Romowie w czasach zarazy
Trudno uciec przed niektórymi tematami choć dziś jest przede wszystkim Międzynarodowy Dzień Romów, zatem cieszmy i radujmy się w nim. A wszyscy Romowie niech okażą bliskość i miłość swoim członkom rodziny i niech ich nie odwiedzają.
I tyle obchodów święta.
Jeśli mówi się o tym, że Polska, Europa, Świat nie były przygotowane na pandemię, to jak należy myśleć o przygotowaniu przez społeczeństwa większościowe swoich romskich obywateli? Jak radzić sobie mają z przestrzeganiem zasad i utrzymaniem niezachorowalności ci, którzy nie mają dostępu do bieżącej wody, pozostają poza systemem ubezpieczeń zdrowotnych i żyją na koczowiskach, albo w warunkach odbiegających od jakichkolwiek standardów, a lekarzy i systemu opieki zdrowotnej boją się, jako czegoś całkowicie niezrozumiałego i reprezentującego represyjny administracyjny system państwowy? Taka sytuacja dotyczy Romów we wszystkich państwach Europy, choć oczywiście w różnym stopniu. Pomimo tego, że w Polsce sytuacja i warunki mieszkaniowe polskich Romów nie są idealne (pomyślmy choćby o Maszkowicach), to jednak nie jest aż tak źle jak w państwach bałkańskich i nie dotyczy to wyłącznie Bałkanów Zachodnich.
Pomimo tego, także w Polsce pojawiła się troska o Romów.
Przede wszystkim o tych, którzy żyją w nieakceptowalnych warunkach opisanych
powyżej, czyli o rumuńskich Romów zamieszkujących od trzech pokoleń w Polsce.
I nie chodzi tu wyłącznie o sanitarną pandemiczną sytuację zdrowotną, ale także o takie podstawy jak poinformowanie Romów o sytuacji (tak, najlepiej werbalne) i wyjaśnienie najprostszych zasad, jakimi należy się kierować. Ponadto dzieci rumuńskich Romów z Wrocławia, Gdańska i Poznania uczą się w szkołach. I jak jest obecnie realizowany wobec nich obowiązek szkolny? Ponoć 8% uczniów w Polsce nie ma możliwości nauki zdalnej. Zapewne niestety dzieci rumuńskich Romów w Polsce należą do tej grupy.
Być może w ramach odzewu na pytanie RPO, a być może w ramach
zarządzania kryzysowego we Wrocławiu została przeprowadzona akcja przesiedlenia
Romów. Ale spokojnie! Akcja pozytywna i w ramach realnej pomocy.
Rumuńscy Romowie zamieszkujący przeznaczony do rozbiórki pustostan zostali przeniesieni do bezpiecznych lokalizacji, zapewnionych przez Gminę Wrocław.
Z Polski to tyle. I dobrze, że żadne większe okołoromskie rzeczy się nie dzieją, no może poza
jednym drobiazgiem, z którego nie na pewno powinniśmy być dumni, jednak nie
wiąże się to z pandemią, ale z inną patologią dotyczącą sfery języka, mowy
nienawiści i tego na co sobie i innym pozwalamy. Cytując tytuł notatki
prasowej: „Nie będzie śledztwa w sprawie internetowego hejtu pod adresem Viki
Gabor”.
Czyli jak zwykle. Nie ma podstaw, między innymi dlatego, bo nazwa „Cygan” nie obraża. No cóż. Nie o samą nazwę chodzi. Trzeba by chyba jeszcze sprawdzić jakie są intencje, ale kto by się takie drobiazgi zagłębiał. Kontekst jest bez znaczenia. Tak naprawdę nie jest, ale w Polsce 2020 roku – jest.
Powracając jednak do czasu zarazy – można przytoczyć wiele przykładów różnych sytuacji i działań oraz zachowań w poszczególnych państwach Europy, dotyczących Romów. Niektóre pozytywne, niektóre negatywne, niektóre po prostu smutne. Jednak w jakiś sposób najbardziej elektryzujące są doniesienia ze Słowacji.
I jeśli się nad samym tytułem artykułu zastanowić – biorąc pod uwagę wpływ testów na ograniczanie rozwoju pandemii i możliwości separowania części społeczeństwa oraz ewentualnie wcześniejszej hospitalizacji – to bardzo dobrze. Jednak jeśli popatrzy się a to z innego punktu widzenia (w Polsce nie można testu zrobić komercyjnie bo korzystaliby z nich „bogaci i oszołomy”, co wprowadzałoby nierówność), to trzeba brać pod uwagę to, dlaczego akurat Romowie zostali wybrani jako grupa etniczna do masowych testów. Czyżby wynikało to z atawistycznego lęku przed innymi i obcymi? Czyżby było to w jakiś sposób podobne do tego, co można było kilka lat temu usłyszeć w Polsce, że ci migranci z Afryki to jakieś choroby przynoszą? Ale przecież Romowie to nie nowi migranci. Są w Europie długo. Więc co? Grupa szczególnego zagrożenia? Przez warunki (nie zawsze doskonałe) w jakich żyją? Czy przez skojarzenia i stereotypy, że na pewno są brudni i na pewno jakąś zarazę rozniosą? No różne mogą być pomysły na wyjaśnienie, choć słowacki rząd składnia się do tłumaczenia, że to chodzi tylko o problem warunków sanitarnych i intensywnego nagromadzenia mieszkańców. I akcję z jednym z Romów, który w osadzie w Gelnicy, który schronił się tam w ramach własnej kwarantanny. Ostatecznie i w sumie dla Romów to dobrze – zostaną przebadani, a przy okazji sprawdzi się ich ogólny stan zdrowia. Jednak jak zawsze – chodzi o oprawę całości. Bo trzeba pamiętać, że to Słowacy a nie rubaszni Czesi. Zresztą i ci ostatni potrafili nieźle dołożyć mniejszości romskiej. Zatem jak testy w romskich osadach przeprowadzili Słowacy? Wysłali umundurowanych lekarzy. No pozostaje mieć nadzieję, że jednak nie jest to dodatkowa stygmatyzacja Romów, a tylko pomoc sanitarna. Jednak czy na pewno tak to odczytają inni słowaccy obywatele?
Tak czy inaczej na razie sprawa nie cichnie.
Nie wszędzie jednak sprawy toczą się tak spokojnie i bez (jak na razie ofiar). Przykładem jest Macedonia Północna i dramatyczne doniesienie ze Skopje. Trzeba pamiętać, że w Skopje jest cała romska dzielnica (Šuto Orizari), w której urzędowym językiem jest język romski.
Sytuacja z Włoch zwraca uwagę na kolejny problem, poza samą sferą medyczną i warunkami w jakich mieszkają Romowie. To kwestia zatrudnienia, przychodów domowych i teraźniejszego oraz przyszłego radzenia sobie z utrzymaniem rodziny. Oczywiście, że aktualnym problemem jest skala zakażeń. Jednak przyszłym będą problemy firm (i państw), które „się zatrzymały”. Problemy, które wpływają na pracowników lub niestety także od chwili – już byłych pracowników. Romowie często i w większości wykonują prace pomocnicze i dorywcze. Wynika to i z kwalifikacji i z tego, że na inne stanowiska Romów nie chcą przedsiębiorcy zatrudniać. Ich zatrudnienie w obliczu przyszłego i pewnego kryzysu jest o wiele bardziej wątpliwe niż innych pracowników. Nie mają do tego ani oszczędności, ani pewnej sytuacji mieszkaniowej. W sumie bardzo prosto podsumowując – ani oni, ani ich rodziny mogą wkrótce nie mieć za co żyć.
Hiszpański przykład pokazuje natomiast, co łatwo rozpętać a trudniej zatrzymać. Oby – we wspomnianej wcześniej sytuacji na Słowacji – nie pojawiły się takie skutki.
Są też jednak i jak najbardziej pozytywne przykłady. Jak choćby z Serbii.
Albo dobra praktyka – „pa Rromanes”. W sumie mogłoby być też po polsku, bo po prostu fajne. I docierające.
Przykłady pozytywnych i negatywnych związanych z Romami w nienormalnej sytuacji w jakiej znalazł się Świat i Europa i Polska i po prostu My można mnożyć. Nie sposób ich wszystkich streścić, ocenić i przeczytać. Jednak co z naszymi polskimi Romami?
Metody ograniczania pandemii wymuszają ograniczenie
kontaktów społecznych i znaczny poziom izolacji, także w przypadku rodzin
niezamieszkujących w jednym gospodarstwie domowym. I co tu zrobić z taką
sytuacją w przypadku polskich Romów? Zasadniczo dla Romów rodzina jest podstawą
wewnątrzgrupowych więzi kulturowych, zatem i całego jego społecznego jestestwa
i romskiej tożsamości. Spotkania rodzinne (huczne lub nie, ale chętnie w
obszernym gronie) oczywiście są także podstawą. Jednak na podstawie
jednostkowego, choć wiarygodnego w swej spostrzegawczości i ocenie, przekazu z
Nowej Huty wygląda na to, że Romowie w Polsce trzymają się dzielnie. Ponieważ
romska młodzież raczej nie jest wykluczona cyfrowo, to łatwo większość spotkań
(także rodzinnych) została przeniesiona do internetu. Zatem Romowie trzymają
się. To wiąże się także z tym, że dla większości Romów (naprawdę bardzo niewielu
w Polsce związało się z zawodami okołomedycznymi, co wynika z różnorodnych a
jednak zawsze gdzieś w pamięci pozagenetycznej funkcjonujących zasadach
Romanipen) choroby pozostają rzeczą tajemniczą, jednak taką, w której istnienie
się wierzy. Przez to – pomijając wciąż żywy w tradycji romskiej aspekt samoleczenia
i ufania własnym specjalistkom i specjalistom od często ziołoleczniczego odczyniania
choroby – Romowie chorób obawiają się bardzo. Wyobraźnia działa. Jeśli do tego
skutkiem zachorowania jest konieczność kontaktu z lekarzami i systemem opieki
zdrowotnej, a przy okazji pandemii system medyczny jest jeszcze mniej uważny
pod względem etnicznym (nie ma na to ani czasu, ani sił i środków), to chęć do
kontaktu z obcym Romom systemem medycznym jest już zupełnie żadna. Zatem trzeba
dbać o kwarantannę społeczną, stosować się do zaleceń, pomagać najstarszym i
przetrwać. Przetrwać nie pierwszy raz w represyjnej (wirusowo tym razem)
sytuacji. Z tego co wiadomo (niepotwierdzone, ale nadzieja się budzi), żaden
polski Rom nie trafił na medyczną kwarantannę i nie ma poważnych objawów. To
dobrze.
Wiele spośród powyżej opisanych problemów większość dotyczy także
oczywiście społeczeństwa większościowego. Romowie jednak w większości pozostają
w o wiele gorszej sytuacji, którą dodatkowo obnażyła pandemiczna sytuacja w
Europie. Mamy ciekawe czasy. I związane z tym (ponoć) chińskie przysłowie na
pewno jest przekleństwem a nie błogosławieństwem. Już trzeba myśleć o tym, co
będzie „po”. Jak będą wyglądały relacje społeczne? Jak szybko i w jaki sposób poradzimy
sobie nie tylko ze zdrowotnymi i, co oczywiste, ekonomicznymi skutkami
zamknięcia, ale z tym co dzieje się i będzie się działo na płaszczyźnie społecznej i
psychologicznej. Jacy będziemy?
Można by powiedzieć „I Have a Dream” za jednym z Wielkich Działaczy Społecznych XX wieku. Ten sen czy marzenie dotyczy mowy nienawiści. Bez jej odrzucenia, bez jej zamiany na coś wręcz przeciwnego nie można sobie wyobrazić dochodzenia cywilizacji do stanu normalności. Zatem nie „haete speech”, tylko „care speech”. Będziemy umieli? Czy może jednak nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz