niedziela, 28 stycznia 2018

Baśnie, których nie ma

Baśnie to po romsku paramisie.
Motywy baśniowe i te, które wiążą się z wszelkiego rodzaju symbolicznymi opowieściami zawsze były stałym elementem oralnej kultury romskiej. Przede wszystkim dlatego, że były głównym – jeśli nawet nie jedynym – nośnikiem historii, przekazywania doświadczeń i wyjaśniania świata.
Współcześnie przyjmują one o wiele bardziej różnorodne formy niż kiedyś. Mogą na przykłąd znajdywać swój wyraz w animacjach lub komiksach.  Często są składnikiem programów i działań edukacyjnych skierowanych (przede wszystkim) do dzieci – zarówno w ramach poznawania własnej kultury, jak i w realizacji programów międzykulturowych.  Ich elementy, a przynajmniej charakterystyczna dla nich (o ile charakterystyka będzie opierała się na powszechnie panującym stereotypie) stylistyka lub tematyka, są wykorzystywane także w aktywności kierowanej do dorosłych – na przykład związanej z walką z dyskryminacją.

https://www.partirdecero.org

Powstały także stylistycznie romsko-baśniowo sformułowane opowieści, które komentują  – podobnie jak ich cygańskie pierwowzory gatunkowe – ważne i jednocześnie niejednokrotnie bolesne dla Romów elementy ich historii. Tak jest w przypadku opowieści „Mietek na wojnie” Natalii Gancarz z ilustracjami Diany Karpowicz.

http://romowie.blogspot.com/2014/11/historia-maego-roma-w-auschwitz.html

Baśnie opowiadają o ważnych elementach życia każdej społeczności, tłumaczą związane z jej życiem i tradycją zjawiska, przypominają wydarzenia z przeszłości. Większość romskich wspólnot z różnych części Europy ma różne opowieści. Jednak legenda o praprzyczynie tułaczki wszystkich Romów związana z Ukrzyżowaniem, cygańskim stolarzem i gwoździach – różniąca się w szczegółach - wydaje się być najbardziej upowszechniona wśród większości romskich grup. Podobnie jest z opowieścią o kiedyś upowszechnionym micie egipskiego pochodzenia Romów. Część baśni romskich stanowi swoisty kanon, stały zbiór historii, które wyjaśniają złożoność świata i nawiązują do romskiej historii. Pozostałe mają swoich bohaterów, którzy przebrnąwszy przez przeciwności świata i losu – oczywiście zawsze zwyciężają.
Ficowski mówił, że w błyskotliwie sformułowanych legendach (baśniach), zagadkach i przysłowiach cygańskich najlepiej odzwierciedla się romska wyobraźnia i zdolność twórcza.


 To jego zbiór – „Gałązka z drzewa słońca” – jest najważniejszym opracowaniem cygańskich baśni w języku polskim. I jest tak, choć zostały wydane i „Cygańskie srebro” Zenona Gierały i „Zagubiona droga” Edwarda Dębickiego i „Baśnie cygańskie. Romane paramisia” Jana Mirgi

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/223616/cyganskie-srebro       http://www.gorzow.pl/PL/3134/3325/Basnie_wedlug_Edwarda_Debickiego/k/

Pierwsze wydanie „Gałązki z drzewa słońca” ukazało się na początku lat 60. W późniejszym czasie książka doczekała się licznych wznowień (najnowsze z 2013 roku), a ponadto została przetłumaczona na kilka języków, w tym japoński, angielski, niemiecki, włoski, estoński i francuski. Różni też byli ilustratorzy tego zbioru jednak zawsze obraz trafiał do czytelników i dobrze uzupełniał przekaz słowny.

http://garazilustracji.blogspot.com/2012/07/gaazka-z-drzewa-sonca.html

https://jarmila09.wordpress.com/2011/03/05/galazka-z-drzewa-slonca/


Baśnie zawarte w „Gałązce…” są takie jak powinny baśnie być: objaśniają świat, tłumaczą jego zawiłości, uzasadniają, tłumaczą, sięgają do podstaw, uczą, cieszą, smucą, opowiadają o uczuciach zwykłych ludzi, nagradzaniu tego co słuszne i karaniu za to co jest sprzeczne z zasadami i wspólnym dobrem.
Zręczny i przyjazny czytelnikowi opis tego, na co można się w baśniach opracowanych przez Ficowskiego natknąć, wykonała Alicja Szyguła.

http://ryms.pl/ksiazka_szczegoly/1780/basnie-cyganskie-galazka-z-drzewa-slonca.html

To, co z pewnością mocno wybija się we wszystkich opowieściach, to styl romskiego życia. Jest on taki jaki jest (zgodnie z folklorystyczno-mitycznym widzeniem Romów)– głównie wędrowny, wolny, zasłuchany w przyrodę, związany z naturą. Tak może i ma być w baśniach i legendach, nawet na festiwalu w Cichocinku i także w Gorzowie Wielkopolskim – dodając roztańczenia, śpiew i kolor. To jednak nie życie, nie codzienność prawdziwa.

I w tym kontekście warto przywołać fragment opisu, jak znalazł się na jednym z portali czytelniczych jako podsumowanie opisu zbioru baśni cygańskich w wykonaniu Ficowskiego:
Kto dzisiaj, widząc Cygana, dostrzega w nim spadkobiercę tej pięknej kultury?
Albo jest to pytanie retoryczne, albo prowokacyjne. A może po prostu miało być „fajnie”. Jednak nie jest.
Odpowiadając na nie - zapewne dostrzega większość widzów/słuchaczy wspomnianych powyżej dwóch największych polskich festiwali muzyki romskiej/cygańskiej. Widzą także ci, którzy inaczej niż widownia festiwali – zauważają w Romach przede wszystkim kogoś więcej niż kolorowe rozśpiewane korowody w barwnych strojach z cekinami w operetkowym stylu. Nie o to jednak zapewne chodzi w tym pytaniu.
Pojawia się tu bowiem kategoria jednego „Cygana” symbolizującego zapewne to jak Romowie mogą i są postrzegani w codzienności. Ten „Cygan” jest zapewne bezrobotny, nic nie robi, jeździ Mercedesem i wysyła dzieci żonę „do pracy” „na miasto”. Taki tam stereotypowy wizerunek niewdzięcznego Cygana, który w rzeczywistości z interpretacyjnym wysiłkiem być może odpowiada kilku procentom przedstawicieli tej grupy. I to raczej przyjezdnym (świeżo przyjezdnym), a właściwie przejezdnym, a nie polskim Romom (z Polskiej Romy), o których baśniach jest tu mowa. Współcześni Romowie (w rzeczywistości nie tylko z Polskiej Romy) nie tyle są „spadkobiercami” tej „pięknej kultury”, ile w dalszym ciągu ją tworzą. Nie doszło do jakiegoś gigantycznego pęknięcia romskiej rzeczywistości (poza Samudaripen, które jednak w omawianym zakresie nic nie zmieniło), które z wspaniałego mistycznego ludu o pięknej kulturze uczyniło upadłych złych Cyganów, którzy koczują i dokuczają swoją obecnością „nam”. Nie zmieniła się ich bolesna rzeczywistość, która ukształtowała takie a nie inne baśnie. Nawet nigdy nie wędrujący Romowie żyjący wśród nas, mają wciąż w swojej świadomości i szum wiatru i szmer strumienia i tajemniczość pochodzenia i mentalną oraz fizyczną spóściznę wędrówki i dalej są tymi, którzy swoją piękną kulturę tworzą.

Z romskimi baśniami jest trochę tak jak z ich kuchnią (i także religią). Nie ma czegoś takiego. Przynajmniej nie w czystej postaci. Romowie są otwarci. Przyjmują, adaptują, uznają wszystko to, co dobre, co sprzyja ich wspólnocie, ich własnemu i po swojemu rozumianemu rozwojowi, co bogaci ich jako grupę. Tak zaakceptowali na jakiś czas legendę o egipskim pochodzeniu i tak zapewne powstały – w oparciu o wzory i sposób myślenia wyniesione z północnych Indii – inne romskie baśnie. Z fragmentów, ze zlepków, z wizerunku własnego i tego, który jakoś po części został im narzucony, z własnych doświadczeń, z tłumaczenia siebie (przed samymi sobą) i świata.
Zatem romskie paramisi nie istnieją. Jednak dobrze, że można je poczytać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz