…o Nowej to Hucie są słowa…
Obecnie trudno jest nie tylko zrozumieć albo
przypomnieć sobie, jak wyglądała Polska na początku lat 90., po wyzwoleniu z bolesnego
uścisku socjalizmu, ale także – i to jest zadania o wiele trudniejsze – pojąć jak
wyglądał narodowy odbudowawczy i budujący zryw narodowy po II wojnie światowej.
Budowa Nowej Huty została rozpoczęta w 1949
roku i zgodnie z założeniami i planami miało to być idealne miasto
socjalistyczne, towarzyszące kombinatowi metalurgicznemu im. Lenina.
Mając możliwość projektowania rzeczywistości,
ówcześni władcy Polski przeprowadzali w oparach socjalizmu eksperyment
inżynierii społecznej. Dotyczyło to nie tylko zabudowy i organizacji
przestrzeni miejskiej, która w swoim monumentalizmie miała manifestować wielkość
i potęgę trudu socjalistycznego (oraz państwa), ale i tego jaka ludność była
zachęcana do przybycia do budującego się miasta. Zresztą cel nadrzędny wiązał
się z połączeniem socjalistycznego ideału gospodarczego z ideałem społecznym i budową
„nowego człowiek”. Podstawą była uniformizacja społeczna i spolegliwość wobec
władzy. Siła robotnicza tkwiła nie tyle w umiejętnościach ile w zapale, kolektywizmie
i ciężkiej pracy. Rodzina miała być jedynie najmniejszą, choć nie najważniejszą,
komórką społeczną, a życie wszystkich mieszkańców miało być wtopione w
działania kolektywne, współpracę w organizacjach, uczestnictwo w zebraniach,
wyścig o produktywność, posiłki jedzone w stołówkach zakładowych i wolny czas
spędzany w świetlicach i klubach osiedlowych. Jednocześnie w Nowej Hucie
zapewniano mieszkania, które choć niewielkie, były stosunkowo jasne, miały
centralne ogrzewanie, bieżącą wodę, gaz oraz prąd. Jak na tamte czasy i
wcześniejsze doświadczenia tych, którzy do Nowej Huty przybywali, był to
nieosiągalny w żadnej inne sytuacji luksus. Tym bardziej, że przybywali z całej
Polski, ale szczególnie licznie z wsi Polski południowej.
W taką szczególną sytuację społeczną i
organizacyjną trafili Romowie.
Na przełomie lat 40. i 50. XX wieku Romów w Polsce
być może było około 18 tysięcy. Dla władzy ludowej stanowili problem, który
wiele lat później skutkował zatrzymaniem wszystkich taborów. I choć wędrowny
tryb życia nie dotyczył akurat tych Romów, którzy zamieszkali w Nowej Hucie,
ponieważ byli to przede wszystkim (lub nawet wyłącznie) przedstawiciele
osiadłych od dawna Romów Górskich, to jednak w przypadku wszystkich chodziło o
produktywizację
zgodną z ludowymi i socjalistycznymi wymogami. Czyli przede wszystkim – wszystko
musiało być pod odgórną kontrolą i zorganizowane zgodnie z wytyczonymi odgórnie
zasadami. Nie sposób w tym miejscu nie odwołać się do innego dzieła autorki książki
– filmu dokumentalnego o romskich kowalach ze Spisza „Byli kowale, byli…”.
Bo to właśnie stamtąd pochodziła znaczna część przyszłych mieszkańców i
pracowników Nowej Huty. A że kowale w nowej rzeczywistości byli niepotrzebni,
to musieli się przekwalifikowywać. Ich dodatkowe zajęcia związane z
muzykowaniem także musiały ulec pewnej zmianie i być wpisane w sformalizowaną działalność
zgodną z wytyczonym kierunkiem. Jednak ci spośród, Romów którzy mieli szansę na
bycie wykwalifikowanymi robotnikami byli w mniejszości. Dlatego tez ważnymmiejscem zatrudnienie Romów w Nowej Hucie
było Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania.
Produktywizacja w pewien sposób się powiodła.
Jak pisze Monika Szewczyk, informacje o możliwościach oferowanych w Nowej Hucie
rozchodziła się z ust do ust, na płotach wisiały plakaty i zachęcano do
porzucenia dotychczasowych miejsc zamieszkania i przeprowadzki do tworzonego
miasta. Z niektórych małopolskich wsi wyjechali wszyscy Romowie. Trudno im się
dziwić. Na wsi w tamtych latach było biednie i wręcz nędznie. Perspektywa
poprawy losu swojego i rodziny miała znaczenie. Była to jakaś szansa.
Wszystkie te kwestie Monika Szewczyk opisuje
na początku swojej książki. Oczywiście jeszcze przed koncentracją na tematyce
Romów w Nowej Hucie opisuje podstawowe i ogólne zagadnienia dotyczące Romów w
Polsce, co w dalszym ciągu jest konieczne niemalże w każdej publikacji o Romach.
>
Książka jest gęsto przetykana wypowiedziami Romów
pamiętających jeszcze dawne czasy, a dodatkową jej wartością są bardzo liczne
(kilkadziesiąt) zdjęcia (pochodzące przede wszystkim ze zbiorów prywatnych) dokumentujące
życie Romów w Nowej Hucie na przestrzeni lat. Autorka w swojej opowieści
dociera do początku XXI wieku, ukazując w całej publikacji losy i dzieje
konkretnych rodzin, a także całej nowohuckiej społeczności romskiej. Pomimo koncentracji
na jednej miejscowości i losach jednej z grup romskich, to jednak książka ta
pokazuje przemiany dotyczące wszystkich polskich Romów. Jest to historia
zaczynająca się od socjalistycznej produktywizacji, a kończąca się (choć
otwarta) na własnych pozarządowych inicjatywach romskich, w sumie też będących
produktywizacją, ale na innych warunkach i dla siebie.
Omawiana książka wpisuje się w nurt polskich publikacji opisujących
życie Romów od końca II wojny światowej do końca polskiego socjalizmu i
gigantyczne przemiany jakie dotknęły tę mniejszość na przestrzeni
kilkudziesięciu lat. Dla każdej z romskich grup były one inne, jednak to one
ukształtowały w znacznym stopniu – na podstawie romskiej tradycji, kultury i
zachowań – obecny kształt środowiska polskich Romów. Mocnym merytorycznie i
wyczerpującym w ograniczonym zakresie czasowym przykładem takich publikacji
jest książka dra Piotra J. Krzyżanowskiego
„Między wędrówką a osiedleniem. Cyganie w Polsce w latach 1946-1964”
wydana w 2017 roku przez Wydawnictwo Naukowe Akademii im. Jakuba z Paradyża.
Jednak takie publikacje jak książka Moniki Szewczyk sięgają do zagadnień, które
nie mają szansy być tak dobrze opracowane pisząc o ogólnej sytuacji Romów. Koncentracja
na społeczności, historii i wydarzeniach lokalnych koniczna jest z właśnie z
lokalnego poziomu.