Przemilczana(?) mobilność
To, że Romowie wędrują, migrują, koczują, są mobilni i część
z nich prowadziła i prowadzi nomadyczny tryb życia, jest czymś oczywistym.
Obecnie nie ma także raczej wątpliwości (choć bywa to w różny sposób literalnie
formułowane), że taki tryb życia był jedną ze strategii przetrwania, pozwalając
im zachować grupową odrębność po blisko 1,5 tysiąca lat od rozpoczęcia wędrówki.
Świetnym źródłem informacji (dość podstawowych)
na temat etapów migracji Romów, jest często przywoływana strona Uniwersytetu w Graz.
Odpowiednie wizualizacje i periodyzacja romskich wędrówek, lepiej pozwalają
uświadomić sobie, jak to z tymi wiecznie
będącymi kiedyś w drodze Cyganami było. Zresztą to bycie w drodze wypełnia większość opisanej historii Romów.
Prawie wszystkie fale i ruchy migracyjne Romów były
wymuszone. Ich okoliczności bywały różne, a na przykład masowe wędrówki Kalderaszy
po zniesieniu cygańskiego niewolnictwa w Rumunii i Mołdawii były dobrowolne i
stanowiły wyraz radości z odzyskanej wolności i ucieczkę z miejsc ucisku. Jednak
wszystkie pierwsze romskie podróże poza Europę (Romowie są na całym świecie,
choć nie w każdym państwie), były przede wszystkim formą kary (np. do Brazylii)
. Nie przeszkodziło to jednak licznym Romom zamieszkać w wielu pozaeuropejskich państwach.
Pomimo utrwalonego w naszej – nieromskiej – świadomości obrazu
wozów taborowych i wędrujących Cyganów, to obecnie jedynie 5% ich populacji
prowadzi tryb życia, który można opisać jako wędrowny. W państwach
pozostających po II wojnie światowej w bloku wschodnim zostali oni siłą wyrwani z wędrowania,
co znacząco zmieniło (przynajmniej w Polsce) ich życie. Obecnie jednak najczęściej
– w pewnym stopniu podobnie jak dla nie-Romów – wędrowanie pozostaje dla nich
wyłącznie elementem historii, zasłyszanej w opowieściach poprzednich pokoleń. Czeski
film „Roming” z 2007 roku świetnie pokazuje różnicę pomiędzy romskim sentymentem i
wyobrażeniami, a trudną rzeczywistością wędrowania. Nie zmienia to jednak tego,
że dla wielu (nie wszystkich) Romów do dziś podjęcie decyzji o wyjeździe (nawet
dalekim), jest o wiele łatwiejsze niż dla nieromskiej większości (także nie
całej). Nie należy jednak wiązać tego z brakiem utożsamiania się Romów z
państwem, w którym od wieków żyją. Polscy Romowie mają pełną zakorzenioną świadomość
tego, że są Polakami i najbardziej rażącym (a przy tym częstym) błędem, jaki
można popełnić w tym zakresie to wprowadzanie rozróżnienia pomiędzy Polakami i
Romami (polskimi), odrywając tych drugich, od ich obywatelstwa.
To wszystko to jedynie skrótowe przypomnienie, a jego celem
jest wprowadzenie do pewnej naukowej prowokacji, która w zamiarze (jak to
naukowa prowokacja) miała zapewne wywołać naukowe oburzenie, naukową dyskusję i
naukowy ruch umysłowy. Szerzej tego raczej nie zrobiła, choć być może w
kuluarach i zakamarkach uczelni rozgorzały na ten temat spory i pojawiły się oburzone
pytania typu Jak to my milczymy? albo
zagrzewające do działania hasła No to
trzeba to badać i opisywać!
www.migracje.uw.edu.pl/wp-content/uploads/2018/06/WP108166-2.pdf
Tekst trojga autorów (Kamila Fiałkowska, Michał P. Garapich,
Elżbieta Mirga-Wójtowicz) „Krytyczna analiza naukowej ciszy, czyli dlaczego Romowie
migrują (z naszego pola widzenia)” z połowy 2018 roku został opublikowany w
serii Working Papers warszawskiego
Ośrodka Badań nad Migracjami na podstawie badań realizowanych w ramach projektu „Między tradycją a zmianą – ścieżki migracyjne Polskich Romów”.
Autorzy, wskazując na ciszę naukową, włączają swoje badania
w dwa nurty badawcze – romologię oraz migrantologię. W efekcie swoich badań,
jako element artykułu przygotowali nawet diagnozę istniejącego stanu rzeczy właśnie
w kontekście tych dwóch obszarów, z zastrzeżeniem o ogólnym podejściu
antropologicznym.
Nawet nie w pełni zgadzając się z optyką przyjętą przez
autorów, nie sposób nie przyznać, że tekst artykułu jest interesujący, dobrze
porządkuje wiele informacji, identyfikuje obszary niezbadane. Autorzy koncentrując
się na problematyce migracji wskazują na brak opracowań dotyczących migracji
romskich, przede wszystkim ze względu na wypadanie Romów z szerokiej optyki
identyfikacji populacji (Polaków), przyjmowanej przez badaczy i to w szerokim
zakresie badania wielu jednostkowych obszarów: historii emigracji z Polski, badań nad polską diasporą,
demografii, badań społeczności lokalnych, badań nad migracją poakcesyjną. Natomiast w przypadku badań cyganologicznych
(wykraczających poza badania antropologiczne), mogą (i powinny) objąć one każdy
aspekt życia Romów. Nie czynią tego dlatego, że polska romologia przyjmuje
migracje Romów jako tak oczywisty przejaw ich zakorzenionej mobilności, że nie
pojawiła się potrzeba wyjaśniania, tłumaczenia, badania tego zjawiska. Obydwie te
tezy stanowią w artykule punkt wyjścia do głębszych rozważań, jednak nawet w
takiej – nieopisanej i oszczędnej formie, są bardzo interesujące.
Znaczna część
opracowania poświęcona jest zagadnieniu ciszy i ciszy w badaniach,
przemilczaniu tematyki romskiej. Kontynuacją tej myśli i takiego podejścia jest
rozwinięcie naukowego traktowania Romów, jako ludzi bez historii. Te części
tego tekstu są bardzo dobrze udokumentowane licznymi odniesieniami do różnorodnych
źródeł naukowych. Nie zawsze jednak można zgodzić się z niektórymi
stwierdzeniami lub interpretacjami. Jak choćby kwesta nieuczestnictwa Romów w polskim
romologicznym dyskursie naukowym, traktowanego jako swoista cisza. W
rzeczywistości podążanie za hasłem „nic o nas bez nas” prowadziło wielokrotnie
do sytuacji, kiedy specyficzny dyskurs naukowy był wymieszany ze społecznym
dyskursem romskich aktywistów, tworząc ostatecznie niezbyt jasny i najczęściej nieefektywny
naukowo konglomerat. Zresztą sytuacja w tym zakresie nie uległa jakiejś znaczącej
zmianie. Romskich naukowców (i to romologów) jest mało (albo nawet bardzo
bardzo mało) i winą za to nie należy obarczać żadnej ze stron – po prostu w
Polsce Romów jest niewielu. Można odnieść wrażanie, że interpretacja (dobrze choć
nie zawsze przekonująco uzasadniona) napiętnowania naukowym milczeniem romskich
migracji, jest przyjęta nieco na wyrost. Oczywiście jest możliwa, w
szczególności jeśli skorzysta się z pogranicza koncepcji krytycznej analizy
dyskursu w ujęciu rozwijanym przez Teuna A. van Dijka.
Kolejna część tekstu jest bardzo skrupulatnym i analitycznym
opracowaniem przeglądu publikacji na temat migracji Romów z Polski. Jednocześnie, autorzy wskazują w
niej to co zostało zaniechane (pomimo możliwości badawczych), a także obszary i
zagadnienia, które zostały pominięte. Część Czemu
nie ma Polonii cygańskiej? (swoją drogą – świetny tytuł) dalej i głębiej wyjaśnia
paradygmat niebadania romskich migracji, odwołując się do podkreślonego w
końcowej diagnozie podejścia (niepowszechnego), że migracje nieetnicznych Polaków z Polski są czymś pozytywnym, bo
stanowią element oczyszczania Polski w dążeniu do jej etnicznej
homogeniczności.
O samych migracjach Romów i Romach w tekście nie zostało napisane
aż tak dużo, ale w końcu tekst jest inicjujący
i jest o ciszy a nie romskich migracjach. Jednak w romologicznym aspekcie należy
docenić kolejną obszerną część artykułu, której tytuł zawiera (znowu) zgrabne
sformułowanie określające Romów – unieruchomieni
nomadzi. Jej wartość leży przede wszystkim w identyfikacji konkretnych wielopłaszczyznowych
problemów współczesnych polskich Romów, związanych z ich migracjami oraz burzy
kilka mitów (także naukowych). Wśród nich także ten, że Romowie nie mają
problemu z ruszeniem w drogą i migracjami (przez brak związku z miejscem),
który wśród wielu naukowców utrwalił się jako coś oczywistego.
Opracowanie to jest bardzo dobrze udokumentowane, wskazuje
na wiele możliwych ścieżek badawczych, a jednocześnie z częścią stwierdzeń trudno się zgodzić. Taka chyba jednak
powinna być charakterystyka zarówno Working
Papers, jak i naukowej prowokacji, czym niewątpliwie jest wytknięcie
pominiętego obszaru badawczego romologom i migrantologom.
Nie można się zgodzić z twierdzeniem, że próżnia ta nie może
wynikać jedynie z metodologicznych trudności. W tym przypadku chodzi o dostęp
do informacji. Nie chodzi tu nawet o to, że brakuje źródeł mówiących ilu Romów,
z której grupy i kiedy oraz dokąd z Polski wyemigrowało (te badania dopiero trzeba
przeprowadzić), ale choćby o powołanie się na znaczenie mediów
społecznościowych w komunikacji i podtrzymaniu więzi rodzinnych przy okazji
współczesnych (często młodzieżowych i czasowych) migracji Romów. To można
dostrzec wyłącznie przez praktykę i najlepiej liczne romskie kontakty w mediach
społecznościowych. Znajomość języka Rromani także bywa w takiej sytuacji
przydatna. A z jakimi problemami można się zetknąć w przypadku realizacji badań
(przykładowo w Londynie w środowisku Romów, którzy wyemigrowali z Polski)
terenowych, które będą badały czas, skalę, przyczyny migracji, sytuację migrantów
na miejscu i inne czynniki interesujące i przydatne z punktu widzenia romologicznego
i migrantologicznego? A choćby z takimi, że trzeba dotrzeć do Romów, trzeba dotrzeć
do każdej romskiej grupy ich przedstawiciele muszą zechcieć z nami rozmawiać. Jest
to możliwe? Może być. Łatwo to zrobić? Nie. Czy stanowi to problem natury
metodologicznej? Tak. Dlatego też dla niektórych badaczy nawet żywo zainteresowanych
na przykład skalą romskich migracji z Polski po 2004 roku do Wielkiej Brytanii,
zaniechanie takich badań może w pełni wynikać właśnie z metodologicznych
trudności. Jest to oczywiście pewne uproszczenie tego problemu, ale oparte o realną
sytuację i egzemplifikuje sytuację, w której to właśnie metodologiczne
trudności stanowią główną przyczynę przywoływanej pustki (ciszy).
Generalnie należy się cieszyć, że autorzy znaleźli nieeksploatowane
pole badawcze, choć jego dookreślenie i uzasadnienie wymaga obszernego tekstu,
a nie jedynie wskazania i stwierdzenia o
tutaj jest pustka. Jednak tekst ten – zgodnie z intencją autorów – ma jednocześnie
wyznaczać pole teoretyczne i być wstępem
do dalszych badań, zarówno ich, jak i innych badaczy. Czy tworzy taką zamierzoną
podstawę teoretyczną? Nie do końca. Być może dla migrantologów. Dla romologów nieantropologów
– w mniejszym stopniu. Ogólnie w naukach społecznych? Tylko jeśli – ponownie zgodnie z oczekiwaniem autorów –
spojrzy się na samą politykę badań społecznych jako emanację
specyficznej kultury migracji. Jednak podejście to nie jest ani obowiązkowe, ani – z naukowego
punktu widzenia – zadawalające dla wszystkich badaczy.
Na koniec
ważna kwestia językowa. Tym bardziej,
że autorzy piszą o politycznej
sile terminologii i nie sposób nie wierzyć w sprawczą siłę słowa. Autorzy
używają określenia Cygan/cyganologiczny/cygański, podobnie jak używają określenia
Romki (na romskie kobiety). O ile w pierwszym przypadku jest to użycie
uzasadnione, odnosi się do badań historycznych i przy nieskrajnie
rygorystycznym podejściu jest do zaakceptowania, to jednak wyraz Romki w
dyskursie naukowym powinna chyba jednak być zastąpiona przez Romni.
Druga kwestia to używane w artykule gadzie na określenie nie-Romów. Tu jako
wyjaśnienie tylko cytat: dla większości Romów jest to pojęcie negatywne i pogardliwe, w którym zakodowany jest brak szacunku do osoby, którą w ten sposób się określa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz