Każda imigracja to problem
Realnie jedyne sytuacje, kiedy imigracja nie jest problemem,
to te gdy jest ona skutkiem drenażu mózgów, gdy jest to wakacyjna turystyka (i
to ta przynosząca konkretny dochód) i gdy ewentualnie do kraju przybywa niewielka
(z pewnością niemasowa) liczba osób.
W końcu czerwca izba handlowa jednego z północno-zachodnich czeskich
miast (Uście nad Łabą – Ústí nad Labem) wezwała wojsko do
pomocy w radzeniu sobie z uciążliwymi romskimi migrantami pojawiającymi się w
przestrzeni miejskiej.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że Ústí
nad Labem było (już w 1903 roku) jednym z najwcześniejszych ośrodków rozwoju niemieckiego
narodowego socjalizmu.
To jednak – biorąc pod uwagę, że miało to miejsce ponad 100 lat temu – ma
chyba mniejsze znaczenie niż fakt, że to właśnie tam – w 1999 roku – powstał
pierwszy i przez to najsłynniejszy mur (2 metry wysokości, 65 metrów długości)
oddzielający część romskiego osiedla od miejsca zamieszkania przedstawicieli społeczeństwa
dominującego.
Pomimo tego, że w tym samym roku mur został usunięty, i
dzięki mediatorom udało się załagodzić, a właściwie rozwiązać ten konkretny
problem dotyczący w sumie 39 romskich rodzin, to sytuacja Romów zamieszkujących
Ústí
nad Labem po likwidacji muru i rozwiązaniu problemu jednej lokalizacji, w dalszym ciągu pozostała zła.
Głównym problemem jest segregacja w życiu publicznym. Szczególnie
boleśnie dotyka dzieci w szkole (w Czechach w 33% szkół, do których uczęszczają Romowie). Wynika to przede wszystkim z ogromnej biedy
jaka panuje w tym niezbyt bogatym mieście, w szczególności wśród społeczności romskiej.
Sukcesywna rezygnacja ze wspierania działań socjalnych na rzecz
współodpowiedzialności Romów za przyszły kształt Europy – niejednokrotnie bez
dawania im szansy na prawdziwie aktywny udział w tworzeniu nowej rzeczywistości
– prowadzą do tworzenia i utrwalania istnienia gett, które straszą brudem, zdewastowanymi budynkami,
górami śmieci. Tak jest – jak i w wielu innych czeskich miastach – w Ústí nad
Labem.
Trudno z drugiej strony dziwić się także nieromskim mieszkańcom miasta,
że chcą żyć w otoczeniu zadbanym i bezpiecznym otoczeniu. Nie mogą przy tym w
ramach swojego lokalnego poziomu nic zrobić, aby poprawić sytuację w mieście.
Stąd pomysły drastyczne i w pewnym stopniu ostateczne, które pozornie niosą ze
sobą perspektywę szybkiej zmiany sytuacji.
Nawet reforma czeskiej krajowej strategii na rzecz Romów,
wpisująca się w Unijne Ramy,
nie jest w stanie przynieść natychmiastowych rozwiązań i zmienić trudnej
sytuacji zarówno czeskich Romów, jak i samych Czechów.
Powracając jednak do propozycji jaka pojawiła się ostatnio w
Ústí
nad Labem, jej autor – Jan Kymla, odpowiedzialny za komunikację
zewnętrzną izby handlowej – koncentruje się nie na problemie Romów od lat
zamieszkujących to miasto, ale na romskich migrantach – przybywających choćby
ze Słowacji. Poza wprowadzeniem do miasta wojska, które wpierane przez policję
miałoby zapewnić etnicznym Czechom bezpieczeństwo przed agresywnymi Romami, Kymla odwołał się do pomysłów David Cameron, wprowadzających
limity migracji, a także ograniczających potencjalne zyski, jakie migranci mogliby czerpać po przybyciu do kraju
docelowego z jego systemu zabezpieczeń społecznych i systemu socjalnego.
Migranci – zarówno wewnętrzni (przede wszystkim ci
ekonomiczni i socjalni), jak i zewnętrzni (głównie uchodźcy) w ciągu ostatniej
dekady, stali się jednym z największych problemów Unii Europejskiej i jej
państw członkowskich (w tych Czech, a także i Polski).
Pomimo tego nie wydaje się, aby realne problemy związane z
Romami w Ústí
nad Labem rzeczywiście wiązały się z migrantami. Raczej jest to kolejny pomysł na
to aby drastycznymi metodami doprowadzić do tego aby miejscowi Romowie opuścili
swoje miejsce zamieszkania i wyemigrowali.
Gdziekolwiek. Byle ich tu nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz