niedziela, 28 czerwca 2020

Czasem trzeba trochę lżej


Lżej choć trochę, bo rzeczywistość nam nie odpuszcza, a światowa seria prezentów od losu w tym roku, której jak dotąd ukoronowaniem od marca w Polsce jest pandemia wspierana lokalnymi (polskimi) zagrożeniami takimi jak susza, przymrozki, powodzie, upały i inne skutki rozchwiania światowego klimatu, nie sprawia że jest nam lekko. Ponadto od lipca tego roku połowa Polaków będzie przez 5 lat niezadowolona. Nie ma przy tym żadnej gwarancji, że latem i w sumie do końca roku, nie spadną na nas kolejne atrakcje (w końcu żyjemy w ciekawych czasach i bardzo interesującym geopolitycznie miejscu, choć USA ostatnio także nie ma za bardzo czego zazdrościć), jakieś zombie we wrześniu, lądowania kosmitów w październiku („zaprowadźcie nas do waszych przywódców” „lepiej nie…”) i któż wie, co jeszcze...

Oczywiście taka ucieczka przed poważnymi tematami to chowanie głowy w piasek, ale czasem nawet jeśli nie trzeba, to dla własnego zdrowia psychicznego przynajmniej można.

Paradoksalnie lżej ma być w związku z mediami. A konkretnie z jednym z mediów społecznościowych. O ile szerokie badania własne pokazują, że w polskojęzycznym przekazie medialnym mediów elektronicznych/nowych/nowych-nowych hasła Romowie oraz Cyganie pojawiają się stosunkowo rzadko, to jednak wśród tych przekazów dominuje prasa w wersji digitalnej, komentarze pod tak opublikowanymi artykułami, Facebook i YouTube (także z komentarzami). Wyraźnie widać w nich także, że pomimo uzasadnionych (badania historyczne, nazwy potraw i zespołów muzyczno-tanecznych) sytuacji, kiedy użycie egzoetnonimu Cyganie (naszego, rodzimego, ładnego, często akceptowalnego) może być usprawiedliwione, to jednak w większości przypadków pojawiające się w mediach używanie określenia Cyganie jest zbędne. Tym bardziej, że z tych samych badań wynika, że ma on często funkcję obraźliwą i jeśli jest używany, to najczęściej w przekazach negatywnych wobec Romów. Natomiast używanie nazwy Romowie w większości przypadków wiąże się z komunikatami obojętnymi lub pozytywnymi. I choćby dlatego zawsze i wszędzie w rzeczywistości społecznej powinna funkcjonować nazwa Romowie. Przecież mówienie czegoś takiego nie boli bardziej niż powiedzenie „Cyganie”. A z pewnością jest lepsze ze względu na grupę, która pozostaje mniejszością i jako taka – z definicji mniejszości – zawsze ma gorszą reprezentację w społeczeństwie do ochrony swoich interesów, czyli upraszczając nieco – ma gorzej pod wieloma społecznymi względami niż większość. Podobnie jak w przypadku języka polskiego musieliśmy zrezygnować z rodzimego Murzyn ze względu na niewolniczą i kolonialną przeszłość Polski (oczywiście to żart – jeśli w ogóle w Polsce byli jacykolwiek czarni niewolnicy, to byli hołubieni jako cenna kwintesencja egzotyki, a sny o kolonialnej potędze Polski pozostają jednym z naszych złudzeń narodowych i Madagaskar nigdy polski nie był i w sumie szans na to nawet nie było). Zamiast tego dla świętego spokoju mamy jedno słuszna nazwa – Czarni – a promowana przez prasę nieprawidłowy wyraz Czarnoskórzy może występować wyjątkowo wyłącznie w sytuacjach kiedy jednocześnie używamy określenia Białoskórzy.
Powracając do mediów i mediów społecznościowych, w przekazie na temat Romów najbardziej brutalny i bardzo liczny i objętościowo i ilościowo jest dyskurs komentarzy na YouTube. Można by zakładać, że w takim razie mogłoby być podobnie w tych mediach społecznościowych, które dostarczają także obrazów, ale nieruchomych. Jednak jak się okazuje na Instagramie jest nieco inaczej. W sumie nawet nie nieco, ale całkiem. Można przypuszczać, że wynika to albo z polityki wewnątrzfirmowomediospołecznościowej, albo z innej grupy użytkowników. Jednak w tym przypadku nie ma to znaczenia. Ponadto na Instagramie częstotliwość pojawiania się, czy to w hasztagach, czy w opisach lub komentarzach (oczywiście mowa o kontach należących o przestrzeni publicznej, czy nie o profilu prywatnym – tylko dla znajomych) nazw Cyganie lub Romowie jest pomijalną w badaniach rzadkością. Jednak czasem się pojawiają. A ponieważ ma być choć trochę pozytywnie i zgodnie z dobrymi wzorami, to pytanie brzmi co można znaleźć na polskojęzycznym Instagramie wyszukując hasztag #Romowie (no powiedzmy że w skali ostatniego roku).


Oczywiście są to przede wszystkim zdjęcia. Jednak nie należy lekceważyć poszerzenia tego przekazu o kontekst opisów zdjęć, a także – w końcu to Instagram – hasztagów, które często mówią więcej i szybciej o intencji autora, niże wspomniany opis.

Generalnie nie jest źle i zasadniczo – pozytywnie. Mogło by być trochę bardziej kolorowo, ale to już taka osobista ciągota, wiążąca się ze schematem utrwalonym w naszej polskiej świadomości, że przecież kolorowe suknie i cekiny i tańce i śpiew i równie kolorowe wozy taborowe. Swoją drogą jakie wozy? W Polsce zostało ich zaledwie kilka i co roku chyba wszystkie można zobaczyć podczas Taboru Pamięci Romów organizowanego przez Adama Bartosza w Szczurowej. Ponadto nie wszystkie docierają na miejsce jadąc na własnych kołach. Po latach są zbyt na to delikatne. To w końcu prawdziwe romskie zabytki kultury materialnej i należy o nie dbać. Porzucając zatem folklorystyczno-operetkową wizję kolorowego i wolnego życia Romów – co z tym Instagramem (tag/romowie).

Przede wszystkim dla świadomości ilościowej pojawia się on w ciągu roku powiedzmy około 300 razy. To doprawdy kropelka w ogólnym przekazie medialnym, nowomedialnym, mediospołecznościowym i instagramowym.

Z pewnością znaczną część hasztagoworomskiego dyskursu Instagrama zajmują odniesienia do literatury. Są zatem nawiązania do: „Kołysanka z Auschwitz” Mario Escobara, „Ewakuacja, likwidacja i wyzwolenie KL Auschwitz” Andrzeja Strzeleckiego, „Kamień” Małgorzaty i Michała Kuźmińskich, „Rewizja” Remigiusza Mroza, „Oświęcim. Czarna zima” Marcin Kąckiego, „Cygan to Cygan” Lidii Ostałowskiej, „Dziewczynko, roznieć ogieniek (Ćhajori romani, ker mange jagori)” Martina Šmausa, O Romach w Nowej Hucie Słów Kilka Moniki Szewczyk, „Przepowiednia” Emilii Kiere, „Rozplatając warkocz Papuszy” Leszka Mieszczaka, „Cyganie. Spotkania z nielubianym narodem” Rolfa Bauerdicka, „Cyganie na polskich drogach” Jerzego Ficowskiego, „Nie bój się Cygana” Adama Bartosza, „Biedni Romowie, źli Cyganie. Stereotypy i rzeczywistość” Norberta Mappes-Niedieka, „Ostatni Tabor” Jolanty Drużyńskiej. Trochę tego jest i komentarze i opisy są każdorazowo pozytywne. Największa liczba instagramowych zdjęć dotyczy pierwszej z powyższych publikacji – być może przez jej nowość – została wydana w 2019 roku.

https://www.instagram.com/bozenka.passiflora/?hl=pl

Użytkownicy tego medium społecznościowego nie zapominają – jak widać także po zestawie publikacji – o zagładzie Romów podczas II wojny światowej. Zdjęcia związane z czystką w Auschwitz nie dotycząc wyłącznie publikacji, ale także samej rocznicy i obchodów (2 sierpnia) upamiętniających likwidację romskiego obozu. Różne są to zdjęcia.

https://www.instagram.com/magda_wosik/?hl=pl

https://www.instagram.com/gazeta_wyborcza/?hl=pl

I jak to na Instagramie, przekaz przyjmuje różne formy fotograficzne. Czasem wystarczy krótka ale wymowna identyfikacja nazwy ulicy na Starych Bałutach w Łodzi, w okolicy gdzie było – w ramach getta żydowskiego – mikro (w skali, a nie liczbie osób tam zgromadzonych) getto romskie. To o wiele lepiej niż nazwanie w Puławach ulicy z blokami komunalnymi dla Romów ulicą Romów.

https://www.instagram.com/kasia.konecka/?hl=pl

Są też liczne odniesienia do mniej bolesnych obchodów, jak np. do Międzynarodowego Dnia Romów (8 kwietnia). Niezbyt szczęśliwie się tylko jakoś tak ułożyło, że akurat jest także dzień opozycji wobec GMO. Pozostaje mieć nadzieję, że nikt Romów nie będzie kojarzył z tą przypadłością zachodniego sytego świata. W końcu gdy człowiek jest głodny, to nie ma żadnego znaczenia, czy jedzenie jest GMO, czy nie. Ważne jest, że „jest”.

https://www.instagram.com/kasia92s/?hl=pl

Wśród dominujących tematów pojawiają się także festiwale i lokalne dni Romów (czasem jednak nazywane cygańskimi). Przede wszystkim są to naprawdę dobrze i chyba skutecznie promowany na Instagramie gorzowskie Międzynarodowe Spotkania Zespołów Cygańskich Romane Dyvesa (przy okazji także Cygański Teatr Muzyczny TERNO oraz oczywiście Mistrz Edward Dębicki). Nie są jednak jedyne. Z romskim wydarzeniem poleca się Pszczew, Połczyn-Zdrój i oczywiście Ciechocinek.

https://www.instagram.com/teatrterno/

Wśród innych tematów pokazanych (dosłownie) na Instagramie w ramach hasztagu Romowie znajdują się odniesienia do Papuszy, akcje teatralne, komentarze do sytuacji Romów w Rumunii, w Bułgarii, na Słowacji, pokazywania „cygańskich pałaców”, a także te zdjęcia i ich opisy, które można skategoryzować określeniem „o zobaczcie jaka ze mnie Cyganka jak się przebiorę”.

Ponieważ było o Łodzi, a Łódź to jednak naprawdę miasto murali, to trzeba także przywołać zdjęcia związanych z Romami murali, które pojawiają się na Instagramie. Są różne, ale naprawdę robią wrażenie.

https://www.instagram.com/wiolka26/?hl=pl
 

https://www.instagram.com/pwarszawski/

https://www.instagram.com/ola_chasingcolors/?hl=pl

Najgorsze co w ostatniorocznym dyskursie instagramowym, pojawiło się o Romach, to dla ironii lub może szyderstwa pokazanie bogatego nagrobka jednego z polskich Romów, albo wpis zaczynający się pod zdjęciem do słów „Cyganka prawdę ci powie…”. Instagram nie jest krainą łagodności, księżniczek i jednorożców (to przez długi czas było zarezerwowane dla Pinteresta), jednak i tak jest o wiele lżejszy niż to co potrafi wylewać się z dominującego – prasowego, facebookowego i youtubeowego przekazu.

Dzięki temu trochę czasem lżej i łatwiej bywa.







czwartek, 18 czerwca 2020

Genetyka czy zwyczaj


Choć powyższy tytuł nie do końca odzwierciedla to o co chodzi w artykule, który jest obiektem tego wpisu, to jednak w jakimś stopniu pokazuje problem, który w nim się pojawia i który dotyczy oczywiście Romów. Kwestia jest bardzo interesująca, nie pojawia się zupełnie w polskojęzycznym dyskursie naukowym i choć jest związana z naukami medycznymi, to sięga do zagadnień kulturowych, społecznych i przede wszystkim dyskryminacyjnych i dotyczących stereotypów.

https://link.springer.com/article/10.1007/s00038-019-01246-9

Artykuł ‘‘Do my Roma and non-Roma patients need different care?’’ A brief step-by-step guideline for clinical practitioners autorstwa Andrej Belak, Andrea Madarasova Geckova, Jitse P. van Dijk, Sijmen A. Reijneveld, opublikowany w „International Journal of Public Health” w 2019 roku jest pisany na odstawie doświadczeń słowacki i z takiej perspektywy, jednak przejawia się ona przede wszystkim, a właściwie jedynie w źródle spostrzeżeń, pochodzących z państwa, o wysokim udziale Romów w społeczeństwie. Nie pojawiają się w nim typowo słowackie przykłady i raczej rzeczywiście i jedynie chodzi o szerokie spektrum leczonych pacjentów i wiele przypadków Romów, z jakimi autorzy lub inni medycy mieli do czynienia w praktyce.
Pytanie zawarte w tytule artykułu może sugerować, że dotyczy on zagadnień związanych z tym jak należy traktować Romów, jako przedstawicieli grupy etniczne o szczególnych potrzebach kultowych (w tym specyficznego, choć niekoniecznie wymagającego zachowania), aby nie wprowadzać im dysonansu poznawczo-kontaktowego z pozaromskim światem i aby całkiem przy okazji wyrabiać wśród pracowników służb medycznych swoistą wrażliwość etniczną. Taka potrzeba istnieje i była już omawiana przy okazji opisywania tego typu przewodników publikowanych zarówno przez różne organizacje, jak i placówki medyczne. Niektóre dotyczyły wyłącznie Romów, inne dotyczą różnych mniejszości, ale w znakomitej większości (lub nawet wszystkie) przygotowane są w obszarze kultury anglosaskiej i ściślej i węziej w większości przypadków – amerykańskiej. Powtarzając się warto by było gdyby w końcu także i w Polsce powstało tego typu proste opracowanie, które przy całym szacunku i braku społecznego szacunku dla zawodów medycznych, pomogło tym służbom traktować Romów tak, aby nie czuli się zbrukani, zagubieni, lekceważeni, obrażani i dyskryminowani podczas koniecznych kontaktów z polskim systemem opieki zdrowotnej. Całkiem przy okazji, mogłoby to w dłuższej perspektywie czasu skutkować zwiększoną świadomością zdrowotną Romów i ostatecznie – podnieść ich bardzo niski poziom korzystania z usług medycznych, podnosząc ich ogólny stan zdrowia.
Jednak powyższe nawiązanie jest jedynie przypominającą dygresją, ponieważ artykuł dotyczy zupełnie innej, bardzo niszowej, choć jednocześnie interesującej,  kwestii.
Podstawą do rozważań autorów jest to, że wielu medyków zgłasza problem polegający na zróżnicowaniu (przy tych samych chorobach) objawów u Romów i nie-Romów. Pierwszym tropem pojawiającym się w myśleniu leczniczym jest to, że różnice te wynikają z różnic genetycznych. Zróżnicowania genetycznego w ramach grup i podgrup haploidalnych nikt nie podważa, stanowią one obecnie podstawę wielu badań historycznych i ułatwiają odtwarzanie najdawniejszej historii ludzkości i wędrówek ludów, które nie miały okazji pozostawić po sobie śladów architektonicznych lub historycznych ksiąg opisujących ich wędrówki, najdawniejsze losy i czasem wręcz ich powstanie. Badania genetyczne Romów prowadzone są przy każdej okazji, kiedy jest to możliwe i pozwala to wyciągać wnioski zarówno dotyczące czasu i szczegółowych kierunków ich wędrówki, jak też i losów najdawniejszych, ze względu na strukturę ich DNA przypisując ich do jednej z najstarszych grup ludzkości (grupa drawidyjska z haplogrupą H) jaka wyszła z Afryki i najwcześniej poza nią tworzących zręby cywilizacji, z których dokonań do dziś korzystamy. Do tego należy uwzględnić stosunkowo niski poziom genetycznego mieszania się ludności romskiej z innymi społecznościami, co sprawia, że na poziomie DNA Romowie utrzymują swoją (jednak zmienioną) specyfikę.
Jednak pomimo tego autorzy artykułu twierdzą, że najczęstszą podstawą różnic w objawach nie jest podstawa genetyczna, ale uwarunkowana historycznie sytuacja społeczna Romów. Brak do tego konkretnych badań, ale w sumie nie one bywają najważniejsze.
Autorzy tworzą do tego interesujący schemat, który pozwala na identyfikację przyczyn odmiennych objawów chorób u Romów.

https://link.springer.com/article/10.1007/s00038-019-01246-9

Czy to rzeczywiście jest realna odpowiedź na takie zróżnicowanie objawów? Czy rzeczywiście chodzi głównie o czynniki kulturowe i społeczne? Czy naprawdę genetyka tak bardzie na nas nie wpływa? Pytanie są problemowe i w rzeczywistości będą umieli na nie odpowiedzieć wyłącznie pracownicy służby zdrowia i to po przetestowaniu tego schematu. I to wielokrotnym. Oby tylko nie okazało się, ze w ramach specyficznego podejścia do Rzyczyn i podstaw chorób, nie ucierpieli przy tym pacjenci.
Sposób rozumowani i zarazem rozwiązania problemu przez autorów artykułu jest jak najbardziej równościowy, odrzuca różnice genetyczne (podążając chyba także nieco tropem amerykańskiego nieróżnicowania ludzkości pod względem antropologicznie rozumianych ras i koloru skóry) i koncentruje się na obarczeniu społeczeństwa większościowego odpowiedzialnością za sytuację społeczną Romów. Nie do końca należy się chyba jednak z tym zgadzać. Z jednej strony bowiem rzeczywiście obecna sytuacja społeczna Romów w Europie przy wysokim cywilizacyjnie rozwoju państw i społeczeństw tego subkontynentu jest bardzo uzależniona od sposobu ich traktowania przez społeczeństwa większościowe. I w tym zakresie istnieje prawdziwy deficyt człowieczeństwa i zrozumienia drugiego człowieka („nawet jeśli jest Romem). Z drugiej strony nie można obarczać winą za to czasów przeszłych. W historii rozwijającej się wciąż Europy jest wiele ciemnych i mrocznych momentów, nie dotyczących wyłącznie Romów, jednak sytuacja historyczna i takież wspólne doświadczenia kulturowe prowadziły do różnych działań, uzależnionych od kontekstu, wiedzy, świadomości i innych elementów konstruujących sytuację społeczną w danym momencie rozwoju naszej cywilizacji.
Z drugiej strony nie można jednak – to znaczy można, bo można wszystko, jednak jest to fałszywe tak jak choćby niedostrzeganie koloru skóry – całkowicie lekceważyć różnic genetycznych i typowo związanych z biologią, pomiędzy narodami i grupami. Różnice w wielu kwestiach (nawet medycznych i zdrowotnych) mogą one mieć podstawę kulturową, ale mogą także wynikać z genetycznej (potwierdzonego przez populacyjne badania DNA) spuścizny. To z tego mogą wynikać różnice dotyczące objawów chorób i choćby tego jak lekko lub jak ciężko się przez takie choroby przechodzi. Banalnym i pobocznym, jednak działającym przykładem może być brak odporności pierwszych narodów amerykańskich na oswojone dawno w Europie choroby zakaźne, które ułatwiły Europejczykom opanowanie Ameryki Północnej.






poniedziałek, 8 czerwca 2020

Zapomniana Organizacja


Organizacja Bezpieczeństwo i Współpracy w Europie (OSCE) nazywana do początku lat 90. Konferencją bywa o wiele rzadziej przywoływana w medialnym dyskursie (a co za tym idzie niewątpliwie także rzadziej pojawia się w świadomości Polaków) niż inne instytucje i organizacja ponad i międzynarodowe. W sumie można chyba przyznać, że niemalże w ogóle nie funkcjonuje w polskiej świadomości. Kiedyś była, ktoś coś słyszał, no i w  sumie tyle. Jeśli tak to wygląda, to w sumie trudno też oczekiwać, aby ktokolwiek wiedział, że w zakresie jakiegokolwiek wsparcia Romów organizacja ta mogłaby mieć jakiekolwiek zasługi i wykazywałaby się jakąkolwiek aktywnością.

https://www.osce.org/roma-and-sinti

Tymczasem i w rzeczywistości OBWE należy uznać za organizację prekursorską w zakresie wspomagania Romów i zajmowania się (i instytucjonalnego przejmowania się) ich sytuacją. Co więcej OBWE do tej pory przejawia taką aktywność, która jednak percepcyjnie znika i jest przykryta przez o wiele bardziej efektowną (trzeba przyznać, że bywa też bardziej efektywna) pomocą Unii Europejskiej (nie tylko realizowaną za sprawą funduszy strukturalnych), a także obszarową i jak zawsze specyficzną (ROMED, European Roma Institute for Artsand Culture (ERIAC)) działalnością Rady Europy.

Znikającą perspektywą jest to, że siedzibą jednego z bardzo ważnych elementów Ludzkiego Wymiaru OBWE (to nazwa oficjalna)  jest posiadające swoją siedzibę w Warszawie Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (Office for Democratic Institutions and Human Rights – ODIHR). Zajmuje się ono przede wszystkim monitorowaniem wszelkich kwestii związanych z ochroną praw człowieka oraz proceduralnymi zagadnieniami z tym związanymi. Uzupełnieniem tego biura jest stanowisko Wysokiego Komisarz ds. Mniejszości Narodowych. Jednak jego siedziba nie jest już polska i stanowiska tego nigdy Polak nie piastował. Zakres jego działania jest zupełnie inny niż warszawskiego biura i powinien on koncentrować się na kwestiach konfliktów w zakresie przestrzegania praw mniejszości narodowych. Tu oczywiście pojawia się pytanie, czy polski system prawny zadawalająco wprowadza definicję rozróżniającą bycie mniejszością etniczną a nie narodową w przypadku Romów, nawet jeśli uznanie to jest logiczne. Nie zawsze jednak w polityce logika jest głównym narzędziem i przyczyną podejmowania decyzji, czego skrajnie wyraźnym przykładem jest błyskawiczne uznanie niepodległościowego proalbańskiego referendum w Kosowie, przy odmawianiu uznania analogicznego niepodległościowego prorosyjskiego referendum na Krymie. Tak czy inaczej skracając logiczny wywód, Romowie w świecie powinni zostać uznani za aterytorialną mniejszość narodową, co w wielu państwach i sytuacjach przyniosłoby o wiele lepszy skutej niż uznawanie ich za kolejną mniejszość etniczną (bo nawet nie kulturową). Czasem wpasowanie się w standardy świata zachodniego „białego człowieka” bywa trudne, czego najwyraźniejszym przykładem są właśnie Romowie mający w sumie i w całości swój własny sposób na interpretacę rzeczywistości (także tej politycznej). No ale w końcu nasz sty życia i nasza naszość jest najbardziejsza, zatem na pewno i tak nie mają racji, a jeśli mają, to i tak muszą się wpasować i dopasować do naszego większościowego modelu, co zresztą jest wymogiem demokracji w jej ochlokratycznej wersji gdzie większość pod postacią „każdego” ma rację i decyduje o losie pozostałych.

Koncentrując się jednak na starych (ale wciąż w jakimś stopniu aktualnych) działaniach OBWE, to już na początku lat 90. (a  może i chwilę wcześniej) zajęła się ona sytuację Romów w Europie, a jej eksperci zaczęli wcześniej nawet niż Parlament Europejski dostrzegać specyficzność i specyfikę sytuacji Romów. W 2020 roku w raporcie Wysokiego Komisarza ds. Mniejszości Narodowych OBWE pojawiło si ę zdanie o sytuacji Romów „często najgorszej ze wszystkich grup zamieszkujących w obszarze OBWE”. To także on po raz pierwszy dostrzegł pewne zjawisko, które w późniejszym czasie zostało opisane w wielu dokumentach Unii Europejskiej i trafiło nawet do „10 Common Basic Principles for Roma Inclusion”: „(...) niezliczone programy na rzecz Romów zostały skazane na porażkę, ponieważ zostały one opracowane bez udziału Romów i w związku z tym cechują się niewielką świadomością specyfiki kultury i potrzeb planowanych odbiorców”. Obecnie Romowie chyba we wszystkich państwa europejskich (z pewnością tak właśnie jest w Polsce) biorą (poprzez liczne organizacje pozarządowe) udział w kształtowaniu etnicznej polityki publicznej wobec tej grupy mniejszościowej, jednak jeszcze tak całkiem niedawno, bo w latach 90. ubiegłego wieku – tak nie było.

Nie są to jedyne przykłady aktywności OBWE w zakresie starożytnego, albo co najmniej dawnego już działania na rzecz Romów. Jednak problem jaki wiąże się z czymkolwiek co czyni ta organizacja jest taki, że – podobnie jak w przypadku Rady Europy i zupełnie odmiennie niż w związku z Unią Europejską, której prawo zgodnie z polską Konstytucją, traktatem akcesyjnym i wynikiem referendum akcesyjnego ma pierwszeństwo przed prawem krajowym – jej dokumenty mają charakter zaleceń i opinii o charakterze politycznym, natomiast nie są dokumentami bezwzględnie (i z konsekwencjami) wiążącymi ich sygnatariuszy. Zatem jakakolwiek skuteczność jakiejkolwiek „produkcji” dokumentów i zaleceń OBWE jest uzależniona od dobrej woli konkretnego państwa. A z dobrą wolą w polityce (a już całkiem w polityce międzynarodowej) jest tak, że on jest, ale wyłącznie jeśli odpowiada ona konkretnemu państwu lub podmiotowi politycznemu.

Taki też wymiar ma choćby opracowana jeszcze przed KBWE Europejska Karta Mniejszości (Dokument Kopenhaski z 1990 roku), która bardzo wcześniej jak na rozwój europejskiego wymiaru demokracji mniejszości w Europie gwarantowała mniejszościom (narodowym) rozległe prawa i formułowała sugestie co do ich wprowadzania. Przede wszystkim jednak określała ona polityczne zasady ochrony i prawa osób należących do mniejszości. Choć aż jedna czwarta dokumentu jest poświęcona mniejszościom, pozostaje on jedynie zobowiązaniem o charakterze politycznym i nie jest prawnie wiążący i jego moc ochronna wobec mniejszości jest taka sama jak polska powszechna świadomość istnienia czegoś takiego jak OBWE. Dokument ten jako pierwszy (w ten sposób wyprzedzając znacznie działania Unii Europejskiej, która instytucjonalnie, całkiem na marginesie i chwilowo zauważyła Romów jeszcze w latach 80. XX wieku, ale zajęła się nimi dopiero po kryzysach we Francji i Włoszech w okolicy końca pierwszej dekady XXI wieku.

Jednak to właśnie OBWE jako pierwsza instytucja/organizacja już u początku lat 90. dostrzegła potencjał i skalę nadchodzących przemian społecznych w Europie i skoncentrowała się na Romach. Już od 1994 roku w Warszawie zaczęło działać biuro Punktu Kontaktowego do spraw Problematyki Społeczności Romów i Sinti (Contact Point for Roma and Sinti Issues). W rzeczywistości nim Unia Europejska zorientowała się że chce rozszerzenia o państwa Europy Środkowej i Wschodniej, to właśnie OBWE miało opracowaną strategię wobec Romów. Z której wyników, efektów i ocen korzystała później Unia Europejska tworząc wyjątkową, jedyną, skuteczną z założenia i wszecheuropejską pierwszą w  swojej historii strategię wobec którejkolwiek mniejszości (etnicznej). W późniejszym czasie w 2003 roku OBWE przyjęła „ActionPlan on Improving the Situation of Roma and Sinti within the OSCE Area”, w dalszym ciągu wyprzedzając jakiekolwiek działania Unii Europejskiej skoncentrowanej w tamtym czasie na swoim największym rozszerzeniu, bez świadomości jego etnicznego i romskiego charakteru.


OBWE dalej żyje i w dalszym ciągu bardzo aktywnie działa na rzecz Romów. Jej aktywność nie jest tak szeroko nagłaśniana i rozpropagowywana jak w przypadku choćby Unii Europejskiej, jednak jej cele i sposoby działania są także inne. Wyraźna koncentracja na edukacji, na kwestiach systemowych i posiada inne zasoby finansowe niż Unia Europejska. A to sprawia, że w polskim dyskursie nie zajmuje ona znaczącego miejsca w obszarze i prawa człowieka jako takich i praw mniejszości (narodowych i etnicznych).

O spotkaniach i działaniach OBWE na polskim-romskim podwórku regularnie informuje „Romano Atmo” (np. nr 65 i 78) i portal Związku Romów Polskich, a także czyni to podobnie nieregularnie Stowarzyszenie Romów w Polsce. To jednak trochę nie wystarcza. W polskim dyskursie ta pionierska w zakresie ochrony i wsparcia Romów instytucja naprawdę mało istnieje.

I na to zapomnienie nie pomaga historia jej współpracy z polskim naukowcem romskiego pochodzenia – Andrzejem Mirgą, który przez wiele lat (poczynając od lat 90. XX wieku i będąc tym samym personalnym prekursorem współpracy instytucjonalno-romskiej w Polsce)  intensywnie współpracował z OBWE i później (2006-2013) pełnił obowiązki oficjalnego Senior Adviser Punktu Kontaktowego OBWE ds. Romów i Sinti.

Organizacja jest z pewnością warta uwagi każdego, komu bezpieczeństwo i współpraca w Europie leży na sercu i dla kogo instytucje demokratycznych i praw człowieka są ważne. Dlatego na pewno warto samemu sprawdzić zarówno czymzajmuje się oddziała OBWE w Warszawie, albo jaka jest zawartość trzeciego raportu z implementacji akcji na rzeczpoprawy sytuacji Romów i Sinti (tak zawsze spośród wszystkich Romów OBWE wyróżniało właśnie tę jedną specyficzną grupę, odrzucając tym samym retorykę między innymi Unii Europejskiej i wprowadzając pożądany przez samych zainteresowanych podział).