Baśnie, których nie ma
Baśnie to po romsku paramisie.
Motywy baśniowe i te, które wiążą się z wszelkiego rodzaju symbolicznymi
opowieściami zawsze były stałym elementem oralnej kultury romskiej. Przede
wszystkim dlatego, że były głównym – jeśli nawet nie jedynym – nośnikiem historii,
przekazywania doświadczeń i wyjaśniania świata.
Współcześnie przyjmują one o wiele bardziej różnorodne formy
niż kiedyś. Mogą na przykłąd znajdywać swój wyraz w animacjach lub komiksach.
Często są składnikiem programów i
działań edukacyjnych skierowanych (przede wszystkim) do dzieci – zarówno w
ramach poznawania własnej kultury, jak i w realizacji programów międzykulturowych.
Ich elementy, a przynajmniej charakterystyczna
dla nich (o ile charakterystyka będzie opierała się na powszechnie panującym
stereotypie) stylistyka lub tematyka, są wykorzystywane także w aktywności
kierowanej do dorosłych – na przykład związanej z walką z dyskryminacją.
Powstały także stylistycznie romsko-baśniowo sformułowane opowieści, które komentują – podobnie jak ich cygańskie pierwowzory gatunkowe
– ważne i jednocześnie niejednokrotnie bolesne dla Romów elementy ich historii.
Tak jest w przypadku opowieści „Mietek na wojnie” Natalii Gancarz z
ilustracjami Diany Karpowicz.
Baśnie opowiadają o ważnych elementach życia każdej społeczności,
tłumaczą związane z jej życiem i tradycją zjawiska, przypominają wydarzenia z
przeszłości. Większość romskich wspólnot z różnych części Europy ma różne
opowieści. Jednak legenda o praprzyczynie tułaczki wszystkich Romów związana z Ukrzyżowaniem,
cygańskim stolarzem i gwoździach – różniąca się w szczegółach - wydaje się być najbardziej
upowszechniona wśród większości romskich grup. Podobnie jest z opowieścią o kiedyś
upowszechnionym micie egipskiego pochodzenia Romów. Część baśni romskich stanowi
swoisty kanon, stały zbiór historii, które wyjaśniają złożoność świata i
nawiązują do romskiej historii. Pozostałe mają swoich bohaterów, którzy przebrnąwszy
przez przeciwności świata i losu – oczywiście zawsze zwyciężają.
Ficowski mówił, że w błyskotliwie sformułowanych legendach
(baśniach), zagadkach i przysłowiach cygańskich najlepiej odzwierciedla się
romska wyobraźnia i zdolność twórcza.
To jego zbiór – „Gałązka z drzewa słońca” – jest najważniejszym
opracowaniem cygańskich baśni w języku polskim. I jest tak, choć zostały wydane
i „Cygańskie srebro” Zenona Gierały i „Zagubiona droga” Edwarda Dębickiego i „Baśnie
cygańskie. Romane paramisia” Jana Mirgi
Pierwsze wydanie „Gałązki z drzewa słońca” ukazało się na początku
lat 60. W późniejszym czasie książka doczekała się licznych wznowień (najnowsze
z 2013 roku), a ponadto została przetłumaczona na kilka języków, w tym japoński,
angielski, niemiecki, włoski, estoński i francuski. Różni też byli ilustratorzy
tego zbioru jednak zawsze obraz trafiał do czytelników i dobrze uzupełniał
przekaz słowny.
Baśnie zawarte w „Gałązce…” są takie jak powinny baśnie być:
objaśniają świat, tłumaczą jego zawiłości, uzasadniają, tłumaczą, sięgają do podstaw,
uczą, cieszą, smucą, opowiadają o uczuciach zwykłych ludzi, nagradzaniu tego co
słuszne i karaniu za to co jest sprzeczne z zasadami i wspólnym dobrem.
Zręczny i przyjazny czytelnikowi opis tego, na co można się
w baśniach opracowanych przez Ficowskiego natknąć, wykonała Alicja Szyguła.
To, co z pewnością mocno wybija się we wszystkich
opowieściach, to styl romskiego życia. Jest on taki jaki jest (zgodnie z
folklorystyczno-mitycznym widzeniem Romów)– głównie wędrowny, wolny, zasłuchany
w przyrodę, związany z naturą. Tak może i ma być w baśniach i legendach, nawet
na festiwalu w Cichocinku i także w Gorzowie Wielkopolskim – dodając roztańczenia,
śpiew i kolor. To jednak nie życie, nie codzienność prawdziwa.
I w tym kontekście warto przywołać fragment opisu, jak
znalazł się na jednym z portali czytelniczych jako podsumowanie opisu zbioru baśni cygańskich w wykonaniu Ficowskiego:
Kto dzisiaj, widząc
Cygana, dostrzega w nim spadkobiercę tej pięknej kultury?
Albo jest to pytanie retoryczne, albo prowokacyjne. A może po
prostu miało być „fajnie”. Jednak nie jest.
Odpowiadając na nie - zapewne dostrzega większość widzów/słuchaczy
wspomnianych powyżej dwóch największych polskich festiwali muzyki
romskiej/cygańskiej. Widzą także ci, którzy inaczej niż widownia festiwali – zauważają
w Romach przede wszystkim kogoś więcej niż kolorowe rozśpiewane korowody w barwnych
strojach z cekinami w operetkowym stylu. Nie o to jednak zapewne chodzi w tym
pytaniu.
Pojawia się tu bowiem kategoria jednego „Cygana” symbolizującego
zapewne to jak Romowie mogą i są postrzegani w codzienności. Ten „Cygan” jest
zapewne bezrobotny, nic nie robi, jeździ Mercedesem i wysyła dzieci żonę „do
pracy” „na miasto”. Taki tam stereotypowy wizerunek niewdzięcznego Cygana,
który w rzeczywistości z interpretacyjnym wysiłkiem być może odpowiada kilku procentom przedstawicieli tej grupy. I to
raczej przyjezdnym (świeżo przyjezdnym), a właściwie przejezdnym, a nie polskim
Romom (z Polskiej Romy), o których baśniach jest tu mowa. Współcześni Romowie (w
rzeczywistości nie tylko z Polskiej Romy) nie tyle są „spadkobiercami” tej „pięknej
kultury”, ile w dalszym ciągu ją tworzą. Nie doszło do jakiegoś gigantycznego
pęknięcia romskiej rzeczywistości (poza Samudaripen, które jednak w omawianym
zakresie nic nie zmieniło), które z wspaniałego mistycznego ludu o pięknej
kulturze uczyniło upadłych złych Cyganów, którzy koczują i dokuczają swoją obecnością
„nam”. Nie zmieniła się ich bolesna rzeczywistość, która ukształtowała takie a
nie inne baśnie. Nawet nigdy nie wędrujący Romowie żyjący wśród nas, mają wciąż
w swojej świadomości i szum wiatru i szmer strumienia i tajemniczość
pochodzenia i mentalną oraz fizyczną spóściznę wędrówki i dalej są tymi, którzy
swoją piękną kulturę tworzą.
Z romskimi baśniami jest trochę tak jak z ich kuchnią (i
także religią). Nie ma czegoś takiego. Przynajmniej nie w czystej postaci. Romowie
są otwarci. Przyjmują, adaptują, uznają wszystko to, co dobre, co sprzyja ich
wspólnocie, ich własnemu i po swojemu rozumianemu rozwojowi, co bogaci ich jako
grupę. Tak zaakceptowali na jakiś czas legendę o egipskim pochodzeniu i tak
zapewne powstały – w oparciu o wzory i sposób myślenia wyniesione z północnych
Indii – inne romskie baśnie. Z fragmentów, ze zlepków, z wizerunku własnego i
tego, który jakoś po części został im narzucony, z własnych doświadczeń, z
tłumaczenia siebie (przed samymi sobą) i świata.
Zatem romskie paramisi
nie istnieją. Jednak dobrze, że można je poczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz