Mówimy w internecie
Tak się jakoś świat poukładał, że w ostatnim czasie
niewątpliwie więcej osób korzysta z komunikacji elektronicznej przez internę i
czyni to o wiele częściej niż dotąd. W znacznej części przypadków chodzi tu o
prace zdalną, jednak aktywność ta dotyczy także różnych rozrywek, czytania tego
co piszą inni i czasem także pisania.
Tym bardziej ważne wydaje się intensywniejsze zwracanie
uwagi na to, przy pomocy czego przede wszystkim porozumiewamy się przez
internet. Czyli o słowo i język jakim się posługujemy. Oczywiście żyjemy w
kulturze obrazkowej (także obrazków ruchomych), jednak większość komunikacji
elektronicznej to komunikacja językowa. Większości użytkowników łatwiej jest cokolwiek
napisać, niż stworzyć grafikę lub oraz ruchomy (czyli film). O popularności i
używalności słów w intrenecie bardzo dobrze świadczy YouTube. Może nie sam
portal, czy nawet jego formuła, ale nagromadzenie licznych komentarzy, jakie
pojawiają się pod zamieszczanymi na nim filmami. Przykład YouTuba jest ponadto
bardzo interesujący, że to właśnie komentarze na tym portalu (spośród wszystkich
najbardziej popularnych mediów społecznościowych) bywają najbardziej bezlitosne,
bezkompromisowe, chamskie i najłatwiej wpadają w kategorię mowy nienawiści.
Co prawda coraz częściej – chyba za sprawą kopiowania
zachowań polskich polityków – mówi się wszystko co tylko się chce, obrażając i
szkalując innych, a potem wyjaśnia się, że to była jedynie opinia i nikt nie
miał zamiaru nikogo obrażać (a każdy kto uważa inaczej zostanie oskarżony o
zniesławienie), zatem wszystko jest w porządku. W rzeczywistości to jednak tak nie
działa. Jak się coś powie, to nie da się tego cofnąć. W świecie rzeczywistym
nie ma komputerowej funkcji „undo” (cofnij zmiany). Co więcej, w takich
wypowiedziach mogą zostać użyte nawet groźby karalne. Jednak jeśli nie
namawiają one innych do przemocy, to i one mogą zostać potraktowane jako
jedynie „nieszkodliwe” gdybanie. To nie jest ani logiczne, ani normalne. To
obłudna gra i chyba wszyscy łatwo dostrzegają jak fałszywe są te zapewnienia o
tym, że nie chciało się nikogo obrazić. Bo jak to jest? Jest jakaś jednostka
chorobowa zbliżona do zespołu Gillesa de la Tourette'a, przy
której kompulsywnie trzeba siąść do mediów społecznościowych i kogoś sobie
przez chwilę ponienawidzić? Jednak dla jednych jest to jawne oszustwo i
kpienie z prawa, a dla innych spryt, za który należy się szacunek.
Kilka lat temu szwajcarski sąd federalny uznał za
współwinnego obywatela, który zalajkował nienawistny post (zawierający mowę nienawiści)
na facebooku.
Biorąc pod uwagę jak wielką dowolność odczuwa wielu użytkowników
internetu w mówieniu tego co im przyjdzie do głowy i wylewania swoich
frustracji pod postacią mowy nienawiści do kogoś/kogokolwiek/jakiejś grupy, to działanie
szwajcarskiego sądu jest nie tylko racjonalne, ale i sensowne. W końcu w
przestrzeni pozakomputerowo-internetowej jednak o wiele bardziej ludzie panują
nad językiem, bo to przestrzeń publiczna. Jednak jak tym razem stwierdził
polski Sąd Najwyższy w sprawie IV KK 296/17 „treści publikowane w internecie,
choć fizycznie rzeczywiście znajdują się na dyskach twardych, to jednak tworzą
>>pewną przestrzeń<<, a jeśli są dostępne na stronie internetowej,
na którą każdy bez ograniczeń może wejść, to tym samym przestrzeń taką należy uznać
za miejsce publiczne”. Czyli miejsce publiczne, a co za tym idzie i przestrzeń
i przekaz jest publiczny.
Zasadniczo mowa nienawiści ma się dobrze, pojawi się często
i w obecnej rzeczywistości społecznej wcale nie dotyczy tylko dyskryminowanych
grup mniejszościowych. Bo można sobie nienawidzić kogoś za cokolwiek (choćby za
to, że ktoś jest z Leżajska). I nawet przez chwilę, a potem już nie. Jednak w przypadku każdej grupy mniejszościowej (w tym
oczywiście Romów) taka mowa nienawiści będzie zawsze wiązała się z ich
pochodzeniem etnicznym. A to jest o wiele gorsze.
Może i dziwnie brzmi takie wartościowanie dyskryminacji i stopniowanie
mocy nienawiści i jej wyrazu pod postacią mowy nienawiści, jednak jakakolwiek
dyskryminacja w stosunku do grup odmiennych zawsze będzie się wiązała z ich przynależnością
do mniejszości. A ponieważ z natury (i każdej definicji) mniejszości wynika, że
jest to grupa niewielka, a przynajmniej mniejsza niż reszta społeczeństwa to
wygląda jakby większy i silniejszy pastwił się nad słabszym. A tak nie można. Ponadto
ogromne znaczenie dla takiego podejścia ma także historia Europy i w sumie
świata. Nie raz bowiem zdarzało się, że niechęć i nienawiść do jakiejś grupy
lub nawet jej niewielkiej części prowadziła do rozszerzenia takiego nastawienia
na całą grupę, umocnienia negatywnego stosunku do niej większości i ostatecznie
do ludobójstwa. Dlatego zakaz mowy nienawiści nie jest już dawno jakimkolwiek składnikiem
nieistniejącej już poprawności politycznej, ale zwykłym mechanizmem
zapobiegawczym. Nawet nie będąc ofiarą ludobójstwa, ale wierząc w rdzennie
europejskie idee humanizmu, demokracji, równości ludzi (tylko dlatego, że każdy
z nich jest człowiekiem) nikt chyba nie chce żyć w czasach kiedy do czegoś
takiego dochodzi. Tak jak nie chce brać w tym udziału, choćby poprzez bierną
przynależność do społeczeństwa, które ludobójstwa dokonało. Być może jest to
zbytnia wiara w cywilizację i postęp społeczny, jednak albo wierzy się w
wartości systemowe w jakich się funkcjonuje i oczekuje się ich spełniania wobec
siebie, dopełniając ich także wobec innych, albo nie. A jeśli nie, to jest to
albo anarchia, albo tyrania, albo dyktatura, albo każda inna forma władzy nad
ludźmi, która odrzuca europejską spuściznę wartości każdego człowieka i jego
życia.
W 2019 roku Roman Kwiatkowski, za pośrednictwem stromy
Stowarzyszenia Romów w Polsce wyda oświadczenie dotyczące wzmożenia działań
prokuratury i policji przeciwko mowie nienawiści w domenie publicznej, w tym w
Internecie. Kończy się ono zdaniem: „Stowarzyszenie liczy na generalną
zmianę w podejściu przez Prokuraturę do zgłaszanych zawiadomień o możliwości
popełnienia przestępstwa z mowy nienawiści, także zawiadomień dotyczących
naszej mniejszości.”
I o cóż w tym chodzi? Najprościej o to, że przypadki mowy
nienawiści są lekceważone zarówno przez prokuraturę, jak i policję, choć „Prokurator
Generalny zaleca podejmowanie czynności z urzędu”. Warto zwrócić od razu uwagę
na początek i koniec oświadczenia wydanego przez prezesa jednej z dwóch największych
polskich organizacji pozarządowych zrzeszających Romów. Po pierwsze jest to
sformułowanie „w domenie publicznej, w tym w Internecie”. Jest to
potwierdzenie, przywołanego już wcześniej twierdzenia, że interet (oczywiście
nie cały) jest przestrzenią publiczną, a nie prywatną i to, co w niej się
pojawia powinno być jako wypowiedzi publiczne traktowane. Po drugie „także
zawiadomień dotyczących naszej mniejszości”, czyli mniejszości romskiej. Wskazuje
to na szerszą niż tylko romska perspektywę i systemowe pojmowanie działań jakie
podejmują albo powinny podejmować odpowiednie służby. To także swoisty wyraz
wrażliwości poza-własno-mniejszościowej i rozumienie, że mowa nienawiści
dotyczy nie tylko Romów, a jak długo będzie ona obecna w przestrzeni publicznej
wobec jakiejkolwiek grupy, to będzie jednoznaczna ze społeczna zgodą na to, aby
bywała skierowana tak że wobec innych mniejszości. W treści oświadczenia Roman
Kwiatkowski powołuje się na kilkadziesiąt zgłoszeń do prokuratury dokonanych
przez Stowarzyszenie na przestrzeni kilku lat, które zawsze kończyły się odmową
wszczęcia postępowania. Każdorazowym uzasadnieniem był „brak znamion czynu
zabronionego”, co według autora oświadczenia stoi w sprzeczności z wydanymi
przez Prokuratora Generalnego w 2014 roku wytycznymi „w zakresie prowadzenia postępowań
o przestępstwa z nienawiści” (dokument ten zmieniono w 2015 roku, jednak zmiana
była proceduralna i nie zmieniała ogólnego sensu tego dokumentu). Jednocześnie Roman
Kwiatkowski powołuje się na kolejne wytyczne dotyczące przestępstw dokonywanych
z wykorzystaniem Internetu (w rzeczywistości chodzi o listę zasad do których należy
się stosować w sprawach związanych z przestępstwami z nienawiści dokonywanymi z
wykorzystaniem internetu) i przytacza je w celu wyraźnego wypunktowania poszczególnych
elementów procedury.
Na dokumenty te powołuj się także Rzecznik Praw
Obywatelskich w liście skierowanm do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro (30 przykładów spraw "mowy nienawiści", w których działania prokuratury budzą wątpliwości).
Ponadto przywołuje tam także orzecznictwo Trybunału Praw Człowieka i podkreśla,
że wśród obowiązków, jakie ciążą na organach ścigania, znajduje się także
ustalenie motywów sprawcy. Nie mniej ważna jest określenie, jaką rolę w jego
działaniu odgrywały uprzedzenia w stosunku do konkretnej grupy społecznej (mniejszościowej).
Podstawą przywołanych wytycznych jest jednak z pewnością
dostrzeganie w mowie nienawiści znamion czynu zabronionego i podejmowanie czynności
z urzędu, a nie jedynie na wniosek obywateli. I właśnie do działania zgodnego z
takim podejściem wzywa w swoim oświadczeniu Roman Kwiatkowski. Ważnym skutkiem
wynikającym ze skutecznego ścigania
przypadków mowy nienawiści i karaniem jej sprawców jest wzmocnienie potępienie takich
zachowań w społeczeństwie, co jest jedną z najważniejszych kwestii w Polsce.
Niestety polską debatę publiczną (w szczególności polityczną) trudno uznać za wzorcową,
co niestety mocno wpływa na zwiększenie społecznej akceptacji dla tego typu
aktów przemocy językowej.
A na koniec kilka przykładów komentarzy pod informacją
prasową na temat ratownika zaatakowanego nożem przez pacjenta z podejrzeniem koronawirusa.
Oczywiście należy zrozumieć internautów. Bo emocje, bo strach. Ale czy na
pewno? A przemoc słowna pozostaje przemocą. I część z nich bardzo przypomina
niektóre wypowiedzi na temat Romów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz