Indyjska(?) mniejszość narodowa
W polskim dyskursie dotyczącym
Romów – najczęściej w związku z jakimś medialnie nagłośnionym problemem związanym
z tą społecznością i wynikającym z ich niedostosowania do norm społecznych i polskiej
rzeczywistości
– często pojawia się opinia, która (przy uśrednieniu i pominięciu słów wulgarnych)
sprowadza się do zdania:
niech wracają do siebie
Trudno oczekiwać od
większości autorów tego tekstu, aby choćby w domyśle określali gdzie znajduje
się to swoje, choć pewne jest, że
jest to gdzieś nie u nas. I zawsze
będzie tu chodziło o wypchnięcie Romów poza nasze
państwo i naszą rzeczywistość
społeczną. Część nadawców tego komunikatu ma świadomość migracyjności Romów,
jednak najczęściej obejmuje ona ich wszystkich (a przynajmniej tych z doniesień
prasowych), jednak najczęściej traktuje ową migrację w perspektywie
krótkookresowej i wskazuje na Rumunię, jako kraj pochodzenia Romów i miejsce ich
docelowego odesłania/powrotu.
Jest także grupa, która
ma bądź bardziej powierzchowną bądź głębszą wiedzę na temat indyjskiego pochodzenia Romów.
Jednak często traktowane
jest to raczej jako swoisty żart, lub jako naukowe bzdury (jak powszechnie
wiadomo naukowcy zajmują się nikomu niepotrzebnymi rzeczami i ciągle wymyślają
coś, co tylko komplikuje prostą przecież rzeczywistość) bez znaczenia dla otaczającego
nas świata. Być może za sprawą tego Indie uniknęły utrwalonego w polskim powszechnym
dyskursie losu Rumunii, która po stosunkowo licznej migracji Romów z tego
państwa (lub przynajmniej deklaracji Romów o takim pochodzeniu) do Polski na
początku lat 90. stał się synonimem ubóstwa, żebractwa i społecznego rozkładu,
a określenie ty Rumunie na długi czas
weszło do języka polskiego jako określenie obraźliwe.
W rzeczywistości trudno
byłoby wrócić Romom z Europy naprawdę do
siebie, gdyż perspektywa historyczna jest tak odległa (Romowie dotarli do
Europy pomiędzy XI a XIV wiekiem), że niemalże
(!) zrównuje ten pomysł z życzeniem powrotu Serbów (VI-VII wiek osiedlenia
na Bałkanach) na niemieckie tereny Serbów łużyckich nad Sprewą, Nysą Łużycką, Łabą
i Soławą, Bułgarów (osiedlenie na obecnych terenach to VII-VIII wiek) na tereny
na północ od Morza Czarnego (lub dalej), czy opuszczenia przez Węgrów Kotliny
Panońskiej (zamieszkanej przez nich od IX wieku). Nie oznacza to, że w
europejskiej rzeczywistości tego typu pomysły się nie pojawiają. Wyrazem tego
jest choćby marzenie o Wielkiej Albanii, obejmującej historyczne tereny zamieszkane
przez plemiona Iliryjskie, podbite w II i I wieku p. n. e. przez Rzymian, z
którymi wieź ideologiczną (bo już nie historyczną i nie etniczną) odczuwają
Albańczycy. Elementem urzeczywistniania tego mitu było uznanie niepodległości
Kosowa.
Na początku 2016 roku
podczas International Roma Conference and Cultural Festival
organizowanego w Nowym Delhi, przewodniczący serbskiej organizacji World Roma Organization Rromanipen - Jovan
Damjanović stwierdził, że Romowie powinni zostać uznani przez Indie za swoją
rozproszoną mniejszość narodową, co będzie służyło wzrostowi (wzmacnianiu/rozwojowi)
ich kraju pochodzenia (Indii).
Pod wieloma względami
pomysł (a w szczególności uzasadnienie) wydaje się kuriozalne. Choćby ze
względu na brak jakiejkolwiek ciągłości państwowej od czasu opuszczenia przez
przodków Romów Indii i choćby różny system wartości kulturowych reprezentowany
przez Romów i obecnych mieszkańców tego państwa, a także braku indyjskiej tożsamości
społeczności romskich. Nie bez znaczenia są także prawdziwe konsekwencje, jakie
z takiego aktu (o charakterze politycznym), wyniknęłyby dla tego Indii.
W jakimś stopniu do koncepcji
tej odnosiły się słowa indyjskiego ministra spraw zagranicznych – Sushma Swaraja, który podczas otwarcia konferencji
stwierdził, że:
Romowie to rozproszone
po całym świecie dzieci Indii
Nie była to
jednak deklaracja uznania Romów za obywateli tego państwa. Słowa te należy potraktować
raczej jako element wzmacniania indyjskiej soft
power, element dyplomacji kulturalnej lub tradycyjnie rozumianej dyplomacji
publicznej.
Czy tak jak
chce tego Jovan Damjanović – tego typu
ruch poprawiłby wizerunek Romów w świecie? Czy może Indie dzięki temu
rozwijałyby się bardziej dynamicznie? Na obydwa pytania trzeba odpowiedzieć
przecząco. W świadomości mieszkańców państw Europy tego typu indyjska
deklaracja nie zrównywałaby Romów z mieszkańcami Indii, a raczej – przy przewrotności
kształtowania dyskursu – mogłaby raczej skutkować uznaniem wszystkich Indyjczyków
za Romów, co byłoby podobne do wyżej przywołanego przypadku Rumunii. Natomiast
jeśli chodzi o korzyści wynikające dla samych Indii, to trzeba przyznać, że w
żadnym z państw, w którym Romowie stanowią jakąkolwiek znaczą ilościowo mniejszość,
nie przyczynią się do rozwoju na żadnej płaszczyźnie (ani społecznej ani
gospodarczej), a Unia Europejska uznaje ich wręcz (przy zachowaniu ich
tradycyjnego sposobu życia) za czynnik, który utrudnia osiągnięcie spójności społecznej i gospodarczej.
Przyznając (około) 20
milionom Romom obywatelstwo indyjskie, państwo to musiałoby przyjąć także za
nich odpowiedzialność konsularną, a także być potencjalnie gotowym na
przyjmowanie odsyłanych (z różnych przyczyn i w różnych okolicznościach) Romów.
Raczej nie należałoby oczekiwać szczególnie wielkich migracji europejskich Romów
pragnących powrócić do kraju swojego pochodzenia, jednak w przypadku ludów
uznawanych za Cyganów (lub też za związanych z nimi) i zamieszkujących państwa
pomiędzy Indiami a Europą (Domari (Domowie), Nawar (Nuar), Lumi, Zott,Churi-wali i inne grupy),
mogłoby być nieco inaczej.
Oczywiście takie uznanie
Romów za indyjską mniejszość narodową
niosłoby ze sobą skutki w wielu państwach, które rozróżniają mniejszość
narodową od etnicznej (jak ma to w przypadku Polski). Nie zawsze jednak byłyby
to skutki znaczące dla sytuacji mniejszości (w Polsce w znacznym stopniu
zależałoby to od poziomu samoorganizacji grupy – jak choćby w zakresie
obecności przedstawicieli tej grupy w Sejmie), nie zawsze musiałyby być
skutkami pozytywnymi.
Poza oczywistymi i
potwierdzonymi naukowo historycznymi związkami Cyganów z Indiami, w jakiś
przewrotny sposób zarówno z Indiami, jak i Romami wiąże się zamieszanie
dotyczące nazewnictwa. Mieszkańcami Indii nie są bowiem Indianie. Natomiast
Romowie nie pochodzą z Rumunii. Problem ten staje się o wiele poważniejszy w
przypadku języka angielskiego.
Słuszne jest aby zarówno
sami Romowie (rozproszone dzieci Indii, dla których ich indyjskie
pochodzenie stanowi powód do dumy), jak i dominujące społeczeństwa państw w
których zamieszkują mieli świadomość pochodzenia tej grupy. Słusznym byłoby
nawet powszechnie uznać (zgodnie zresztą z wolą samych Romów i organizacji międzynarodowych) Romów za mniejszość narodową (jednak romską), jednak przyznanie
im indyjskiego obywatelstwa przyniosłoby raczej więcej szkody niż pożytku.
Przynajmniej Indiom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz