środa, 8 maja 2019

Przemilczana(?) mobilność


To, że Romowie wędrują, migrują, koczują, są mobilni i część z nich prowadziła i prowadzi nomadyczny tryb życia, jest czymś oczywistym. Obecnie nie ma także raczej wątpliwości (choć bywa to w różny sposób literalnie formułowane), że taki tryb życia był jedną ze strategii przetrwania, pozwalając im zachować grupową odrębność po blisko 1,5 tysiąca lat od rozpoczęcia wędrówki.  Świetnym źródłem informacji (dość podstawowych) na temat etapów migracji Romów, jest często przywoływana strona Uniwersytetu w Graz. Odpowiednie wizualizacje i periodyzacja romskich wędrówek, lepiej pozwalają uświadomić sobie, jak to z tymi wiecznie będącymi kiedyś w drodze Cyganami było. Zresztą to bycie w drodze wypełnia większość opisanej historii Romów.

http://romafacts.uni-graz.at/

Prawie wszystkie fale i ruchy migracyjne Romów były wymuszone. Ich okoliczności bywały różne, a na przykład masowe wędrówki Kalderaszy po zniesieniu cygańskiego niewolnictwa w Rumunii i Mołdawii były dobrowolne i stanowiły wyraz radości z odzyskanej wolności i ucieczkę z miejsc ucisku. Jednak wszystkie pierwsze romskie podróże poza Europę (Romowie są na całym świecie, choć nie w każdym państwie), były przede wszystkim formą kary (np. do Brazylii) . Nie przeszkodziło to jednak licznym Romom zamieszkać w wielu pozaeuropejskich państwach.
Pomimo utrwalonego w naszej – nieromskiej – świadomości obrazu wozów taborowych i wędrujących Cyganów, to obecnie jedynie 5% ich populacji prowadzi tryb życia, który można opisać jako wędrowny. W państwach pozostających po II wojnie światowej w bloku wschodnim zostali oni siłą wyrwani z wędrowania, co znacząco zmieniło (przynajmniej w Polsce) ich życie. Obecnie jednak najczęściej – w pewnym stopniu podobnie jak dla nie-Romów – wędrowanie pozostaje dla nich wyłącznie elementem historii, zasłyszanej w opowieściach poprzednich pokoleń. Czeski film „Roming” z 2007 roku świetnie pokazuje różnicę pomiędzy romskim sentymentem i wyobrażeniami, a trudną rzeczywistością wędrowania. Nie zmienia to jednak tego, że dla wielu (nie wszystkich) Romów do dziś podjęcie decyzji o wyjeździe (nawet dalekim), jest o wiele łatwiejsze niż dla nieromskiej większości (także nie całej). Nie należy jednak wiązać tego z brakiem utożsamiania się Romów z państwem, w którym od wieków żyją. Polscy Romowie mają pełną zakorzenioną świadomość tego, że są Polakami i najbardziej rażącym (a przy tym częstym) błędem, jaki można popełnić w tym zakresie to wprowadzanie rozróżnienia pomiędzy Polakami i Romami (polskimi), odrywając tych drugich, od ich obywatelstwa.

To wszystko to jedynie skrótowe przypomnienie, a jego celem jest wprowadzenie do pewnej naukowej prowokacji, która w zamiarze (jak to naukowa prowokacja) miała zapewne wywołać naukowe oburzenie, naukową dyskusję i naukowy ruch umysłowy. Szerzej tego raczej nie zrobiła, choć być może w kuluarach i zakamarkach uczelni rozgorzały na ten temat spory i pojawiły się oburzone pytania typu Jak to my milczymy? albo zagrzewające do działania hasła No to trzeba to badać i opisywać!
www.migracje.uw.edu.pl/wp-content/uploads/2018/06/WP108166-2.pdf
Tekst trojga autorów (Kamila Fiałkowska, Michał P. Garapich, Elżbieta Mirga-Wójtowicz) „Krytyczna analiza naukowej ciszy, czyli dlaczego Romowie migrują (z naszego pola widzenia)” z połowy 2018 roku został opublikowany w serii Working Papers warszawskiego Ośrodka Badań nad Migracjami na podstawie badań realizowanych w ramach projektu „Między tradycją a zmianą – ścieżki migracyjne Polskich Romów”.
Autorzy, wskazując na ciszę naukową, włączają swoje badania w dwa nurty badawcze – romologię oraz migrantologię. W efekcie swoich badań, jako element artykułu przygotowali nawet diagnozę istniejącego stanu rzeczy właśnie w kontekście tych dwóch obszarów, z zastrzeżeniem o ogólnym podejściu antropologicznym.
Nawet nie w pełni zgadzając się z optyką przyjętą przez autorów, nie sposób nie przyznać, że tekst artykułu jest interesujący, dobrze porządkuje wiele informacji, identyfikuje obszary niezbadane. Autorzy koncentrując się na problematyce migracji wskazują na brak opracowań dotyczących migracji romskich, przede wszystkim ze względu na wypadanie Romów z szerokiej optyki identyfikacji populacji (Polaków), przyjmowanej przez badaczy i to w szerokim zakresie badania wielu jednostkowych obszarów: historii emigracji z Polski, badań nad polską diasporą, demografii, badań społeczności lokalnych, badań nad migracją poakcesyjną.  Natomiast w przypadku badań cyganologicznych (wykraczających poza badania antropologiczne), mogą (i powinny) objąć one każdy aspekt życia Romów. Nie czynią tego dlatego, że polska romologia przyjmuje migracje Romów jako tak oczywisty przejaw ich zakorzenionej mobilności, że nie pojawiła się potrzeba wyjaśniania, tłumaczenia, badania tego zjawiska. Obydwie te tezy stanowią w artykule punkt wyjścia do głębszych rozważań, jednak nawet w takiej – nieopisanej i oszczędnej formie, są bardzo interesujące.
Znaczna część opracowania poświęcona jest zagadnieniu ciszy i ciszy w badaniach, przemilczaniu tematyki romskiej. Kontynuacją tej myśli i takiego podejścia jest rozwinięcie naukowego traktowania Romów, jako ludzi bez historii. Te części tego tekstu są bardzo dobrze udokumentowane licznymi odniesieniami do różnorodnych źródeł naukowych. Nie zawsze jednak można zgodzić się z niektórymi stwierdzeniami lub interpretacjami. Jak choćby kwesta nieuczestnictwa Romów w polskim romologicznym dyskursie naukowym, traktowanego jako swoista cisza. W rzeczywistości podążanie za hasłem „nic o nas bez nas” prowadziło wielokrotnie do sytuacji, kiedy specyficzny dyskurs naukowy był wymieszany ze społecznym dyskursem romskich aktywistów, tworząc ostatecznie niezbyt jasny i najczęściej nieefektywny naukowo konglomerat. Zresztą sytuacja w tym zakresie nie uległa jakiejś znaczącej zmianie. Romskich naukowców (i to romologów) jest mało (albo nawet bardzo bardzo mało) i winą za to nie należy obarczać żadnej ze stron – po prostu w Polsce Romów jest niewielu. Można odnieść wrażanie, że interpretacja (dobrze choć nie zawsze przekonująco uzasadniona) napiętnowania naukowym milczeniem romskich migracji, jest przyjęta nieco na wyrost. Oczywiście jest możliwa, w szczególności jeśli skorzysta się z pogranicza koncepcji krytycznej analizy dyskursu w ujęciu rozwijanym przez Teuna A. van Dijka.
Kolejna część tekstu jest bardzo skrupulatnym i analitycznym opracowaniem przeglądu publikacji na temat migracji Romów  z Polski. Jednocześnie, autorzy wskazują w niej to co zostało zaniechane (pomimo możliwości badawczych), a także obszary i zagadnienia, które zostały pominięte. Część Czemu nie ma Polonii cygańskiej? (swoją drogą – świetny tytuł) dalej i głębiej wyjaśnia paradygmat niebadania romskich migracji, odwołując się do podkreślonego w końcowej diagnozie podejścia (niepowszechnego), że migracje nieetnicznych  Polaków z Polski są czymś pozytywnym, bo stanowią element oczyszczania Polski w dążeniu do jej etnicznej homogeniczności.
O samych migracjach Romów i Romach w tekście nie zostało napisane aż tak dużo, ale w końcu tekst jest inicjujący i jest o ciszy a nie romskich migracjach. Jednak w romologicznym aspekcie należy docenić kolejną obszerną część artykułu, której tytuł zawiera (znowu) zgrabne sformułowanie określające Romów – unieruchomieni nomadzi. Jej wartość leży przede wszystkim w identyfikacji konkretnych wielopłaszczyznowych problemów współczesnych polskich Romów, związanych z ich migracjami oraz burzy kilka mitów (także naukowych). Wśród nich także ten, że Romowie nie mają problemu z ruszeniem w drogą i migracjami (przez brak związku z miejscem), który wśród wielu naukowców utrwalił się jako coś oczywistego.

Opracowanie to jest bardzo dobrze udokumentowane, wskazuje na wiele możliwych ścieżek badawczych, a jednocześnie z częścią  stwierdzeń trudno się zgodzić. Taka chyba jednak powinna być charakterystyka zarówno Working Papers, jak i naukowej prowokacji, czym niewątpliwie jest wytknięcie pominiętego obszaru badawczego romologom i migrantologom.
Nie można się zgodzić z twierdzeniem, że próżnia ta nie może wynikać jedynie z metodologicznych trudności. W tym przypadku chodzi o dostęp do informacji. Nie chodzi tu nawet o to, że brakuje źródeł mówiących ilu Romów, z której grupy i kiedy oraz dokąd z Polski wyemigrowało (te badania dopiero trzeba przeprowadzić), ale choćby o powołanie się na znaczenie mediów społecznościowych w komunikacji i podtrzymaniu więzi rodzinnych przy okazji współczesnych (często młodzieżowych i czasowych) migracji Romów. To można dostrzec wyłącznie przez praktykę i najlepiej liczne romskie kontakty w mediach społecznościowych. Znajomość języka Rromani także bywa w takiej sytuacji przydatna. A z jakimi problemami można się zetknąć w przypadku realizacji badań (przykładowo w Londynie w środowisku Romów, którzy wyemigrowali z Polski) terenowych, które będą badały czas, skalę, przyczyny migracji, sytuację migrantów na miejscu i inne czynniki interesujące i przydatne z punktu widzenia romologicznego i migrantologicznego? A choćby z takimi, że trzeba dotrzeć do Romów, trzeba dotrzeć do każdej romskiej grupy ich przedstawiciele muszą zechcieć z nami rozmawiać. Jest to możliwe? Może być. Łatwo to zrobić? Nie. Czy stanowi to problem natury metodologicznej? Tak. Dlatego też dla niektórych badaczy nawet żywo zainteresowanych na przykład skalą romskich migracji z Polski po 2004 roku do Wielkiej Brytanii, zaniechanie takich badań może w pełni wynikać właśnie z metodologicznych trudności. Jest to oczywiście pewne uproszczenie tego problemu, ale oparte o realną sytuację i egzemplifikuje sytuację, w której to właśnie metodologiczne trudności stanowią główną przyczynę przywoływanej pustki (ciszy).

Generalnie należy się cieszyć, że autorzy znaleźli nieeksploatowane pole badawcze, choć jego dookreślenie i uzasadnienie wymaga obszernego tekstu, a nie jedynie wskazania i stwierdzenia o tutaj jest pustka. Jednak tekst ten – zgodnie z intencją autorów – ma jednocześnie wyznaczać pole teoretyczne i  być wstępem do dalszych badań, zarówno ich, jak i innych badaczy. Czy tworzy taką zamierzoną podstawę teoretyczną? Nie do końca. Być może dla migrantologów. Dla romologów nieantropologów – w mniejszym stopniu. Ogólnie w naukach społecznych? Tylko jeśli  – ponownie zgodnie z oczekiwaniem autorów – spojrzy się na samą politykę badań społecznych jako emanację specyficznej kultury migracji. Jednak podejście to nie jest ani obowiązkowe, ani – z naukowego punktu widzenia – zadawalające dla wszystkich badaczy.

Na koniec ważna kwestia językowa. Tym bardziej, że autorzy piszą o politycznej sile terminologii i nie sposób nie wierzyć w sprawczą siłę słowa. Autorzy używają określenia Cygan/cyganologiczny/cygański, podobnie jak używają określenia Romki (na romskie kobiety). O ile w pierwszym przypadku jest to użycie uzasadnione, odnosi się do badań historycznych i przy nieskrajnie rygorystycznym podejściu jest do zaakceptowania, to jednak wyraz Romki w dyskursie naukowym powinna chyba jednak być zastąpiona przez Romni.   Druga kwestia to używane w artykule gadzie na określenie nie-Romów. Tu jako wyjaśnienie tylko cytat: dla większości Romów jest to pojęcie negatywne i pogardliwe, w którym zakodowany jest brak szacunku do osoby, którą w ten sposób się określa.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz