, to środki na aborcję byłyby dostępne na każdej stacji benzynowej. Mocne? Tak. Ale lepiej (i zapewne dość prawdziwie) opisuje nierówność płciowe niż najpełniejszy pakiet informacji i dane o nierównych dochodach kobiet i mężczyzn za tę samą pracę (według danych Eurostatu akurat z tym w Polsce nie jest aż tak źle).

Także świat romski jest światem patriarchalnym, choć jak to u Romów – uczciwszym w swych deklaracjach, choć nie zmniejsza to problemu z przemocą domową. Nie jest ona bowiem u Romów ani obowiązkowa, ani też nie jest wpisana w tradycję i kulturę romską. Jednak pozycja kobiet w społeczności romskiej jest jawnie o wiele gorsza, a właściwie trudniejsza niż w społeczeństwie większościowym, co sprawia że Romni są co najmniej podwójnie wykluczone.

Dodatkowym problemem jest także to, że ze względu na patriarchalne uwarunkowania kulturowe Romni częściej mogą akceptować elementy przemocowe w gospodarstwie domowym (jako coś tradycyjnie naturalnego), a rozstanie z mężem jest także znacznie trudniejsze. Ponadto o wiele większy problem niż w przypadku społeczeństwa większościowego (prawie połowa Polek nie informuje nikogo o przemocy domowej) dotyczy także zgłaszania takich przemocy jakimkolwiek organom i organizacjom, które mogłyby cokolwiek w tym zakresie zmienić. W końcu reprezentują one system nieromskiej rzeczywistości, mąż pozostaje Romem i jakiekolwiek włączanie w domowe i romskie problemy kogokolwiek (tym bardziej oficjalnych struktur reprezentujących państwowy aparat represyjny) spoza romskiego kręgu, byłoby poważnym naruszeniem Rromanipen. A Romni są – co prawda rewolucyjnymi i dążącymi do zmian, ale jednak – strażniczkami tradycji.

Biorąc to wszystko pod uwagę, trzeba przyznać, że sytuacja Romni jest nie do pozazdroszczenia. W rzeczywistości trudno jest dociec, jak wiele spośród nich doświadcza przemocy domowej. Nie ma w ogóle lub jawnie dostępnych informacji dotyczących przemocy wobec nich, tak w zakresie realnego jej występowania, jak i liczby zgłaszanych przypadków.

 

W północnej Anglii jedna z travellersko-romskich organizacji uruchomiła działania, które być może udałoby się skopiować do Polski i dzięki temu umożliwić Romni łatwiejsze korzystanie z prawa do wolności od przemocy domowej. Wzór nie jest doskonały, jednak jest.

„One Voice 4 Travellers” od 2005 roku działa na rzecz ograniczenia przemocy w lokalnym środowisku Romów i Travellersów. Nie jest to jej jedyny zakres działania, jednak stanowi bezwzględną podstawę. Jej misją jest praca z Romni i romskimi dziećmi i młodzieżą, a za ich pośrednictwem (sic!) także mężczyznami. Na poziomie celów szczegółowych koncentruje się ona na ograniczeniu/likwidacji przemocy wewnątrz społeczności romskich i w ich otoczeniu, wspiera przy tym edukację i włączenie społeczne, oferuje pomoc ofiarom jakichkolwiek form przemocy, promuje wyrównywanie szans  i budowanie zdrowych równościowych relacji pomiędzy Romni i Romami, a także społeczeństwem większościowym, będą  przy tym nastawiona na jak najpełniejszą i trwałą integrację (w ramach docenienia różnorodności i wzajemnego zrozumienia) z każdą inną społecznością.

Generalnie nastawienie „One Voice 4 Travellers” jest jak najbardziej równościowe i prospołeczne, a projekty, które dotychczas organizacja ta realizowała obejmują nie tylko bardzo różnorodne kwestie przemocowe (rozpoznawanie, przemoc seksualna, wsparcie doradcze), ale także dotyczące terapii uzależnień (alkohol, nikotyna, narkotyki), konfliktów wewnątrzrodzinnych (mediacje), ochrony najsłabszych (dzieci i dorośli) i rozwoju społecznego.

Aktualnie realizowane inicjatywy przeciwprzemocowe tej organizacji są kontynuacją cyklu działań pilotażowych podejmowanych z policją z Norfolk. Co prawda była to współpraca z nieromskim światem, jednak opierała się raczej (tak wynika z opisów) na pozyskiwaniu danych od policji, która posiadała je ze zgłoszeń osób trzecich. Ponadto w przypadku angielskich Romów i Travellersów – pomimo zbliżonego podejścia do aparatu państwowego – zasady Rromanipen są nieco odmienne i inaczej traktowane niż w przypadku polskich Romów. Zresztą nawet w ich przypadków podejście to jest różne.

Organizacja swoje działania w tym zakresie opiera do zachęcania Romni (także tych niepełnoletnich) do zgłaszania do niej wszelkich przejawów przemocy domowej i seksualnej. Wspomaga je także w rozumieniu jaki w rzeczywistości jest zakres przemocy i co nią jest. Celem bowiem jest dla niej wzbudzenie inicjatywy u Romni, świadome podejście do wyboru i do własnego bezpieczeństwa i prawa do niebycia ofiarą przemocy. W ramach tych działań „One Voice 4 Travellers” wyjaśnia różne formy przemocy (fizyczna, psychiczna/emocjonalna, finansowa/materialna, seksualna, przymus/kontrola), a także wyjaśnia szczegółowo konkretne zachowania związane z każdą z nich. Opisuje także skutki przemocy, co jest ważną informacją dla innych (nie tych cierpiących od przemocy), formułowaną po to, aby być może temat poruszyć, porozmawiać, a może zgłosić do „One Voice 4 Travellers”.

W całości działania są przemyślane i dobrze zaprojektowane. Romskie ofiary przemocy nie muszą się kontaktować z systemem państwowym i jego reprezentantami – jest od tego romsko-travellerska organizacja (w sumie doceniłaby to zapewne także w Polsce niejedna nieromska ofiara przemocy domowej lub seksualnej, bo opisy działań policji i sposoby zachowań funkcjonariuszy policji nie można uznać za zachęcające). Oferuje ona bardzo szeroki i różnorodny zakres możliwości kontaktu (to bardzo ważna kwestia), co niewątpliwie ułatwia podjęcie decyzji o zgłoszeniu przemocy. Nie jest to zatem wyłącznie policja lub biuro „One Voice 4 Travellers”, ale także telefon, SMS, formularz na stronie, e-mail lub grupy wsparcia.

Co do przenoszenia takiego wzoru działania do Polski… Temat jest bardzo wrażliwy. O wiele bardziej niż w przypadku nie-Romni. Względu kulturowe nakładają się na kwestie rodzinne, starach przed opuszczeniem, wstyd i wiele innych czynników, które sprawiają, że w Polsce zgłaszana jest jedynie niewielka część aktów przemocy domowej. Jednak i tak słusznym byłaby próba uruchomienia takiego typu działań.

 

A może tak naprawdę problem nie istnieje? Może interpolowanie statystyk społeczeństwa większościowego, które mówi o równych prawach kobiet, utrzymując powszechnie system patriarchalny i pełzającą (ukrytą) mizoginię nie jest słuszne? Może romski – jawnie patriarchalny system – zabezpiecza jednak wystarczająco prawa romskich kobiet, a Romowie mądrze podchodzą do zasada Rromanipen? Jest to możliwe. Byłoby wspaniale. Jednak Romowie to tak jak my – tylko i aż ludzie – i tak jak my – błądzą. Choć to żadne (absolutnie żadne!) usprawiedliwienie.

 

 

 

niedziela, 8 listopada 2020

Jak Romowie radzą sobie z koronawirusem


W sumie pytanie zawarte w tytule albo jest głupie, albo jest to prowokacja. Bo Romowie radzą sobie z COVID-19, pandemią i sytuacją z tym związaną w Polsce dokładnie tak samo jak radzą sobie wszyscy inni Polacy. Zatem zasadniczo nie ma o czym rozmawiać.

Albo może jednak lepiej dookreślić i powiedzieć – nie wiedzą jak jest (będzie w końcu jakiś stan czy nie będzie?), nie wiedzą jak się skutecznie zabezpieczyć (tak tak, maseczki prawidłowo noszone i dystans fizyczny z obcymi), drżą o swoich bliskich (i to nie zawsze o najstarszych, ale o dzieci, bo przecież dzieci też chorują) i choć zasadniczo się pilnują, by nie zachorować, to czasem jednak może się zdarzyć, że kontrola nieco siada (bo szwagier zaprosił do siebie…).

Taka sytuacja dotyczy Romów w takim samym stopniu, jak ich nieromskich współobywateli Polski. Oczywiście w każdym społeczeństwie jest jakaś część (u Romów np. – bo w zależności od badań i źródeł – około 30% Romów żyje w warunkach zbliżonych do niedostatku lub biedy i nie radzi sobie we współczesnym świecie. Natomiast w Polsce wśród wszystkich obywateli mówi się o 15 mln osób (COVID-19 mógł to poszerzyć), które żyją w podobnych warunkach. Czyli także powiedzmy, że prawie 30% populacji. Prawie oczywiście robi różnicę. Reperkusje dla finansów domowych związane z pandemią i kolejnymi okołolockdownowymi ograniczeniami wpływają na wszystkich. Także na Romów i możliwość utrzymania się przez nich. W mniejszym stopniu dotyczy to romskich nauczycieli, wykładowców, właścicieli dużych firm i pracowników innych branż, które przy pandemii radzą sobie nienajgorzej – podobnie jak w przypadku innych Polaków. Sytuacja jest jednak problematyczna choćby pod takim względem, że wiele zawodów wykonywanych przez romskich mężczyzn (może to i stereotyp, a może wcale nie) wymaga często przemieszczania się i kontaktów oraz rozmów z wieloma osobami. Ponadto część Romów utrzymuje się z działalności artystycznej i choć jest jesień i festiwali oraz imprez plenerowych za dużo i tak by nie było, to jednak ta możliwość zarobkowania jest bezwzględnie zablokowana. Można zatem przypuszczać, że ze względu na pandemię i wynikające z nią jesienne obostrzenia, sytuacja Romów pogorszyła się bardziej niż większości Polaków.

Trzeba jednak przyznać, że podczas pandemii Romowie są nieco pozostawieni w spokoju. Nikt nie zaprasza ich na szkolenia (no chyba, że online, ale u części Romów z dostępem do internetu bywa trudno), przybywają ze swoją rodziną (to bezwzględna wartość dla Romów), kontakty z nie-Romami są jeszcze bardziej ograniczone niż zazwyczaj. No prawie romskie niebo, tylko żeby nie przyszły te ograniczenia co do poruszania się i żeby nikt się nie czepiał, że rodzina rozszerzona – tak ważna dla Romów – nie jest tą najbliższą i lepiej się z nią nie kontaktować.

Jednak przecież cała praca ostatnich kilkudziesięciu lat w ramach wszystkich projektów i strategii miała polegać na tym, że Romów otwiera się na szersze społeczeństwo, a szersze społeczeństwo na Romów. No jak to robić podczas pandemii? Pozostaje internet. I oczywiście – jak się okazało – media w ścisłym związku z edukacją, bo w końcu wypowiadającym się był kurator oświaty.


A jeśli chodzi o edukację, to pamiętając, że w przypadku Romów większy jest odsetek gospodarstw domowych pozostających w gorszej sytuacji, niż wynosi średnia dla Polski, trzeba także pamiętać o większym cyfrowym wykluczeniu Romów. Oczywiście nie dotyczy to wielu młodych Romów, jednak na poziomie gospodarstw domowych – i co za tym idzie możliwości edukacji dzieci i młodzieży – bywa z tym trudno. Wiele dzieci zniknęło podczas pandemii z systemu edukacji, jednak w przypadku Romów te zniknięcia mają szanse być zdrowsze niż w innych przypadkach. Bo u nich najczęściej będzie chodziło o to, że wypracowany (w wielu romskich rodzinach z bólem) nawyk chodzenia do szkoły został systemowo zastąpiony konieczności siedzenia przed komputerem z internetem. A takiej możliwości może nie móc zapewnić wiele romskich rodzin. Podobnie jak wspierania edukacji domowej. Tymczasem w przypadku pozostałych polskich dzieci, które trwale zniknęły z systemu edukacji częściej może chodzić o różnopostaciową przemoc domową.

To oczywiście wszystko rozważania teoretyczne, bo danych i badań w tym zakresie nie ma i zapewne nie będzie. Jednak podstawy kulturowe, nawyki i to jaki jest kształt społecznej codzienności polskich Romów i reszty społeczeństwa, pozwala na takie ostrożne wnioskowanie.

Wydaje się, że tym razem jesienią, nie ma takich problemów, z jakimi Romowie borykali się wiosną, kiedy wykorzystywano pandemię do wzmożonych represji wobec nich. Jednak jak się okazuje problem nie zniknął, a jedynie dostęp do informacji w ramach baniek informacyjnych i rządów medialnych gatekeeperów pozostaje ograniczony.

Podczas pandemii Romowie pomagają sobie samym. Romskie organizacje pozarządowe starają się wesprzeć Romów, doinformować, wyjaśnić, pomóc. Przykładem może być bardzo aktywna działalność wszystkich tego typu organizacji w Wielkiej Brytanii.

Travellers Times opublikowało specjalne wydanie materiałów wspierających Romów  podczas pandemii.


Organizacja London Gypsies and Travellers przygotowała specjalny film pokazujący materiał informacyjny o koronawirusie.


Zresztą podobne działania podjęły także inne romskie organizacje, koncentrujące się na aktywności w jakimś konkretnym regionie Zjednoczonego Królestwa.

Wszystko to oczywiście może i powinno pomóc Romom, ale jednak zagrożenie dla nich dostrzegane jest nie tylko w zakresie edukacji, ale także i w zakresie medycznym i społecznym. Jak bowiem zauważają naukowcy: Romowie w Europie mogą być szczególnie narażeni na zwiększone ryzyko zachorowalności, śmiertelności oraz psychologicznych, społecznych i ekonomicznych skutków pandemii. Należy zadbać o ochronę tej grupy przed nowym koronawirusem i przed poszerzaniem istniejących dysproporcji.

Oczywiście, że należy. Zatem zadbajmy. Tylko jak, skoro sami sobie z takimi skutkami i problemami ledwie radzimy.

W najgorszym razie zawsze możemy odesłać Romów do zapoznania się ze stroną w języku angielskim zawierającą bardzo spójne i bardzo rozbudowane wytyczne dla Romów podczas pandemii: „Zostań w domu: wskazówki dla Romów, Travellersów i gospodarstw domowych na łodziach z podejrzeniem lub potwierdzeniem infekcji koronawirusem (COVID-19)”.

Romowie sobie poradzą. Romowie przetrwają. Jak zawsze. Ale czy przetrwa to, co zostało wypracowane przez lata w ramach ich społecznego włączenia? Nie, aby sukcesy były gigantyczne. Jednak dlatego jeśli w jakimś zakresie są – są o wiele bardziej cenne. Edukacja – podobniej a w przypadku innych Polaków – jest chyba największym problemem. Czy da się te straty odrobić? Nie wiadomo. Bo wszystko zależy od tego jak jeszcze wiele szkolnych lockdownów czeka nas przez najbliższe lata.