środa, 18 września 2019

Romowie po wyborach


Mówienie o sytuacji Romów po nadchodzących wyborach jest w pewnym stopniu wróżeniem, bo rzeczywistość niesie ze sobą wciąż coś nowego, a pomysłowość polityków – jak się zawsze okazywało i co można obserwować szczególnie wyraźnie w Polsce ostatnich kilku lat – nie ma granic. W tym przypadku politycy to ci, którzy są, a właściwie mają ogromne szanse być przy władzy po narodowej decyzji, jaka będzie podjęta w październiku. Słabość i rozdrobnienie opozycji, a także marazm w jaki popadła po przegranych w 2015 roku wyborach w połączeniu z ich niepopulistycznym ukierunkowaniem, sprawiają że nawet zachowując w pełni liberalny optymizm, nie należy spodziewać się cudu.


Niepopulistycznego nastawienia opozycji nie zmienią sztucznie generowane i nieskuteczne pomysły na licytacyjne podbijania kwot i zakresu ich udostępniania w kolejnych obszarach obejmowanych protekcjonistycznymi praktykami państwa (a właściwie rządu) opiekuńczego, o profilu charakterystycznym dla państw demokratyczno-socjalnych a właściwie demokratyczno-socjalistycznych. Polscy obywatele nie tylko potrzebują wyraźnej i ciągle o sobie przypominającej polityki rządu i takich działań z jego strony, ale także oczekują ciągłego otrzymywania nowych (przede wszystkim finansowych) dodatków, prezentów i ulg. Pomysłowość i szczodrość obecnej władzy wobec największych grup społecznych i ekonomicznych („klasy” średnia i niższa) zapewnia im to, dlatego też ostateczną konkluzją jest to, że obecna partia rządząca co najmniej utrzyma swój dotychczasowy status parlamentarnej większości, lub też całkowicie zdominuje Sejm i Senat, uzyskując większość pozwalającą nawet na zmianę Konstytucji. Taki zresztą był nieukrywany nigdy cel jej dążeń.
Obecne dążenia i populistyczne decyzje rządu nie są jednak jedynie ukierunkowania na tworzenie państwa o charakterze socjalnym czy też nad wyraz opiekuńczym w stosunku do klas (ekonomicznie i społecznie) niższych i średnich. Większość działań, a także świadomych zaniechań (w pewnych obszarach) obecnego rządu wskazuje na wyraźne wzmacnianie tendencji narodowych, afirmujących rdzenną przynależność do polskiego narodu, nawet jeśli owa rdzenność to zaledwie tyle pokoleń, ile łatwo jest zapamiętać bez jakichkolwiek badań genologicznych. Jednym z narzędzi wzmacniania takiego kształtu powszechnego polskiego myślenia jest wprowadzanie wyraźnego podziału na „nas” i na „nich”, często powiązana z tworzeniem autostereotypu, krzywdzącego w  dłuższej perspektywie czasu świadomość narodową i mogącą (choć niekoniecznie) prowadzić do wewnętrznych i zewnętrznych konfliktów. W takiej sytuacji identyfikacja inności wiąże się z negatywnym nastawieniem do niej, odmawianiem pełni praw nadanych przez państwo, albo nawet pełni człowieczeństwa (a co za tym idzie odmawiania pełni praw człowieka, wynikających z faktu bycia człowiekiem). Zaniechania rządu pozwalają na konkretne i mieszczące się w zakresie pewnego poziomu bezkarności działania i aktywność, umożliwiającą ukierunkowanie gniewu. Dzieje się to dzięki identyfikację innego (wroga), bo staje się nim niemalże każdy, kto nie tylko nie współdzieli w takim stopniu jak „my” polskiej krwi i przodków, ale także jest odmienny pod jakimkolwiek dominującym (zgodnie z wytyczoną powszechną „normą”) względem. Jak chyba dość wyraźnie pokazuje obecna polska rzeczywistość może być to zatem odmienność wyznania, orientacji seksualnej, koloru skóry lub przynależności etnicznej. Nie oznacza to, że w polskiej rzeczywistości dochodzi do oficjalnego, usankcjonowanego i wyraźnie wspieranego przez rząd promowania otwartej wrogości w stosunku do reprezentantów takich grup. Jednak różnice są podkreślane, w niejednej sytuacji zaniechanie wiąże się z pozwoleniem na różnicującą identyfikację tych innych i odmiennych, a zachowania niektórych grup lub jednostek, które powinny zostać napiętnowane ze względu na ich otwarcie dyskryminacyjnych charakter, są albo lekceważone, albo uznawane za zdrowe przejawy normalnych zachowań większościowej reprezentacji Polaków. W konsekwencji, w przypadku jakiegokolwiek załamania się lub nawet naruszenia pozornej stabilności wzmacnianej przez promowany i rozpędzony konsumpcjonizm, bardzo łatwym może być albo przesunięcie potencjalnego niezadowolenia społecznego na którąkolwiek z grup mniejszościowych, bądź to – co jak historia pokazała nie raz jest nad wyraz skuteczne – wskazanie winnych, stających się w ten prosty sposób kozłem ofiarnym.
Jak zatem może być sytuacja Romów po wyborach, przy wzmocnieniu obecnego kierunku społecznego i ekonomicznego, a także – w  jakimś stopniu – ideologicznego?
Z jednej strony działania socjalne, wyraźnie ukierunkowane na rodzinę i tych, którzy w życiu sobie nie radzą lub nie chcą radzić. Z drugiej natomiast wzmocnienie czynnika polsko-narodowego i wyraźne wyróżnienie tych „innych”, których być może trzeba będzie kiedyś w jakiejś postaci złożyć na ołtarzu stabilności i Polski.

Podobnie jak w Europie, także w Polsce  Romowie w większości (absolutnie nie dotyczy to wszystkich Romów i trzeba pamiętać, że są oni zróżnicowani zarówno pod względem ekonomicznym, społecznym, kulturowym) pozostają w gorszej sytuacji ekonomicznej (i społecznej) niż przedstawiciele społeczeństwa większościowego. Są także bardziej narażeni na ubóstwo, a ze względu na swoją przynależność etniczną często mają problemy z zatrudnieniem, co wiąże się także z ich gorszym wykształceniem. Generalnie cała – powtarzana i opisywana wielokrotnie – charakterystyka ich sytuacji społeczno-ekonomicznej jest to wiele gorsza niż reszty społeczeństwa. W efekcie należą do klasy ekonomicznie co najmniej niższej i częściowo średniej. Z tego wprost wynika, że przynależą do grupy głównych beneficjentów socjalnych działań finansowych i wspierających podejmowanych przez obecny rząd. I tak w rzeczywistości jest. Nie są z tego wykluczani, choć w oczywisty sposób dotyczy to Romów posiadających polskie obywatelstwo, a nie tych, którzy do Polski przybyli w ramach migracji przez ostatnie 30 lat. Tym, co dodatkowo wzmacnia (niechcąco) ukierunkowanie polityki rządu na wspieranie Romów jest ważny składnik ich tożsamości kulturowej, którym jest rodzina. W tym przypadku – wielodzietna, co ponadto wiąże się często z zajmowaniem się przez Romni domem i porzucenie jakichkolwiek prób podjęcia przez nie pracy. W ten sposób Romowie stają się nie tylko celem wsparcia związanego z wychowywanymi dziećmi do osiągnięcia przez nie 18 roku życia, ale także i wsparcia o charakterze emerytalnym za wychowanie przynajmniej czwórki dzieci i niewypracowanie podstawowej standardowej emerytury. To jedynie dwa najwyraźniejsze przykłady pozytywnego wpływy polityki obecnego rządu na sytuację ekonomiczną Romów, natomiast można spodziewać się, że także wiele innych – skierowanych do wszystkich mieszkańców Polski – działań (także przyszłych) dotyczących sfery jakości życia i wzbudzania konsumpcji, doraźnie oddziałuje na tę mniejszość. Co więcej, można rozważać, czy dostrzegany negatywny wpływ na aktywność zawodową kobiet związany z programem 500+ wpływa równie intensywnie na Romni, które – często pomimo licznych kursów kwalifikacyjnych i zawodowych – i tak w wielu przypadkach nie pracowały, czy to ze względu na zajmowanie się domem, czy też ze względu na problemy z zatrudnieniem, wynikające bezpośrednio z ich przynależności etnicznej.

Jak jednak wygląda kwestia wpływu na sytuację Romów ze względu na wzmacnianie czynnika polsko-narodowego? W rzeczywistości wydaje się, że nijak. W ciągu ostatnich kilku lat nie doszło do żadnych większych, czy też szczególnie drastycznych działań ze strony grup zbyt dosłownie biorących do serca hasło „Polska dla PRAWDZIWYCH Polaków” w stosunku do polskich Romów. Tego typu działania – o ile w ogóle się pojawiały – były skierowane przeciwko Romom z Rumunii i nie miały tak drastycznego charakteru i przebiegu jak choćby wydarzenia z Kijowa z kwietnia 2018 roku. Nawet w najnowszej „Informacji o działalności Rzecznika Praw Obywatelskich orazo stanie przestrzegania wolności i praw człowieka i obywatela w roku 2018” Romowie zostali przywołani jedynie dwukrotnie i to w kontekście działań lokalnej administracji dotyczącej złego stanu budynków i samowoli budowlanej w romskiej osadzie w Maszkowicach oraz w kontekście wykorzystania środków z polskiego programu integracji Romów na ich wysiedlanie z Limanowej. Obydwie te sprawy są stare i ciągną się od dłuższego czasu, zwracając uwagę i wywołując aktywność RPO. Nie doszło do żadnych wydarzeń ani działań w  stosunku do Romów, które można by porównywać choćby w najmniejszym stopniu do tego, co robiła na Węgrzech prawicowa partia Jobbik. Niezbadanym ilościowo pozostaje natomiast w Polsce codzienna, pozornie drobna dyskryminacja, której uciążliwość dla zwykłego funkcjonowania jest ogromna. Wraz z tak a nie inaczej ukierunkowaną rządową polityką zaniechania, wzrasta wśród niektórych grup społecznych swoiste przyzwolenie na to, aby tego typu zachowania się pojawiały. Występują one zawsze – bez względu na politykę rządu, jednak są okoliczności, które wspomagają myślenie, że wszyscy którzy nie są całkiem z nami i nie są nami muszą ulec pod naciskiem narodu tytularnego i uznać jego racje oraz podporządkować się zachowaniom jego przedstawicieli. Szczególne znaczenie ma w tym przypadku rządowy dokument „Polityka migracyjna Polski” z czerwca 2019 roku, bardzo wyraźnie wskazujący na kierunek w jakim ma podążać Polska myśl o innych. Co prawda nie koncentruje się ona na Romach, lecz w znacznym stopniu na Muzułmanach i migrantach (przede wszystkim międzykulturowych), jednak Romowie – nawet przebywający od kilkudziesięciu pokoleń w Polsce) bywają traktowani jak migranci, a ich specyfika kulturowa pozostaje niezmiennie niezrozumiała dla większości Polaków.

Przyszła sytuacja Romów w Polsce może się w sumie wydawać całkiem dobra. Wsparcie rodziny, brak programowych działań dyskryminacyjnych skierowanych przeciwko tej mniejszości i jedynie uciążliwa, lecz nie niszcząca ich relacji z resztą społeczeństwa codzienna dyskryminacja (także instytucjonalna), do której i tak dochodzi z różną intensywnością w wielu państwach. Czyli prawie ideał.
Być może. Ale tylko jeśli nic się nie zmieni i nic nie zakłóci tego stanu dość chwiejnej równowagi. Co jednak, gdy dojdzie do jakiegokolwiek zachwiania rynku albo sytuacji politycznej? Kto będzie wtedy winien? Kto okaże się tym innym, przez którego polski sen o potędze się nie ziści? Romowie zapewne nie. Oni – prawie jak zawsze – odczują to przy okazji. I będą być może wcale nie głównym kozłem ofiarnym, tylko takim dodatkowym.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz