Ja ci zapłacę a ty…
W 2009 roku Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny w
opinii dotyczącej integracji Romów stwierdził, że wyedukowaniu Romowie będą mogli wnieść aktywny wkład,
jakiego się od nich słusznie oczekuje.
Kluczowe w
tym przypadku jest stwierdzenie o słuszności oczekiwań wkładu.
Poszukując
źródła tego sfomułowania można by się odwołać do teorii umowy społecznej, stojącej
u podstaw racjonalizującego traktowania demokracji i istniejącego w jej ramach
porządku społecznego. W opozycji do umowy społecznej porządkującej
demokratyczną rzeczywistość i wprowadzającą kategorie wypełniania wzajemnych
zobowiązań przez obywatela i państwo, stoją najczęściej: suwerenność jednostki,
własne sumienie (traktowane jako jedyny miernik słuszności poczynań) a także stan
naturalny. W demokracji zakłada się, że w ramach umowy społecznej obywatel
dopełnia określonych powinności wobec państwa nie w ramach strachu przed
aparatem represji, ale jego poświęcenie części jednostkowych uprawnień suwerennych
wynika zarówno ze świadomości przedstawicielstwa władzy (poprzez demokratyczne
wybory i możliwość jej kontrolowania – choćby poprzez trójpodział władzy), jak
i sprawiedliwej (a przynajmniej uznanej za taką) wymiany, w ramach której
otrzymuje on np. oczekiwany porządek publiczny.
W
przypadku Romów umowa ta jednak nie w pełni działa. To do czego odwołują się
oni jako większej wartości niż to co mogą (a co pozostaje w ich odbiorze wątpliwe)
uzyskać od państwa, to nie sumienie, czy nawet nie suwerenność jednostki, ale
spajająca ich tradycja, znajdująca wyraźne odzwierciedlenie w całym ich
systemie kulturowym, ściśle związana z kategorią romskości i zarazem stanowiąca
podstawę ich – różnorodnej wewnętrznie – jedności. Ponadto społeczeństwo
głównonurtowe postrzega ich sytuację i sposób funkcjonowania w rzeczywistości z
punktu widzenia aktualnej sytuacji społecznej i politycznej, doświadczenia
historyczne traktuje wyłącznie jako przeszłość, która wbrew powszechnym opiniom
niewiele uczy, a istniejący stan uznaje za punkt wyjścia do dalszego rozwoju.
Romowie
jako cała społeczność traktują jednak rzeczywistość w innych sposób. Aktualna
sytuacja jest jedynie momentem w ich społecznym trwaniu, demokracja jest jednym
z kolejnych systemów, w którym przyszło im funkcjonować, historia nauczyła ich,
że zawsze znajdzie się powód aby uznać ich za winnych czegokolwiek, a spełnianie
oczekiwań kolejnych władców mogą prowadzić jedynie do zubożenia tego co
stanowi rdzeń ich kultury, zmniejszyć poczucie jedności i roztopić w
społeczeństwie dominującym. Przez 700 lat europejskiej historii Romów, nigdy
nie zaoferowano im nic, co wspomogłoby wartości pozostające dla nich
najważniejsze. Ne powinno zatem dziwić, że kilkadziesiąt lat demokracji i o
wiele mniej lat wspólnotowych struktur europejskich nie przekonują ich do radosnego
włączenia się w umowę społeczną i realizacji słusznych oczekiwań.
To na co należy
zwrócić uwagę, to fakt, że Romowie jako naród aliteracki nie posiadają pamięci
historycznej pamięci historycznej w przyjętym w kręgu kultury okcydentalnej rozumieniu.
Nawet o skali ich zagłady podczas II wojny światowej dowiedzieli się od
historyków społeczeństwa większościowego i to wiele lat po jej zakończeniu. Jednak
jako wspólnota budująca i kształtująca zasady swojego życia i przetrwania na
podstawie własnych doświadczeń przekazywanych z pokolenia na pokolenie, ich
własne doświadczenia historyczne znajdują odzwierciedlenie w sposobach
zachowania, stosunku do społeczeństwa dominującego, sposobie organizacji
wspólnoty, tradycji i codziennych przejawach kultury.
Myśl wyrażona
przez Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny, znajduje jednak
odzwierciedlenie w rzeczywistości społecznej w nieco innych sposób i przyjmując
nieco inny punkt wyjścia. W jakimś stopniu jej inne podstawy stanowiły i
stanowią oś rozumowania Komisji Europejskiej w związku z realizacją
ogólnounijnej strategii Unijne ramy
dotyczące krajowych strategii integracji Romów do 2020 roku. Także w
wypowiedziach zwykłych Polaków (głownie
komentarzach pojawiających się w internecie) dominuje odmienne rozumienie
podstawy spełniania głównonurtowych oczekiwań.
Jeśli bowiem my (naród tytularny i szerzej – większościowe społeczeństwo
Europy) oferujemy Romom aż tyle (w wymiarze finansowym, materialnym i
strategicznym) aż tyle, to niewątpliwie powinni nam odpłacić. Po pierwsze
poprzez chętne angażowanie się we wszystko co im oferujemy, a po drugie poprzez
porzucenie tego, co sprawia problemy społeczeństwu europejskiemu i rządom. Problem
jednak wiąże się z tym, że Romowie nie potrzebują znacznej części tego co im
oferujemy. Nie tyle, że tego nie chcą. Jest to – powiązany ściśle z systemem
wartości – brak potrzeby. A to, czego oczekujemy w zamian, sprowadza się do
porzucania składników ich kultury, które uznają w wielu przypadkach za
podstawowe, niezbywalne, stanowiące podstawę ich jedności i romskości. A te
wartości mają dla nich o wiele większe znaczenie niż to co może im zaoferować
europejskie społeczeństwo.
Przyjmując skrajny sposób myślenia można by porównać tę
sytuację do propozycji skierowanej do Polaka – Ja ci zapłacę, a ty przestaniesz być Polakiem. Inne porównanie
przywołuje polską sytuację z lat 50. I 60. XX wieku, kiedy bilans płatniczy
(liczony w rublu transferowym) handlu Polski ze Związkiem Radzieckim był
korzystny dla Polski. Polska eksportowała (drogi w tamtych latach) węgiel
kamienny i efekty produkcji przemysłowej, a z ZSRR otrzymywaliśmy w zamian bardzo
potrzebne w takiej ilości podkłady kolejowe i nie mniej potrzebną i cenną ceratę.
Jednak w przypadku Romów jest to o wiele trudniejsze, gdyż
sprowadza się do handlu kulturą i tradycją.
To, czego znaczna część Romów oczekuje, to pozostawienie ich
w spokoju, a w bardziej modernistycznej wersji – traktowanie jak każdego innego
obywatela, co znajduje wyraz miedzy innymi w wypowiedziach Romana Kwiatkowskiego - prezesa Stowarzyszenia Romów w Polsce.
Być może jako zwykli obywatele nie radzą sobie w otaczającej nas rzeczywistości
tak dobrze jak inni, być może wymagają większego wsparcia ze strony pomocy społecznej,
jednak zarówno z prawnego, jak i subiektywnego – tożsamościowego punktu
widzenia (co pokazał ostatni Narodowy Spis Powszechny z 2011 roku)
są przecież Polakami.
Ponieważ są Polakami (poza niewielkimi grupami romskich migrantów z Rumunii),
zamieszkującymi na terenie naszego państwa od około 700 lat, to nie można ich traktować
jak migrantów. Nie można im odebrać obywatelstwa. Nie można ich odesłać „do
domu”, „do swojego kraju”. Bo Polska to ich kraj i ich ojczyzna. Bo pomimo
tego, ze na poziomie wewnętrznej konstrukcji kulturowej mają cechy narodu, w
świetle polskiego prawa pozostają mniejszością etniczną, czyli taką, która nie
posiada własnego państwa w świecie. Jakakolwiek próba odesłania ich po półtora
tysiącu lat na historyczne tereny z których przybyli, byłaby o wiele bardziej absurdalna
i skomplikowana niż miało to miejsce w przypadku Turków meschetyńskich na
początku XXI wieku.
Na co zatem można liczyć ze strony Romów w ramach naszych słusznych
oczekiwań?
Trudno powiedzieć.
Każda z romskich grup jest inna. Nie wszyscy są wykluczeni. Nie wszyscy są
niewyedukowani. Nie wszyscy są bezrobotni. Właściwie to w trudnej sytuacji
jest około zaledwie około 30% polskich Romów.
Dlatego
też możemy oczekiwać różnego stopnia odpowiedzi na to, czego od nich wymagamy.
Na pewno
jednak nie tego, że My im zapłacimy, a oni przestaną być Romami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz