Antycyganizm dla opornych
Dla opornych dla opornych… To znaczy dla takich, którzy stawiają świadomy opór, czy też konstrukcja ich rozumu jest taka, że trzeba bardzo powoli i dokładnie tłumaczyć aby cokolwiek pojęli? Czy może jednak tak naprawdę nie dla opornych, tylko „for Dummies”?, bo tylko polska specyfika (i względy marketingowe) sprawiła, że tytuły znanej serii poradników kiedyś używały określenia „dla opornych”, a obecnie „dla bystrzaków”. Jakoś w Polsce nie chce działać mechanizm, który wymaga najpierw do przyznania się, że czegoś nie wiemy i dlatego możemy się czegoś nowego nauczyć. Wolimy usłyszeć (przeczytać), że jesteśmy bystrzy i dlatego poszerzymy naszą wiedzę.
W rzeczywistości nie ma takiego poradnika, który uczyłby jak nie być uprzedzonym w stosunku do Romów. Ukształtowanie stosunku do „innych” to wynik splotu wielu okoliczności i doświadczeń, które nie tyle trudno zidentyfikować, ile wyliczyć, bo wpływa na to w praktyce naszego życia „wszystko”. Można zatem powiedzieć, że są to konteksty (historyczne, kulturowe, polityczne, społeczne, sytuacyjne). To, co można zrobić – wymaga to jednak choć niewielkiej otwartości i chęci ze strony „opornego” – to uwrażliwić na niektóre kwestie. W taki sposób opracowane są liczne przewodniki (niestety żaden z nich nie jest wydany po polsku, ani dostosowany do polskiej sytuacji) związane z wrażliwością kulturową (czy też etniczną) opracowywane (główne w państwach anglojęzycznych) na potrzeby służby zdrowia. Jednak nawet jeśli gdziekolwiek istnieją, dotyczą one sytuacji zawodowych, a zasięg ich odziaływania i wiedza o nich nie przekracza najczęściej murów placówek medycznych. Uwrażliwienie całego społeczeństwa wydaje się być tak samo nierealne, jak przekonanie że „inny” nie jest (albo przynajmniej nie musi) być tym złym.
W końcu to nasza naszość jest najbardziej nasza, natura ludzka nie toleruje inności, a kultura (i efekty rozwoju cywilizacyjnego) naprawdę jest źródłem cierpień. Tak? Nie.
W rzeczywistości, aby nie było antycyganizmu, aby nie był on ostatnią (oby) najbardziej powszechnie tolerowaną w cywilizowanej Europie formą rasizmu nie potrzeba żadnych szczegółowych poradników. Wystarczy sięgnąć do dominującego w Europie paradygmatu religijnego i przeczytać jedno z najważniejszych zdań jakie pojawia się w „Nowym Testamencie” (Mk 12, 29-31). Cała reszta to tylko komentarze. Jednak kreatywność ludzka i umiejętność interpretacyjna nie zna granic. Bezwarunkowe zdanie o miłości bliźniego zderza się ze stwierdzeniami „no ale jednak są jakieś granice” albo „no kto jak kto, ale cyganie nie są moimi bliźnimi”. Generalnie – zgodnie z dominującym podejściem społecznym – na miłość bliźniego trzeba sobie zasłużyć. Odbiega to od podstaw religii chrześcijańskich (i zawężając – religii rzymsko-katolickiej), jednak zgodnie ze społecznym dowodem słuszności – większość nie może się przecież mylić. Tak? Nie.
Odwołując się do przywołanego powyżej nieistniejącego „przewodnika dla opornych” podstawą rzeczą na którą autor zwraca uwagę, jest kwestia nazywania. W rzeczywistości nie chodzi tu o to, aby całkowicie wyprzeć z języka (polskiego) określenie „Cygan”. W opracowaniach naukowych (które powinny być precyzyjne, możliwie obiektywne i odtwarzające jakąkolwiek prawdę historyczną), trudno mówić o różnych grupach „Romów”, którzy wyszli z północnych Indii kilkaset lat temu. Zresztą uwarunkowań i wątpliwości dotyczące nazywania Romów mają o wiele szerszy charakter i nie dotyczą jedynie historii, ani jedynie opracowań naukowych. Oczywiście w ramach odczarowywania złej rzeczywistości społecznej i językowej w żadnej sferze dyskursu publicznego (także i tego, który przejawia się indywidulaną aktywnością w mediach społecznościowych) nie powinna pojawiać się nazwa „Cygan”. Tak naprawdę – jak zawsze kiedy sfera językowa ma wpłynąć na rzeczywistość społeczną i zmianę sposoby myślenia o kimś – chodzi tu jednak o intencję mówiącego. Tak długo jednak, jak w świadomości przynajmniej części społeczeństwa „Cygan” (w odróżnieniu od „Roma”) będzie kojarzył się w jakikolwiek sposób negatywnie – pozostaje upierać się w ramach anty-antycyganizmu – przy określeniu „Romowie”.
Autor owego nieistniejącego przewodnika zwraca uwagę na szczególne formy antycyganizmu, które w najszerszej świadomości społecznej nie są nimi i taka ich identyfikacja może zaskakiwać. Jednak należy przyznać mu tu rację, choćby dlatego, że taka pozornie przesadzona nadwrażliwość i tak w pełni nie zadziała, a na wiele elementów naszej rzeczywistości po prostu nie zwracamy uwagi, choć powinniśmy. Dla przykładu: dawno temu – podczas realizacji jednego z romskich projektów w ramach EQUOL – do biura projektu zadzwoniła nauczycielka chcąca włączyć się do realizowanych działań, chwaląc się przy tym, że proromskim osiągnięciem jej szkoły jest stworzenie klasy wyłącznie dla romskich dzieci (sic!). Z drugiej strony wiarygodność zasad przytaczanych przez autora wiąże się z czerpaniem ze skutecznych wzorów wypracowanych w USA przez ostatni kilkadziesiąt lat. Bez względu na to jak sytuacja Afroamerykanów (i innych czarnych przebywających w USA) może być oceniana obecnie, to zmiana do jakiej doszło w tym państwie na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat jest gigantyczna i pod względem rasizmu – pozytywnie porażająca.
Autor uczula nas zatem na to, aby nie przebierać się za „Cyganów”, aby nie mówić o sobie Cygan, bo dużo podróżuję albo byłem na północy Indii i jestem zafascynowany tamtejszą kulturą. Podążając tym tropem, w Polsce należałoby zrezygnować z cygańskich zespołów pieśni i tańca, sosu cygańskiego, śledzia po cygańsku (to tyko przykłady) i mówić o romskich zespołach, romskim sosie i śledziu po romsku. Szkoda takich nazw? No niby trochę szkoda. Przesadzone? Tak? Nie.
To jednak tylko powierzchniowe (nie powierzchowne) składniki całego kompleksu tego co nazywamy antycyganizmem. Bardzo różni się on od pojawiającego się polskiego rasizmu wobec czarnych lub muzułmanów, natomiast jest w jakimś stopniu podobny do antysemityzmu. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z grupami, które od bardzo dawna żyją w polskim społeczeństwie i które stały się jego częścią. Nie ma zatem Polaków i Romów, ale są Polacy, którzy są Romami, albo Romowie, którzy są Polakami. Obydwie grupy (Romowie i Żydzi) zachowały przez setki lat i pomimo prześladowań własne elementy kultury i tradycję. Przez cały ten czas były one niepojęte dla większości Polaków, którzy nie rozumieli przyczyn takiego a nie innego postępowania i zachowań Romów, odbiegającego od powszechnie przyjętego standardu. Stąd przede wszystkim pochodzi większość stereotypów, czy też miejskich (i wiejskich) legend związanych z tą grupą. Tam gdzie brak wiedzy, rodzą się domysły, teorie spiskowe i ostatecznie oskarżenia. Wiedza na temat czegoś lub kogoś zwiększa akceptację, bo tłumaczy niejasne bez niej mechanizmy postępowania, uzasadnia i wyjaśnia szczególne zwyczaje lub takie a nie inne nawyki kulturowe. Tak jednak jest zazwyczaj i jedynie do pewnego poziomu. Z budowanej setki lat w oparciu o niewiedzę i lęk przed obcym/innym niechęci bardzo trudno jest wyjść.
Problemem podstawowym związanym z Romami jest fundamentalny sposób myślenia o nich, nie jako o nieco innych mieszkańcach Europy, ale o zewnętrznym problemie, który pojawia się tu i teraz. Wiąże się to także ze świadomościowym sposobem traktowania wszystkich Romów (mieszkających w Europie od XIV wieku) jako i jak migrantów, którzy właśnie dopiero co przybyli do Europy i stwarzają problemy. Z tego powstają takie hasła jak „romski problem” czy choćby „kwestia romska” kojarząca się niewątpliwie z niemalże skuteczną próbą rozwiązania przez Niemców podczas II wojny światowej „kwestii żydowskiej”. I choć skutki współczesnej sytuacji i obecnego traktowania Romów nie są takie jak podczas II wojny światowej, to setki lat obecności Romów w Europie, to jednocześnie setki lat jednostkowych prześladowań, jednostkowych oskarżeń, ciągłej dyskryminacji i spychania na margines życia i społeczeńtwa. A obecnie? Nie jest to rzeczywistość wszystkich Romów, ale jest to rzeczywistość, w której Romowie są akceptowani podczas kolorowych festiwali i w wyobrażonym świecie romantycznego i swobodnego wędrowania, jednak w codzienności XXI wieku, w pracy, szkole, na ulicy, w warunkach mieszkaniowych, w naszym codziennym stosunku do nich, w fizycznych murach budowanych nawet w Polsce aby się od nich odgrodzić – już jednak nie. Gdzie wśród nas – prawdziwych demokratycznych, chrześcijańskich Europejczyków – zrozumienie dla drugiego człowieka, dla skutków tego co nasi przodkowie (nie wszyscy i nie każdy) robili tym „innym”, gdzie zrozumienie, że są oni w znacznym stopniu ukształtowani przez pozostawanie na marginesie naszego nurtu społecznego, gospodarczego i kulturowego przez kilkaset lat?
Istniejący antycyganizam potwierdza się w codzienności, w drobiazgach, w całym systemie funkcjonowania państwa i społeczeństw Europy, niemalże bez udziału jednostek. Oczywiście najbardziej intensywny jest tam, gdzie żyje jakaś grupa Romów, która pozostaje w jakiejś postaci konfliktu z sąsiadami. Często konfliktu wynikającego z tego, że są inni, że różniąc się od średniej dostają pieniądze z pomocy społecznej, że nie są prawdziwymi Polakami i jako tacy nie zasługują na… na nic. Wystarczy pomyśleć o nie bardzo drastycznej, ale podsycanej nieustannie sytuacji w Puławach.
Czy pozostawanie Romów na marginesie życia społeczeństw Europy jest ich wyborem? Czy z własnego wyboru nie chcą mieć pracy? To najczęstsza retoryka – bo oni nie chcą pracować. A kto przełamie kilkusetletnie stereotypy i zatrudni Roma? Kto zmieni to, co jest utrwalone w naszych głównonurtowych głowach? Czy jednostkowe przypadki źle pracujących Polaków (albo mężczyzn, albo kobiet, albo 28-latków, albo 35-latków, albo…) będą przytaczane i powtarzane w internecie jako przykłady tego, że nie ma sensu zatrudniać Polaka (albo mężczyzny, albo kobiety, albo 28-latka, albo 35-latka, albo…)? Nie. A jeśli do takiej sytuacji dojdzie w przypadku Roma? Antyreklama (powtarzana i upowszechniana) zapewniona. Bo my wierzymy, że jakakolwiek zła, niekomfortowa, sprzeczna z prawem sytuacja, której sprawca będzie Rom, nie wynika z osoby lub sytuacji, ale konkretnie, centralnie i ze stuprocentową pewnością z tego że właśnie jest Romem. „Bo przecież babcia mi mówiła że z nimi tak jest, a jej mówiła jej babcia, a jej…”.
Jakoś tak w naszej rzeczywistości antycyganizm ma się dobrze. No niby jest piętnowany, ale i gładko akceptowany. „Bo to przecież Cyganie, a wiadomo jacy oni są”. Tak. Wiadomo. To tacy samy ludzie jak inni mieszkańcy Polski. Robią to co potrafią. Chcą żyć i dobrze przeżyć swoje życie. Mają rodziny, pracę, ambicje i możliwości społeczne na miarę tego jak traktuje ich reszta społeczeństwa.
Nie sposób nie zacytować tego, co już na tym blogu zostało przywołane. Bardzo mądre i prawdziwe słowa polskiej Romni z Puław:
Ludzie, opamiętajcie się. Jesteśmy takimi samymi obywatelami tego świata i mamy prawo być szanowani przez was. Nie jesteśmy gorsi, nie jesteśmy lepsi. Jesteśmy ludźmi takimi ja wy, ale jeżeli chcecie od nas akceptacji, chcecie, żebyśmy żyli i funkcjonowali tak jak wy, dajcie nam na to szansę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz