czwartek, 28 lutego 2019

Te „Cygany” i ci „Romowie” cz. 2


Druga część podjęcia tematu decyzji czy „Cyganie” czy „Romowie”, wiąże się z ważną naukowo publikacją, która ukazał się w zeszłorocznym (2018) numerze „Studiów Socjologicznych”, i która konkretnie dotyczy dokładnie tego tematu. Nie jest to oczywiście ani pierwsze, ani jedyne opracowanie starające się ostatecznie i jednoznacznie rozprawić z tym zagadnieniem, jednak jest z pewnością aktualne, erudycyjne i – co w tym przypadku ma znaczenia – pisane w perspektywie antropologicznej. Dzięki temu przyjmuje punkt widzenia odmienny od najczęściej reprezentowanego (językoznawczo-społecznego), a za swoją podstawę przyjmuje wyniki badań terenowych przeprowadzanych i interpretowanych zgodnie z kluczem antropologicznego paradygmatu. Oczywiście w wersji szczątkowej takie (i właściwie każde inne z punktu widzenia różnorodności nauk) podejście już się pojawiało, ponieważ niemalże każdy autor (bez względu na dyscyplinę nauk, które reprezentuje) piszący o Romach czuje się zobowiązany, choćby w przypisie i choćby cytując sposób wyznaczania zasięgu określenia „Rom” przez instytucje Unii Europejskiej lub Rady Europy, do tego aby określić (i w pewnym stopniu usprawiedliwić) stosowanie konkretnego nazewnictwa.
Jednak w tym przypadku powstały artykuł jest przede wszystkim bardzo obszerny (można go posądzić nawet o objętość dwóch standardowych artykułów naukowych), a zarazem jest opracowany przez dwuosobowy zespół naukowy, który w polskiej antropologii stanowi gwarancję wysokonaukowej i wysokointelektualnej zręczności. Oczywiście w ramach w pełni antropologicznego podejścia.

http://www.studiasocjologiczne.pl/pliki/Studia_Socjologiczne_2018_Nr3_s.179_203.pdf

Trzeba przy tym przyznać, że w Ewa Nowicka i Maciej Witkowski w artykule „Cygan czy Rom? Antropologiczna interpretacja sporu o słowa” zamieścili także ogólne wyjaśnienie kwestii językowego egzo- i endoetnonimicznego nazywania (nie tylko) Romów, w większości potwierdzając lub głębiej uzasadniając kwestie opisywane w wielu źródłach – także choćby w pierwszej części tego wpisu.
Nie ma oczywiście sensu streszczać lub opisywać całego artykułu – niewątpliwie warto go przeczytać w całości. Czy po to aby poznać argumenty przemawiające za takim a nie innym sposobem nazywania Romów, czy po to aby docenić w pełni antropologiczny sposób podejścia do tego zagadnienia, poparty licznymi źródłami i opracowaniami. Jednocześnie może być to okazja do podjęcia dyskusji z autorami, albo w ramach zgody z ich podejściem, albo też po to aby z nim dyskutować (oby merytorycznie).

Najciekawsze jednak w tym artykule są konkretne przykłady licznie przytaczane przez autorów, dotyczące kwestii rozróżnienia nazewnictwa.
Pierwszym z nich jest potwierdzenie konieczności przyzwyczajenia się Romów do tej nazwy, przywołana na końcu pierwszej części tego wpisu. Autorzy przytaczają dosłownie wypowiedź jednego z Romów z 2016 roku:
Cyganie… to znaczy... Romowie – jakoś nie mogę się przyzwyczaić...
I trudno się dziwić. Romowie raczej starają się nie iść pod prąd i nie tyle ulegają modom, ile w pewien specyficzny i typowy dla siebie sposób usiłują wtopić się w tło, poza swoją wizualniekulturową zauważalnością nie starają się wyróżniać, akceptując zmiany i starając się na nich skorzystać. Zatem jeśli do tego potrzebne i użyteczne będzie używanie określenia Romowie zamiast Cyganie – to nie ma z tym dla środkowoeuropejskich Romów problemu.
Problemem może być to nie tylko dla wspomnianych w pierwszej części Sinti, ale jak piszą autorzy artykułu – choćby dla części Kalderaszy (to ci jedyni prawdziwi Romowie – tak przynajmniej o sobie myślą), którzy innych Romów określają jako „lejaszy”.
Autorzy (za inną dwójką badaczy – Marushiakova i Popov) przytaczają także przykład Romów bułgarskich, co nie jest jedynym przykładem takiej lub zbliżonej sytuacji, którzy do swojej wersji dialektu języka romani na tyle mocno zaadaptowali egzoetnonim, że nazywają sami siebie (już) endoetninimicznie – „Rrom ciganjak”. W Polsce jest to o wiele prostsze ponieważ oficjalną nazwą własną zawsze będzie Rom. Co oczywiście nie wyklucza wewnętrznej możliwości nazywania się nawzajem lub samych siebie Cyganami.
Odrębnymi – także interesującymi przypadkami – są grupy Cyganów z Bałkanów (Grecja, Kosowo, Północna Macedonia), które nazywają się Egipcjanami (odwołanie do średniowiecznego wygodnego mitu pochodzenia Cyganów z Małego Egiptu jest tu dość wyraźne, choć jego lokalizacją była Anatolia, a nie Egipt, czego autorzy artykułu nie zauważają).

Bardzo interesującą częścią artykułu Nowickiej i Witkowskiego jest część opisana w perspektywie strukturalistycznej, sięgająca zarówno do kwestii językowych, jak i świadomościowych oraz tożsamościowych. Nie ma sensu jej streszczać, bo warto zapoznać się z całym bardzo spójnym wywodem myślowym, a każde jego skracania byłoby ze szkodą dla jego wewnętrznej logiki. Nie mniej interesująco wypada, co prawda bardzo ograniczona co do zakresu analitycznego i zbadanych przykładów, perspektywa podejścia do tego jak romologowie, Romowie i liderzy romscy eksplorują „Romów” i „Cyganów”. W tej części autorzy najszerzej z najpełniejszym uzasadnieniem przestawiają własne stanowisko. Zasadniczo wydaje się, że w przypadku używania tych nazw należy zachować zdrowy rozsądek. Trudno jest w ujęciu historycznym mówić o Romach, którzy wyszli z Indii, albo o grupach Romów zamieszkujących Bliski Wschód i Afrykę Północną. Argument, że jeśli komuś spośród Romów to przeszkadza, to należy trzymać się nazwy Romowie, jest chyba zbyt słaby, aby walczyć z prawą historyczną lub precyzją wywodu naukowego. Zupełnie inna sytuacja panuje w codzienności (tej w której w rzeczywistości Romowie są najbardziej dyskryminowani). Choć autorzy akurat ten aspekt pomijają, niewątpliwie w dyskursie codziennym zasadnicze znaczenia ma to, aby mówić Romowie, w celu zmiany powszechnej świadomości, na którą wpływają słowa jakich używamy, co zostało przedstawione w pierwszej części tego wpisu.

Z badania terenowego przeprowadzonego w oparciu o teksty wypowiadane przez romskich liderów podczas różnych konferencji i  dyskusji wyłania się obraz ukazujący dwoistość podejścia. Dla jednaj grupy (reprezentowanej nieustępliwie przez Romana Kwiatkowskiego i pominiętego – co dziwi – w tekście artykułu Roman Chojnacki ) określenie „Cygan” będzie obraźliwe, uwsteczniające, antytożsamościowe, dla drugiej grupy (Bogdan Trojanek, Edward Dębicki) będzie akceptowalne, bo są (między innymi) muzykami tworzącymi muzykę cygańską. Natomiast większość zwykłych Romów jest przywiązana do nazwy Cyganie i nawet jeśli często oczekują mówienia o nich i do nich „Romowie”, to sami o sobie częściej mówią „Cyganie”.
Niewątpliwie proces (nazwany tak przez Lecha Mroza) romizacji Cyganów postępuje nieustępliwie. Młodsze pokolenia Romów częściej bywają dobrze wykształcone, mają też świadomość tworzenia się nowej (zewnętrznej) tożsamości Romów, w której budowaniu nowoczesna nazwa ma znaczenia i pełni określoną integrującą funkcję. Często nie jesteśmy w stanie zaobserwować zmian dziejących się w języku zadziwiająco szybko. Uzus językowy jest na tyle płynny, że umyka nam to jak zmienia się język i stosowalność niektórych określeń. Z pewnością  jednak nazwa „Romowie” sukcesywnie się upowszechnia i jest coraz częściej używana. Być może za kilkanaście lat nie będzie się już nawet mówił o cygańskich zespołach pieśni i tańca wykonujących cygańską muzykę, ale wszystko to zostanie zastąpione romskimi i zespołami i romską muzyką. Najtrudniej będzie porzucić śledzia „po cygańsku”, ale i to uda się zaakceptować językowej rzeczywistości społecznej.

 W zakończeniu autorzy artykułu pozostawiają w jakimś stopniu otwartym pytanie „Cygan czy Rom”, choć prezentując swoje i liderów stanowisko wyraźnie opowiadają się za nowoczesnym rozwiązaniem tej kwestii. Stawiaj przy tym wiele słusznych pytań, które tym razem odnoszą się do każdego z możliwych wariantów używania lub nieużywania jednego z dwóch określeń, zarówno w układzie historycznym, jak i współcześnie, zarówno przez Romów, jak też i nie-Romów. Ostatecznie – jak to antropolodzy chyba mają w zwyczaju –  autorzy pomijają jako (zapewne) nieistotne kilka (jednak) ważnych wątków, co jednak można usprawiedliwić zastrzeżeniem zawartym w tytule tekstu. W końcu jest on tylko i zarazem aż „antropologiczną interpretacją sporu”, a nie rozstrzygająca i pełną analizą szeroko opisanego w literaturze zagadnienia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz