Romowie po wyborach
Mówienie o sytuacji Romów po nadchodzących wyborach jest w
pewnym stopniu wróżeniem, bo rzeczywistość niesie ze sobą wciąż coś nowego, a
pomysłowość polityków – jak się zawsze okazywało i co można obserwować
szczególnie wyraźnie w Polsce ostatnich kilku lat – nie ma granic. W tym
przypadku politycy to ci, którzy są, a właściwie mają ogromne szanse być przy
władzy po narodowej decyzji, jaka będzie podjęta w październiku. Słabość i
rozdrobnienie opozycji, a także marazm w jaki popadła po przegranych w 2015 roku
wyborach w połączeniu z ich niepopulistycznym ukierunkowaniem, sprawiają że
nawet zachowując w pełni liberalny optymizm, nie należy spodziewać się cudu.
Niepopulistycznego nastawienia opozycji nie zmienią sztucznie generowane i
nieskuteczne pomysły na licytacyjne podbijania kwot i zakresu ich udostępniania
w kolejnych obszarach obejmowanych protekcjonistycznymi praktykami państwa (a
właściwie rządu) opiekuńczego, o profilu charakterystycznym dla państw
demokratyczno-socjalnych a właściwie demokratyczno-socjalistycznych. Polscy
obywatele nie tylko potrzebują wyraźnej i ciągle o sobie przypominającej
polityki rządu i takich działań z jego strony, ale także oczekują ciągłego
otrzymywania nowych (przede wszystkim finansowych) dodatków, prezentów i ulg.
Pomysłowość i szczodrość obecnej władzy wobec największych grup społecznych i
ekonomicznych („klasy” średnia i niższa) zapewnia im to, dlatego też ostateczną
konkluzją jest to, że obecna partia rządząca co najmniej utrzyma swój
dotychczasowy status parlamentarnej większości, lub też całkowicie zdominuje
Sejm i Senat, uzyskując większość pozwalającą nawet na zmianę Konstytucji. Taki
zresztą był nieukrywany nigdy cel jej dążeń.
Obecne dążenia i populistyczne decyzje rządu nie są jednak
jedynie ukierunkowania na tworzenie państwa o charakterze socjalnym czy też nad
wyraz opiekuńczym w stosunku do klas (ekonomicznie i społecznie) niższych i
średnich. Większość działań, a także świadomych zaniechań (w pewnych obszarach)
obecnego rządu wskazuje na wyraźne wzmacnianie tendencji narodowych,
afirmujących rdzenną przynależność do polskiego narodu, nawet jeśli owa
rdzenność to zaledwie tyle pokoleń, ile łatwo jest zapamiętać bez jakichkolwiek
badań genologicznych. Jednym z narzędzi wzmacniania takiego kształtu
powszechnego polskiego myślenia jest wprowadzanie wyraźnego podziału na „nas” i
na „nich”, często powiązana z tworzeniem autostereotypu, krzywdzącego w dłuższej perspektywie czasu świadomość
narodową i mogącą (choć niekoniecznie) prowadzić do wewnętrznych i zewnętrznych
konfliktów. W takiej sytuacji identyfikacja inności wiąże się z negatywnym
nastawieniem do niej, odmawianiem pełni praw nadanych przez państwo, albo nawet
pełni człowieczeństwa (a co za tym idzie odmawiania pełni praw człowieka,
wynikających z faktu bycia człowiekiem). Zaniechania rządu pozwalają na
konkretne i mieszczące się w zakresie pewnego poziomu bezkarności działania i
aktywność, umożliwiającą ukierunkowanie gniewu. Dzieje się to dzięki
identyfikację innego (wroga), bo staje się nim niemalże każdy, kto nie tylko
nie współdzieli w takim stopniu jak „my” polskiej krwi i przodków, ale także
jest odmienny pod jakimkolwiek dominującym (zgodnie z wytyczoną powszechną
„normą”) względem. Jak chyba dość wyraźnie pokazuje obecna polska rzeczywistość
może być to zatem odmienność wyznania, orientacji seksualnej, koloru skóry lub
przynależności etnicznej. Nie oznacza to, że w polskiej rzeczywistości dochodzi
do oficjalnego, usankcjonowanego i wyraźnie wspieranego przez rząd promowania
otwartej wrogości w stosunku do reprezentantów takich grup. Jednak różnice są
podkreślane, w niejednej sytuacji zaniechanie wiąże się z pozwoleniem na
różnicującą identyfikację tych innych i odmiennych, a zachowania niektórych
grup lub jednostek, które powinny zostać napiętnowane ze względu na ich
otwarcie dyskryminacyjnych charakter, są albo lekceważone, albo uznawane za
zdrowe przejawy normalnych zachowań większościowej reprezentacji Polaków. W
konsekwencji, w przypadku jakiegokolwiek załamania się lub nawet naruszenia
pozornej stabilności wzmacnianej przez promowany i rozpędzony konsumpcjonizm,
bardzo łatwym może być albo przesunięcie potencjalnego niezadowolenia
społecznego na którąkolwiek z grup mniejszościowych, bądź to – co jak historia
pokazała nie raz jest nad wyraz skuteczne – wskazanie winnych, stających się w
ten prosty sposób kozłem ofiarnym.
Jak zatem może być sytuacja Romów po wyborach, przy
wzmocnieniu obecnego kierunku społecznego i ekonomicznego, a także – w jakimś stopniu – ideologicznego?
Z jednej strony działania socjalne, wyraźnie ukierunkowane
na rodzinę i tych, którzy w życiu sobie nie radzą lub nie chcą radzić. Z
drugiej natomiast wzmocnienie czynnika polsko-narodowego i wyraźne wyróżnienie
tych „innych”, których być może trzeba będzie kiedyś w jakiejś postaci złożyć
na ołtarzu stabilności i Polski.
Podobnie jak w Europie, także w Polsce Romowie w większości (absolutnie nie dotyczy
to wszystkich Romów i trzeba pamiętać, że są oni zróżnicowani zarówno pod
względem ekonomicznym, społecznym, kulturowym) pozostają w gorszej sytuacji
ekonomicznej (i społecznej) niż przedstawiciele społeczeństwa większościowego. Są
także bardziej narażeni na ubóstwo, a ze względu na swoją przynależność
etniczną często mają problemy z zatrudnieniem, co wiąże się także z ich gorszym
wykształceniem. Generalnie cała – powtarzana i opisywana wielokrotnie –
charakterystyka ich sytuacji społeczno-ekonomicznej jest to wiele gorsza niż
reszty społeczeństwa. W efekcie należą do klasy ekonomicznie co najmniej
niższej i częściowo średniej. Z tego wprost wynika, że przynależą do grupy
głównych beneficjentów socjalnych działań finansowych i wspierających
podejmowanych przez obecny rząd. I tak w rzeczywistości jest. Nie są z tego
wykluczani, choć w oczywisty sposób dotyczy to Romów posiadających polskie
obywatelstwo, a nie tych, którzy do Polski przybyli w ramach migracji przez
ostatnie 30 lat. Tym, co dodatkowo wzmacnia (niechcąco) ukierunkowanie polityki
rządu na wspieranie Romów jest ważny składnik ich tożsamości kulturowej, którym
jest rodzina. W tym przypadku – wielodzietna, co ponadto wiąże się często z
zajmowaniem się przez Romni domem i porzucenie jakichkolwiek prób podjęcia
przez nie pracy. W ten sposób Romowie stają się nie tylko celem wsparcia
związanego z wychowywanymi dziećmi do osiągnięcia przez nie 18 roku życia,
ale także i wsparcia o charakterze emerytalnym za wychowanie przynajmniej czwórki dzieci i niewypracowanie podstawowej standardowej emerytury.
To jedynie dwa najwyraźniejsze przykłady pozytywnego wpływy polityki obecnego
rządu na sytuację ekonomiczną Romów, natomiast można spodziewać się, że także
wiele innych – skierowanych do wszystkich mieszkańców Polski – działań (także
przyszłych) dotyczących sfery jakości życia i wzbudzania konsumpcji, doraźnie
oddziałuje na tę mniejszość. Co więcej, można rozważać, czy dostrzegany
negatywny wpływ na aktywność zawodową kobiet związany z programem 500+ wpływa
równie intensywnie na Romni, które – często pomimo licznych kursów
kwalifikacyjnych i zawodowych – i tak w wielu przypadkach nie pracowały, czy to
ze względu na zajmowanie się domem, czy też ze względu na problemy z
zatrudnieniem, wynikające bezpośrednio z ich przynależności etnicznej.
Jak jednak wygląda kwestia wpływu na sytuację Romów ze
względu na wzmacnianie czynnika polsko-narodowego? W rzeczywistości wydaje się,
że nijak. W ciągu ostatnich kilku lat nie doszło do żadnych większych, czy też
szczególnie drastycznych działań ze strony grup zbyt dosłownie biorących do
serca hasło „Polska dla PRAWDZIWYCH Polaków” w stosunku do polskich Romów. Tego
typu działania – o ile w ogóle się pojawiały – były skierowane przeciwko Romom
z Rumunii i nie miały tak drastycznego charakteru i przebiegu jak choćby
wydarzenia z Kijowa z kwietnia 2018 roku.
Nawet w najnowszej „Informacji o działalności Rzecznika Praw Obywatelskich orazo stanie przestrzegania wolności i praw człowieka i obywatela w roku 2018”
Romowie zostali przywołani jedynie dwukrotnie i to w kontekście działań
lokalnej administracji dotyczącej złego stanu budynków i samowoli budowlanej w
romskiej osadzie w Maszkowicach oraz w kontekście wykorzystania środków z
polskiego programu integracji Romów na ich wysiedlanie z Limanowej.
Obydwie te sprawy są stare i ciągną się od dłuższego czasu, zwracając uwagę i
wywołując aktywność RPO. Nie doszło do żadnych wydarzeń ani działań w stosunku do Romów, które można by porównywać
choćby w najmniejszym stopniu do tego, co robiła na Węgrzech prawicowa partia Jobbik.
Niezbadanym ilościowo pozostaje natomiast w Polsce codzienna, pozornie drobna
dyskryminacja, której uciążliwość dla zwykłego funkcjonowania jest ogromna.
Wraz z tak a nie inaczej ukierunkowaną rządową polityką zaniechania, wzrasta
wśród niektórych grup społecznych swoiste przyzwolenie na to, aby tego typu
zachowania się pojawiały. Występują one zawsze – bez względu na politykę rządu,
jednak są okoliczności, które wspomagają myślenie, że wszyscy którzy nie są
całkiem z nami i nie są nami muszą ulec pod naciskiem narodu tytularnego i
uznać jego racje oraz podporządkować się zachowaniom jego przedstawicieli.
Szczególne znaczenie ma w tym przypadku rządowy dokument „Polityka migracyjna Polski”
z czerwca 2019 roku, bardzo wyraźnie wskazujący na kierunek w jakim ma podążać
Polska myśl o innych. Co prawda nie koncentruje się ona na Romach, lecz w
znacznym stopniu na Muzułmanach i migrantach (przede wszystkim
międzykulturowych), jednak Romowie – nawet przebywający od kilkudziesięciu
pokoleń w Polsce) bywają traktowani jak migranci, a ich specyfika kulturowa
pozostaje niezmiennie niezrozumiała dla większości Polaków.
Przyszła sytuacja Romów w Polsce może się w sumie wydawać
całkiem dobra. Wsparcie rodziny, brak programowych działań dyskryminacyjnych
skierowanych przeciwko tej mniejszości i jedynie uciążliwa, lecz nie niszcząca
ich relacji z resztą społeczeństwa codzienna dyskryminacja (także
instytucjonalna), do której i tak dochodzi z różną intensywnością w wielu
państwach. Czyli prawie ideał.
Być może. Ale tylko jeśli nic się nie zmieni i nic nie
zakłóci tego stanu dość chwiejnej równowagi. Co jednak, gdy dojdzie do
jakiegokolwiek zachwiania rynku albo sytuacji politycznej? Kto będzie wtedy
winien? Kto okaże się tym innym, przez którego polski sen o potędze się nie
ziści? Romowie zapewne nie. Oni – prawie jak zawsze – odczują to przy okazji. I
będą być może wcale nie głównym kozłem ofiarnym, tylko takim dodatkowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz