piątek, 18 grudnia 2015

Ja ci zapłacę a ty…


W 2009 roku Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny w opinii dotyczącej integracji Romów stwierdził, że wyedukowaniu Romowie będą mogli wnieść aktywny wkład, jakiego się od nich słusznie oczekuje.
Kluczowe w tym przypadku jest stwierdzenie o słuszności oczekiwań wkładu.

Poszukując źródła tego sfomułowania można by się odwołać do teorii umowy społecznej, stojącej u podstaw racjonalizującego traktowania demokracji i istniejącego w jej ramach porządku społecznego. W opozycji do umowy społecznej porządkującej demokratyczną rzeczywistość i wprowadzającą kategorie wypełniania wzajemnych zobowiązań przez obywatela i państwo, stoją najczęściej: suwerenność jednostki, własne sumienie (traktowane jako jedyny miernik słuszności poczynań) a także stan naturalny. W demokracji zakłada się, że w ramach umowy społecznej obywatel dopełnia określonych powinności wobec państwa nie w ramach strachu przed aparatem represji, ale jego poświęcenie części jednostkowych uprawnień suwerennych wynika zarówno ze świadomości przedstawicielstwa władzy (poprzez demokratyczne wybory i możliwość jej kontrolowania – choćby poprzez trójpodział władzy), jak i sprawiedliwej (a przynajmniej uznanej za taką) wymiany, w ramach której otrzymuje on np. oczekiwany porządek publiczny.
W przypadku Romów umowa ta jednak nie w pełni działa. To do czego odwołują się oni jako większej wartości niż to co mogą (a co pozostaje w ich odbiorze wątpliwe) uzyskać od państwa, to nie sumienie, czy nawet nie suwerenność jednostki, ale spajająca ich tradycja, znajdująca wyraźne odzwierciedlenie w całym ich systemie kulturowym, ściśle związana z kategorią romskości i zarazem stanowiąca podstawę ich – różnorodnej wewnętrznie – jedności. Ponadto społeczeństwo głównonurtowe postrzega ich sytuację i sposób funkcjonowania w rzeczywistości z punktu widzenia aktualnej sytuacji społecznej i politycznej, doświadczenia historyczne traktuje wyłącznie jako przeszłość, która wbrew powszechnym opiniom niewiele uczy, a istniejący stan uznaje za punkt wyjścia do dalszego rozwoju.
Romowie jako cała społeczność traktują jednak rzeczywistość w innych sposób. Aktualna sytuacja jest jedynie momentem w ich społecznym trwaniu, demokracja jest jednym z kolejnych systemów, w którym przyszło im funkcjonować, historia nauczyła ich, że zawsze znajdzie się powód aby uznać ich za winnych czegokolwiek, a spełnianie oczekiwań kolejnych władców mogą prowadzić jedynie do zubożenia tego co stanowi rdzeń ich kultury, zmniejszyć poczucie jedności i roztopić w społeczeństwie dominującym. Przez 700 lat europejskiej historii Romów, nigdy nie zaoferowano im nic, co wspomogłoby wartości pozostające dla nich najważniejsze. Ne powinno zatem dziwić, że kilkadziesiąt lat demokracji i o wiele mniej lat wspólnotowych struktur europejskich nie przekonują ich do radosnego włączenia się w umowę społeczną i realizacji słusznych oczekiwań.
To na co należy zwrócić uwagę, to fakt, że Romowie jako naród aliteracki nie posiadają pamięci historycznej pamięci historycznej w przyjętym w kręgu kultury okcydentalnej rozumieniu. Nawet o skali ich zagłady podczas II wojny światowej dowiedzieli się od historyków społeczeństwa większościowego i to wiele lat po jej zakończeniu. Jednak jako wspólnota budująca i kształtująca zasady swojego życia i przetrwania na podstawie własnych doświadczeń przekazywanych z pokolenia na pokolenie, ich własne doświadczenia historyczne znajdują odzwierciedlenie w sposobach zachowania, stosunku do społeczeństwa dominującego, sposobie organizacji wspólnoty, tradycji i codziennych przejawach kultury.

Myśl wyrażona przez Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny, znajduje jednak odzwierciedlenie w rzeczywistości społecznej w nieco innych sposób i przyjmując nieco inny punkt wyjścia. W jakimś stopniu jej inne podstawy stanowiły i stanowią oś rozumowania Komisji Europejskiej w związku z realizacją ogólnounijnej strategii Unijne ramy dotyczące krajowych strategii integracji Romów do 2020 roku. Także w wypowiedziach zwykłych Polaków (głownie komentarzach pojawiających się w internecie) dominuje odmienne rozumienie podstawy spełniania głównonurtowych oczekiwań.
Jeśli bowiem my (naród tytularny i szerzej – większościowe społeczeństwo Europy) oferujemy Romom aż tyle (w wymiarze finansowym, materialnym i strategicznym) aż tyle, to niewątpliwie powinni nam odpłacić. Po pierwsze poprzez chętne angażowanie się we wszystko co im oferujemy, a po drugie poprzez porzucenie tego, co sprawia problemy społeczeństwu europejskiemu i rządom. Problem jednak wiąże się z tym, że Romowie nie potrzebują znacznej części tego co im oferujemy. Nie tyle, że tego nie chcą. Jest to – powiązany ściśle z systemem wartości – brak potrzeby. A to, czego oczekujemy w zamian, sprowadza się do porzucania składników ich kultury, które uznają w wielu przypadkach za podstawowe, niezbywalne, stanowiące podstawę ich jedności i romskości. A te wartości mają dla nich o wiele większe znaczenie niż to co może im zaoferować europejskie społeczeństwo.
Przyjmując skrajny sposób myślenia można by porównać tę sytuację do propozycji skierowanej do Polaka – Ja ci zapłacę, a ty przestaniesz być Polakiem. Inne porównanie przywołuje polską sytuację z lat 50. I 60. XX wieku, kiedy bilans płatniczy (liczony w rublu transferowym) handlu Polski ze Związkiem Radzieckim był korzystny dla Polski. Polska eksportowała (drogi w tamtych latach) węgiel kamienny i efekty produkcji przemysłowej, a z ZSRR otrzymywaliśmy w zamian bardzo potrzebne w takiej ilości podkłady kolejowe i nie mniej potrzebną i cenną ceratę.
Jednak w przypadku Romów jest to o wiele trudniejsze, gdyż sprowadza się do handlu kulturą i tradycją.

To, czego znaczna część Romów oczekuje, to pozostawienie ich w spokoju, a w bardziej modernistycznej wersji – traktowanie jak każdego innego obywatela, co znajduje wyraz miedzy innymi w wypowiedziach Romana Kwiatkowskiego - prezesa Stowarzyszenia Romów w Polsce. Być może jako zwykli obywatele nie radzą sobie w otaczającej nas rzeczywistości tak dobrze jak inni, być może wymagają większego wsparcia ze strony pomocy społecznej, jednak zarówno z prawnego, jak i subiektywnego – tożsamościowego punktu widzenia (co pokazał ostatni Narodowy Spis Powszechny z 2011 roku) są przecież Polakami.

Ponieważ są Polakami (poza niewielkimi grupami romskich migrantów z Rumunii), zamieszkującymi na terenie naszego państwa od około 700 lat, to nie można ich traktować jak migrantów. Nie można im odebrać obywatelstwa. Nie można ich odesłać „do domu”, „do swojego kraju”. Bo Polska to ich kraj i ich ojczyzna. Bo pomimo tego, ze na poziomie wewnętrznej konstrukcji kulturowej mają cechy narodu, w świetle polskiego prawa pozostają mniejszością etniczną, czyli taką, która nie posiada własnego państwa w świecie. Jakakolwiek próba odesłania ich po półtora tysiącu lat na historyczne tereny z których przybyli, byłaby o wiele bardziej absurdalna i skomplikowana niż miało to miejsce w przypadku Turków meschetyńskich na początku XXI wieku.

Na co zatem można liczyć ze strony Romów w ramach naszych słusznych oczekiwań?
Trudno powiedzieć. Każda z romskich grup jest inna. Nie wszyscy są wykluczeni. Nie wszyscy są niewyedukowani. Nie wszyscy są bezrobotni. Właściwie to w trudnej sytuacji jest około zaledwie około 30% polskich Romów.
Dlatego też możemy oczekiwać różnego stopnia odpowiedzi na to, czego od nich wymagamy.

Na pewno jednak nie tego, że My im zapłacimy, a oni przestaną być Romami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz