Tak tu cicho na Kamieńskiego
Powstała w 2014 roku „Królowa ciszy” w reżyserii Agnieszki
Zwiefki jest już filmem znanym (nie tylko w Polsce), omówionym, opisanym,
upowszechnionym i zrecenzowanym.
To dobrze, że taki film nie zniknął wśród produkcji
medialnych i że dał się zauważyć.
Ale co to znaczy „taki”?
Taki na pewno uważny. I pod względem ujęcia tematu i pod
względem kadrów i ich konstrukcji, a także łączenia scen – zatem montażu.
Wszystko jest staranne, nieprzypadkowe, przemyślane. Razem - ma na celu
wprowadzić odbiorcę w świat rumuńskich Romów z Wrocławia, w świat jednej z nich
– głuchoniemej Denisy.
Podążając tym tropem można by film analizować wychodząc od
ścieżki dźwiękowej. Jest ona oparty na swoistym rytmie muzyki i odgłosów a
także szumie rzeczywistości. Romskiej rzeczywistości zderzającej się ze światem
Polaków. W końcu Romowie z Kamieńskiego to Rumunii. I rzeczywistości świata dzieci,
ich zabaw, patrzenia na to co ich otacza przez pryzmat tego jak dorośli urządzili
ten świat. I także rzeczywistość nieco magiczną, bollywoodzkiej muzyki, tańców
i marzeń.
Wszystkie te elementy się przeplatają i łączą w jedną opowieść.
Jednak można wyróżnić trzy główne wątki.
Ten najbardziej dokumentalny, to pokazanie romskiej
rzeczywistości w obcym państwie. Nienachalnie, bardzo rodzinnie i dziecięco,
chwilami prawdziwie aż do bólu, a właściwie do smutku. To wątek tła, wykluczenia,
radzenia sobie najlepiej jak możemy ze światem, który nas nie akceptuje, nasyła
Policję, wytacza procesy i ma inne cele niż my.
Drugi to wątek, który zaistniał dzięki pracy nad filmem. Pomoc
w chorobie. Próba leczenia Denisy, sprawienia aby mogła w rzeczywistości lepiej
funkcjonować. I tu mocno widać zderzenie z nieromskim światem: tłumacz u
lekarza, długotrwałe ćwiczenia, „regularna” zmiana baterii w aparacie... Inny
świat.
Trzecie wreszcie to bollywood. Nieco dziecięcej fascynacji,
oderwanie się od rzeczywistości w świat sprzedanych marzeń i duży ładunek
kreacji filmowej. W sumie powstaje wrażenie, że cały film to dokument w
stylistyce fabuły bollywood. W znacznym stopniu za sprawą odrealnionych
teledysków z bohaterami filmu nawiązującymi do wydarzeń z rzeczywistości.
W każdym z tych wątków w inny sposób pojawia się reżyserska kreacja.
W każdym inna, czy to poprzez urealniający montaż i aranżację konkretnych scen,
kreowanie rzeczywistości czy wreszcie muzyczno-taneczną inscenizację.
Wszędzie twórca pozostaje przeźroczysty – nie ma go w
świecie przedstawionym. Nawet w trakcie wystylizowanych wywiadów. To tylko
dzieci patrzą w kamerę i mogą się nawet z nią zderzyć. Ale świat dzieci zawsze
jest inny.
Czy tak pokazany świat jest prawdziwy? Każde wejście w rzeczywistość
tak inną od naszej i tak hermetyczną zmienia ją. Więc i tak bez tej kreacji nie
byłaby to prawda. Nie można bezkarnie obserwować. Zawsze obserwacja jest w
jakiś sposób zmieniająca. Zatem świadoma kreacja w tym przypadku pozwoliła
bardziej zbliżyć się do prawdy niże pozorna nieingerencja.
Spośród wielu rzeczy jakie można by o tym filmie powiedzieć
warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Na poziom wykluczenia. Więc krótko.
Niepełnosprawna romska kobieta (dziewczynka chwilę jeszcze). Potrójne
wykluczenie. I jeszcze migrantka.
Jednak to ostatnie zostanie z niej zdjęte: „będziemy musieli
wysłać ją do Rumunii”. Polska dla rumuńskich Romów to istna Ziemia Obiecana.
Powrót tam to skazanie na gorsze życie. Rodzice Denisy to wiedzą. Ale nie ma
wyjścia.
Jaki byłby to film bez Denisy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz