sobota, 28 marca 2020

Mówimy w internecie


Tak się jakoś świat poukładał, że w ostatnim czasie niewątpliwie więcej osób korzysta z komunikacji elektronicznej przez internę i czyni to o wiele częściej niż dotąd. W znacznej części przypadków chodzi tu o prace zdalną, jednak aktywność ta dotyczy także różnych rozrywek, czytania tego co piszą inni i czasem także pisania.
Tym bardziej ważne wydaje się intensywniejsze zwracanie uwagi na to, przy pomocy czego przede wszystkim porozumiewamy się przez internet. Czyli o słowo i język jakim się posługujemy. Oczywiście żyjemy w kulturze obrazkowej (także obrazków ruchomych), jednak większość komunikacji elektronicznej to komunikacja językowa. Większości użytkowników łatwiej jest cokolwiek napisać, niż stworzyć grafikę lub oraz ruchomy (czyli film). O popularności i używalności słów w intrenecie bardzo dobrze świadczy YouTube. Może nie sam portal, czy nawet jego formuła, ale nagromadzenie licznych komentarzy, jakie pojawiają się pod zamieszczanymi na nim filmami. Przykład YouTuba jest ponadto bardzo interesujący, że to właśnie komentarze na tym portalu (spośród wszystkich najbardziej popularnych mediów społecznościowych) bywają najbardziej bezlitosne, bezkompromisowe, chamskie i najłatwiej wpadają w kategorię mowy nienawiści.
Co prawda coraz częściej – chyba za sprawą kopiowania zachowań polskich polityków – mówi się wszystko co tylko się chce, obrażając i szkalując innych, a potem wyjaśnia się, że to była jedynie opinia i nikt nie miał zamiaru nikogo obrażać (a każdy kto uważa inaczej zostanie oskarżony o zniesławienie), zatem wszystko jest w porządku. W rzeczywistości to jednak tak nie działa. Jak się coś powie, to nie da się tego cofnąć. W świecie rzeczywistym nie ma komputerowej funkcji „undo” (cofnij zmiany). Co więcej, w takich wypowiedziach mogą zostać użyte nawet groźby karalne. Jednak jeśli nie namawiają one innych do przemocy, to i one mogą zostać potraktowane jako jedynie „nieszkodliwe” gdybanie. To nie jest ani logiczne, ani normalne. To obłudna gra i chyba wszyscy łatwo dostrzegają jak fałszywe są te zapewnienia o tym, że nie chciało się nikogo obrazić. Bo jak to jest? Jest jakaś jednostka chorobowa zbliżona do zespołu Gillesa de la Tourette'a, przy której kompulsywnie trzeba siąść do mediów społecznościowych i kogoś sobie przez chwilę ponienawidzić? Jednak dla jednych jest to jawne oszustwo i kpienie z prawa, a dla innych spryt, za który należy się szacunek.
Kilka lat temu szwajcarski sąd federalny uznał za współwinnego obywatela, który zalajkował nienawistny post (zawierający mowę nienawiści) na facebooku. 

http://www.businessinsider.com/afp-man-guilty-of-libel-over-facebook-likes-swiss-court-2017-5

Biorąc pod uwagę jak wielką dowolność odczuwa wielu użytkowników internetu w mówieniu tego co im przyjdzie do głowy i wylewania swoich frustracji pod postacią mowy nienawiści do kogoś/kogokolwiek/jakiejś grupy, to działanie szwajcarskiego sądu jest nie tylko racjonalne, ale i sensowne. W końcu w przestrzeni pozakomputerowo-internetowej jednak o wiele bardziej ludzie panują nad językiem, bo to przestrzeń publiczna. Jednak jak tym razem stwierdził polski Sąd Najwyższy w sprawie IV KK 296/17 „treści publikowane w internecie, choć fizycznie rzeczywiście znajdują się na dyskach twardych, to jednak tworzą >>pewną przestrzeń<<, a jeśli są dostępne na stronie internetowej, na którą każdy bez ograniczeń może wejść, to tym samym przestrzeń taką należy uznać za miejsce publiczne”. Czyli miejsce publiczne, a co za tym idzie i przestrzeń i przekaz jest publiczny.
Zasadniczo mowa nienawiści ma się dobrze, pojawi się często i w obecnej rzeczywistości społecznej wcale nie dotyczy tylko dyskryminowanych grup mniejszościowych. Bo można sobie nienawidzić kogoś za cokolwiek (choćby za to, że ktoś jest z Leżajska). I nawet przez chwilę, a potem już nie. Jednak w  przypadku każdej grupy mniejszościowej (w tym oczywiście Romów) taka mowa nienawiści będzie zawsze wiązała się z ich pochodzeniem etnicznym. A to jest o wiele gorsze.
Może i dziwnie brzmi takie wartościowanie dyskryminacji i stopniowanie mocy nienawiści i jej wyrazu pod postacią mowy nienawiści, jednak jakakolwiek dyskryminacja w stosunku do grup odmiennych zawsze będzie się wiązała z ich przynależnością do mniejszości. A ponieważ z natury (i każdej definicji) mniejszości wynika, że jest to grupa niewielka, a przynajmniej mniejsza niż reszta społeczeństwa to wygląda jakby większy i silniejszy pastwił się nad słabszym. A tak nie można. Ponadto ogromne znaczenie dla takiego podejścia ma także historia Europy i w sumie świata. Nie raz bowiem zdarzało się, że niechęć i nienawiść do jakiejś grupy lub nawet jej niewielkiej części prowadziła do rozszerzenia takiego nastawienia na całą grupę, umocnienia negatywnego stosunku do niej większości i ostatecznie do ludobójstwa. Dlatego zakaz mowy nienawiści nie jest już dawno jakimkolwiek składnikiem nieistniejącej już poprawności politycznej, ale zwykłym mechanizmem zapobiegawczym. Nawet nie będąc ofiarą ludobójstwa, ale wierząc w rdzennie europejskie idee humanizmu, demokracji, równości ludzi (tylko dlatego, że każdy z nich jest człowiekiem) nikt chyba nie chce żyć w czasach kiedy do czegoś takiego dochodzi. Tak jak nie chce brać w tym udziału, choćby poprzez bierną przynależność do społeczeństwa, które ludobójstwa dokonało. Być może jest to zbytnia wiara w cywilizację i postęp społeczny, jednak albo wierzy się w wartości systemowe w jakich się funkcjonuje i oczekuje się ich spełniania wobec siebie, dopełniając ich także wobec innych, albo nie. A jeśli nie, to jest to albo anarchia, albo tyrania, albo dyktatura, albo każda inna forma władzy nad ludźmi, która odrzuca europejską spuściznę wartości każdego człowieka i jego życia.
W 2019 roku Roman Kwiatkowski, za pośrednictwem stromy Stowarzyszenia Romów w Polsce wyda oświadczenie dotyczące wzmożenia działań prokuratury i policji przeciwko mowie nienawiści w domenie publicznej, w tym w Internecie. Kończy się ono zdaniem: „Stowarzyszenie liczy na generalną zmianę w podejściu przez Prokuraturę do zgłaszanych zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa z mowy nienawiści, także zawiadomień dotyczących naszej mniejszości.”

http://stowarzyszenie.romowie.net/-661.html

I o cóż w tym chodzi? Najprościej o to, że przypadki mowy nienawiści są lekceważone zarówno przez prokuraturę, jak i policję, choć „Prokurator Generalny zaleca podejmowanie czynności z urzędu”. Warto zwrócić od razu uwagę na początek i koniec oświadczenia wydanego przez prezesa jednej z dwóch największych polskich organizacji pozarządowych zrzeszających Romów. Po pierwsze jest to sformułowanie „w domenie publicznej, w tym w Internecie”. Jest to potwierdzenie, przywołanego już wcześniej twierdzenia, że interet (oczywiście nie cały) jest przestrzenią publiczną, a nie prywatną i to, co w niej się pojawia powinno być jako wypowiedzi publiczne traktowane. Po drugie „także zawiadomień dotyczących naszej mniejszości”, czyli mniejszości romskiej. Wskazuje to na szerszą niż tylko romska perspektywę i systemowe pojmowanie działań jakie podejmują albo powinny podejmować odpowiednie służby. To także swoisty wyraz wrażliwości poza-własno-mniejszościowej i rozumienie, że mowa nienawiści dotyczy nie tylko Romów, a jak długo będzie ona obecna w przestrzeni publicznej wobec jakiejkolwiek grupy, to będzie jednoznaczna ze społeczna zgodą na to, aby bywała skierowana tak że wobec innych mniejszości. W treści oświadczenia Roman Kwiatkowski powołuje się na kilkadziesiąt zgłoszeń do prokuratury dokonanych przez Stowarzyszenie na przestrzeni kilku lat, które zawsze kończyły się odmową wszczęcia postępowania. Każdorazowym uzasadnieniem był „brak znamion czynu zabronionego”, co według autora oświadczenia stoi w sprzeczności z wydanymi przez Prokuratora Generalnego w 2014 roku wytycznymi „w zakresie prowadzenia postępowań o przestępstwa z nienawiści” (dokument ten zmieniono w 2015 roku, jednak zmiana była proceduralna i nie zmieniała ogólnego sensu tego dokumentu). Jednocześnie Roman Kwiatkowski powołuje się na kolejne wytyczne dotyczące przestępstw dokonywanych z wykorzystaniem Internetu (w rzeczywistości chodzi o listę zasad do których należy się stosować w sprawach związanych z przestępstwami z nienawiści dokonywanymi z wykorzystaniem internetu) i przytacza je w celu wyraźnego wypunktowania poszczególnych elementów procedury.
Na dokumenty te powołuj się także Rzecznik Praw Obywatelskich w liście skierowanm do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro (30 przykładów spraw "mowy nienawiści", w których działania prokuratury budzą wątpliwości). Ponadto przywołuje tam także orzecznictwo Trybunału Praw Człowieka i podkreśla, że wśród obowiązków, jakie ciążą na organach ścigania, znajduje się także ustalenie motywów sprawcy. Nie mniej ważna jest określenie, jaką rolę w jego działaniu odgrywały uprzedzenia w stosunku do konkretnej grupy społecznej (mniejszościowej).
Podstawą przywołanych wytycznych jest jednak z pewnością dostrzeganie w mowie nienawiści znamion czynu zabronionego i podejmowanie czynności z urzędu, a nie jedynie na wniosek obywateli. I właśnie do działania zgodnego z takim podejściem wzywa w swoim oświadczeniu Roman Kwiatkowski. Ważnym skutkiem wynikającym ze  skutecznego ścigania przypadków mowy nienawiści i karaniem jej sprawców jest wzmocnienie potępienie takich zachowań w społeczeństwie, co jest jedną z najważniejszych kwestii w Polsce. Niestety polską debatę publiczną (w szczególności polityczną) trudno uznać za wzorcową, co niestety mocno wpływa na zwiększenie społecznej akceptacji dla tego typu aktów przemocy językowej.

A na koniec kilka przykładów komentarzy pod informacją prasową na temat ratownika zaatakowanego nożem przez pacjenta z podejrzeniem koronawirusa. Oczywiście należy zrozumieć internautów. Bo emocje, bo strach. Ale czy na pewno? A przemoc słowna pozostaje przemocą. I część z nich bardzo przypomina niektóre wypowiedzi na temat Romów.

 
 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz