Opre Kultura!
Jeśli zastanowić się nad skutecznością działań związanych z
integracją Romów i sprawieniem, że będą w praktyce bardziej włączeni w życie
społeczeństwa państw europejskich (w tym przypadku przede wszystkim Unii
Europejskiej), że łatwiej im będzie dostać pracę, że ich codzienna
dyskryminacja będzie mniejsza, a także że będą mniej uciążliwi dla społeczeństwa
większościowego, które nie będzie w końcu miało na co marudzić, to wnioski
wcale nie są optymistyczne.
Zastanawiając się nad tym, co przeszkadza w Polsce
większości społeczeństwa w Romach trzeba brać pod uwagę także spojrzenie na konkretne
sytuacje i problemy od strony Romów. Symbolem takie podwójnego spojrzenia jest dyskryminacja.
Ta codzienna, ta całkiem niechcący, czasem instytucjonalna, czasem systemowa, a
czasem po prostu ludzka – najczęściej wynikająca z głupoty, przepisów,
nieprzemyślenia, utrwalonych standardów językowych i behawioralnych lub
drobnych choć bolesnych w praktyce stereotypów. Zatem może zdarzyć się wszędzie
– w pracy (albo przed jej otrzymaniem, bo strach zatrudnić Roma – albo cos
ukradnie, albo zapomni przyjść do pracy), w szkole (dzieci bywają bezlitosne, a
nauczyciele spętani szkolnymi obowiązkami czasem tracą czujność), u lekarza
(nie każdy traktuje zdrowie i życie „każdego” człowieka jako najwyższą wartość, a równość wszystkich to
pojęcie względne), na ulicy (bo przecież „wszyscy Cyganie kradną”). To
oczywiście nie wszystkie przykłady, a i sama codzienna dyskryminacja nie jest
jedynym problemem, ale wiele rzeczy z niej wynika. Nawet ta większa i świadoma
dyskryminacja (w niektórych sytuacjach – wzajemna agresja), oburzenie społeczne
na nierówne traktowanie (bo oni dostają więcej niż „Polacy”) i ogólna,
potwierdzona w tegorocznych badaniach CBOS (57% Polaków) niechęć do Romów. Ale
jest też i druga strona. Ciągle można przecież zobaczyć Romów żebrzących na
ulicy (od lat 90. ubiegłego wieku i nie ma znaczenia, że nie są to polscy
Romowie, tylko migranci z południa). Ciągle chodzą inaczej ubrani niż my. Ciągle
można usłyszeć o problemie z realizacją przez Romów obowiązku szkolnego, albo o
tym, że romskie nastolatki mają dzieci. Swoją drogą interesujące jest, czy na
pewno w Polsce skala tego problemu jest aż tak gigantyczna – według GUS w 2018
nieletnie matki dominowały w województwie śląskim i warmińsko-mazurskim – a nie
są to (według wyników Narodowego Spisu Powszechnego z 2002 roku) województwa o
szczególnie wyróżniającej się liczebności Romów.
No i oczywiście Romowie ciągle mają nieco ciemniejszą
karnację. Ale po zastanowieniu to chyba jednak za daleko idący przykład, bo to
nie zależy od nich. A jednak bywa przyczyną zachowań dyskryminacyjnych wobec
Romów.
Zatem nic się właściwie nie zmienia. A czasem nawet bywa
gorzej. Wieloletnie polskie programy (Pilotażowy program rządowy na rzecz społeczności romskiej w województwie małopolskim na lata 2001-03,
Program na rzecz społeczności romskiej w Polsce 2004-2013,
Program integracji społeczności romskiej w Polsce na lata 2014-2020),
unijna strategia (powołane w 2011 roku Unijne ramy dotyczące krajowychstrategii integracji Romów do 2020 r.),
ostatecznie nie przynoszą (nawet po latach) jak i wiele innych (także strukturalnych)
form wsparcia, pomocy i dofinansowania, żadnych trwałych, pewnych i
ostatecznych zmian, ani po stronie Romów, ani społeczeństw dominujących. Oczywiście zmiany
zachodzą. Jednak powoli, czasem w niepożądanym kierunku i może się nawet
wydawać, że zupełnie niezależnie do rządowego lub unijnego finansowania. Nie
jest jednak także tak, że programy te zupełnie nie działają, bo udaje się z
nich finansować wiele dobrej aktywności.
Oczywiście we wszystkich raportach cząstkowych zawsze będzie
wykazany wkład, wysiłek, zaangażowanie, trud i wszelkie inne czynniki, które
rozpraszają odpowiedzialność i pokazują, że twórca programów lub strategii
podąża słuszną ścieżką. Jednocześnie jednak wszyscy przyznają, że rozumiana
ogólnie sytuacja Romów w Europie jest wciąż zła i że niewiele albo nic się nie
zmieniło. Przynajmniej w zakresie policzalnych i mierzalnych w perspektywie
długoterminowej czynników.
Zawsze w sytuacji kiedy kolejne próby nie przynoszą
rezultatów, trzeba zmienić metody, albo nawet sposób myślenia. Tak też można i
zrobić w przypadku Romów. Bo co tak naprawdę i ostatecznie jest dla nie-Romów
problemem w ich przypadku? Przede wszystkim ich wzory kulturowe. A zmienić je nie
jest łatwo i chyba lepiej tego nawet nie próbować robić, bo stanowią podstawę
ich tożsamości. Nie jest nią religia, nie jest miejsce pochodzenia, nie jest
nawet ostatecznie język jak pokazuje historia Romów w Hiszapnii. Podstawą jest
przynależność do wspólnoty (tradycyjnie kulturowa) i wzory kultury jakie należy
w sobie mieć, aby codziennie potwierdzać przynależność do tej grupy. Do tego
dodajmy pytanie co społeczeństwo lubi u Romów? Pytanie prawie prowokacyjne i niemalże
absurdalne, jednak tak – są rzeczy, które cenimy. Bez wchodzenia w szczegółowe analizy lubimy flamenco, Liszta,
Chaplina, Picassa. Większość Polaków, podobnie jak przy disco-polo świetnie
bawi się na romskich festiwalach i do wtóru prawiecygańskich zespołów oraz przy
także prawiecygańśkiej muzyce.
Zatem sednem rozwiązania problemów może być kultura. Może.
Niekoniecznie musi. Bo jak niby to zrobić? Da się. Choćby powołując sensowną
instytucję.
W 2017 roku został powołany European Roma Institute for Artsand Culture (ERIAC).
Jego siedzibą jest Berlin. Od razu trzeba bezwzględnie wspomnieć,
że stanowisko zastępczyni dyrektorki pełni tam dr. Anna Mirga-Kruszelnicka.
Jest to wspólna inicjatywa Rady Europy, Open Society
Foundations i Sojuszu na rzecz Europejskiego Instytutu Romów. Do jego głównych
celów należy zwiększenie samooceny Romów oraz zmniejszenie negatywnego ich
wizerunku oraz w konsekwencji walka z uprzedzeniami wobec nich. Narzędziami
tych zmian i walki mają być elementy kultury i sztuki wraz z elementami historii
i wykorzystaniem mediów. Ma to się dokonywać poprzez uwypuklanie i promowanie
wkładu Romów w kulturę europejską, a także udokumentowanie historycznej
obecności i doświadczeń Romów w Europie.
Biorąc pod uwagę zawartość strony internetowej i profilu na
facebooku Instytut jest bardzo aktywny i wciąż realizuje nowe działania
związane mocno i bezpośrednio ze swoim celem, w zakresie ogólnie pojętej kultury
Romów i tego, co można określić jako romska sztuka.
Podobnie jest zresztą na YouTube.
Jednak w tym medium społecznościowym, pomimo aktywności
ERIAC, widoczne jest, że nie do końca znajduje ona odbiór wśród jakichkolwiek szerszych
grup. Kanał działa od roku. 75 filmów. Zazwyczaj krótkich, albo bardzo krótkich.
Jedynie dwa z nich powyżej 10 minut. A to jest czas wspomagający pozycjonowanie
przekazu na YouTube. W odpowiedzi na to 51 subskrypcji i większość filmów z
wyświetleniami pomiędzy 32 a 509, z przechyłem w stronę wartości poniżej 100. Jedynie
trzy materiały osiągnęły od 1,7 do 4 tysięcy odbiorców.
W sumie to żaden szczególnie wysoki wynik. Nie chodzi tu o osiągnięcie
poziomu celebrytów średniego sortu i kilkadziesiąt tysięcy odsłon, ale stabilny
tysiąc stałych choć różnych odbiorców, byłby wynikiem bardziej adekwatnym do skali działania ERIAC. Pozostaje mieć nadzieję na to,
że ten nie do końca zadawalający wynik jest skutkiem niewątpliwego cyfrowego
wykluczenia większości Romów, a nie-Romskie społeczeństwo woli w organizowanych
przez Instytut wydarzeniach uczestniczyć, niż czytać o tym w internecie. Jednak
skala odbiorcza i tak wydaj się być nieco zbyt mała.
Na stronie internetowej interesujące są wyłącznie dział Program/Event,
Futuroma oraz Inside ERIAC, reszta – wciąż in
statu nascendi. W dziale o zatrudnieniu pracownika naukowego znajduje się
niedyskryminujący (choć i takim miałby prawo być w ramach dyskryminacji
odwrotnej) dopisek: Applicants from Roma/Sinti/Traveller background are highly encouraged
to apply. To naprawdę świetny tekst. Ciekawe czy kiedykolwiek w Polsce
ukaże się tego typu ogłoszenie pozarządowej lub choćby rządowej instytucji. A może
już tak bywa?
Podsumowując, w dwa lata po powołaniu Instytut działa dużo,
jednak wciąż pozostaje w stanie wdrażania części podstaw swojej aktywności.
Odbiorców jest mało i trudno ocenić, czy bardziej dociera do środowiska
większościowego, czy też do samych Roma/Sinti/Travellers.
W sumie można by obawiać się, że – zgodnie z zapowiedziami (i trudno nie było
zgodzić się z ich oceną) licznych krytyków z okresu przed powstaniem Instytutu –
inicjatywa nie do końca przynosi oczekiwane skutki. Jednak można chyba też
liczyć na stopniowy wzrost oddziaływania na odbiorców i zwiększenie ich grona. Po
prostu potrzeba na to czasu. Krytycy mówili także o kosztach działania takiej instytucji
i możliwości lepszego wydania tych
środków na pomoc Romom. Jednak przecież ta inna pomoc Romom jest nieskuteczna.
Jak zostało napisane wyżej – jest to potwierdzane w ocenach działań krajowych i
unijnych. Zatem może właśnie trzeba spróbować czegoś innego. I poczekać kilka
lat, bo to powoli działa i powoli się zmienia. Ta Kultura!
Jestem pod wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie cieszy taki odbiór.
Usuń