Antropologia i polityka
Czyli to co widzi politolog (tak, mam na to papiery)
czytając książkę antropologa na temat praktyki integrowania Bergitka Roma w
karpackich wioskach w Polsce, tytułującego to opracowanie „Polityka i
antropologia”.
Zatem przede wszystkim, po raz pierwszy (i jednak ostatni)
będę pisał w pierwszej osobie, tak jak napisana jest książka habilitacyjna prof.
nadzw. dr(a) hab. Macieja Witkowskiego. Ten sposób ujęcia tematu naukowego jest
powodem pewnego zdziwienia, jednak – biorąc pod uwagę osobistość doświadczenia
antropologicznego przedstawionego w publikacji - jestem w stanie to zrozumieć.
Teksty naukowe z zasady i zgodnie z ogólnie przyjęta stylistyką języka
polskiego tworzy się w formie bezosobowej. Ma to służyć wskazaniu na dystans i
dążenie do obiektywnego opisu rzeczywistości. Jednak ja pozostaję politologiem
(a także literaturoznawcą, filmoznawcą, europeistą i jednak także romologiem) i
nie roszczę sobie pretensji do tego aby rozumieć zamysł, metodologię i sposób
badań i ich prezentacji w obszarze antropologii. Dlatego też w sumie dziwaczna
forma tekstu naukowego pozostaje poza moją jakąkolwiek oceną ze względu na
niewiedzę, do której zawsze boleśnie, jednak uczciwie się przyznaję (także
przed studentami). Moja nieustająca – choć o sile oscylacyjnej – fascynacja
tekstami antropologicznymi (a także etnologicznymi i etnograficznymi – nawet
nie wiem czy można tak to sformułować) nie ma tu nic do rzeczy, bo się na tym
nie znam i tylko lubię je czytać i myśleć sobie o czymś (kimś zbiorowo i
indywidualnie) „innym”. Przy tym całkiem przypadkowo muszę przyznać, że każdy
tekst mentorki prof. Witkowskiego – pani prof. Ewy Nowickiej-Rusek – zawsze
traktowałem jak dzieła natchnione, interesujące dla laika, a przede wszystkim –
oferujące obiektywną antropologiczną prawdę.
Czy książka wnosi novum
naukowe? TAK
Czy książkę dobrze się czyta? TAK
Czy książka jest ważna? TAK
Czy powinien ją przeczytać każdy zainteresowany Romami? TAK
Czy książka jest rzetelna naukowo? TAK
Czy książka…. TAK TAK TAK
Zadając każde pytanie jakie mogłoby się znaleźć w formularzu
recenzyjnym (wydawniczym lub habilitacyjnym), trzeba po prostu odpowiedzieć
pozytywnie.
Wręcz zachwycił mnie metodologiczny aspekt tej publikacji.
Prof. Witkowski nie tyko dokładnie kreśli zakres swoich badań i od tego
uzależnia precyzyjny, celowy i obiektywny dobór metodologii, ale także
dyskutuje z uznanymi metodami (klasycznymi, pobocznymi, nowymi, starymi,
różnymi) badań antropologicznych, opisuje je, wskazuje na ich wady, zalety,
niemożliwość akceptacji w formie niezmienionej, nagina, uzupełnia, uzasadnia i
wyjaśnia. Ukochana przeze mnie antropologia, znana z dzieł Ruth Benedict, Ewy
Nowickie, Claude’a Lévi-Strauss’a, Bronisława Malinowskiego, Marcina
Piotrowskiego nagle nabrała zupełnie innego wymiaru. Groźnego, wielowątkowo
uschematyzowanego metodologicznie, pełnego pułapek, osobistych doświadczeń i
wątpliwości.
A ja zawsze myślałem, że to tylko i wyłącznie chodzi o
prawdziwe doznanie współuczestnictwa, porzucenie maski badacza, zapomnienie że
się bada aby uczestniczyć w nurcie życia, a potem opisać własne doświadczenie,
zbadać wstecznie siebie stojącego mentalnie nago przed i wobec rzeczywistości w
której udało się zanurzyć. No nie. I nawet nie mogę zarzucić autorowi, że
badając zapomina o zasadzie nieoznaczoności Heisenberga, że obserwując wpływa
na obiekt badany, że Kot Schrödingera jest jednocześnie i żywy i martwy… Byłem
naiwny.
Prof. Witkowski nie tylko opisuje wszystkie możliwe warianty
antropologicznego podejścia, ale rozprawia się z każdą wątpliwością. W
przedbiegach niszczy moje złośliwe pytania, wytrąca oręż z ręki i tworzy – dla
mnie, laika antropologicznego podejścia badawczego – metodę lub raczej ich
zbiór, który pozwala dochodzić do wniosków, które w moim zupełnie innym
podejściu i dyskursywnym wnioskowaniu, są tożsame, a różnią się w akcentach,
podkreśleniach, pogrubieniach i uznaniu tego co ważne. Ponieważ się na tym nie
znam – takie doświadczenie jest miłe, choć nigdy nasz opis rzeczywistości nie
będzie taki sam. Inne nauki, inne metodologie, inne wnioski. I ja bym nie umiał
napisać naukowego tekstu w pierwszej osobie.
Na pewno jednak książka prof. Witkowskiego trafi za chwilę na
moją półkę i będzie stała tuż obok dzieł prof. Nowickiej, a sięgnę do niej
wiele razy, kiedy będzie mi potrzebne metodologiczne wsparcie z obszaru
antropologii.
Poza tym – ja się na antropologii nie znam, jednak na tej
płaszczyźnie – zachwyt mój jest i nie ustanie.
Są jednak rzeczy, o których mogę powiedzieć, że się chyba trochę
na nich znam.
Prof. Witkowski precyzyjnie określa liczbę wizyt w osadach
romskich (a także czas trwania wizyt) i omawia to, jak się one kształtowały. I
to, co zrozumiałem z całej antropologicznej metodologii, to że bada Romów w
konkretnej sytuacji (sytuacji „polityki” „integracyjnej”). Stąd ich takie a nie
inne zachowania, stąd taki a nie inny kontekst sytuacyjny, stąd takie wnioski,
stąd taka metodologia, stąd… To wszystko tłumaczy. Może i tak, ale ja tego nie
rozumiem. Ja rozumiem inną rzeczywistość. Taką w której jedne z moich wujków
pracował w jakimś tajemniczym UB, drugi wciąż jeździł do fajnego USA, a trzeci
był mocno czarniawy i mawiał, że idzie na
ściorę. Rozumiem sytuacje, w których regularnie z szacunkiem kłaniając się dorosłej
Romni handlującej na ryneczku w mojej rodzinnej Łodzi, po pół roku mogę z nią
swobodnie porozmawiać co tam u niej w rodzinie i jak sobie radzą wnuki w
Londynie. Rozumiem, że na Taborze Pamięci Romów pijąc rano kawę doczekam się,
że przysiądzie się do mnie Rom z Tarnowa i sam zacznie rozmowę o życiu.
Rozumiem (przynajmniej częściowo) romskie doświadczenia największego polskiego obserwująco-uczestniczącego
etnografa-etnologa-antropologa Adama Bartosza, który nie chce napisać książki o
Romach Górskich, bo za dobrze ich zna.
No ale to nie badanie naukowe. To życie.
I znam się chyba choć trochę na nauce i chyba też na
politologii.
Nie mogę zdzierżyć kiedy ktoś w jednym zdaniu pisze o tym,
że coś tam coś tam w państwach Europy
Wschodniej i jako przykład daje Czechy. Nie podoba mi się brak spójności (inny
rok wydania) pomiędzy przypisami i bibliografią. Nie mogę zaakceptować błędów w
imionach autorów publikacji. Nierzetelne jest pomijanie licznych (!) polskich
(!) autorów i równie licznych ich tekstów (!) dotyczących polityki i Romów w
publikacji, której pierwszym słowem jest „polityka”. Dla prof. Witkowskiego wszystko
co nieantropologiczne ale politologiczne lub wynikające z praktyki
europeistycznej jest albo „tzw.” (np. integracja) albo przywoływane w
cudzysłowie (ponownie np. integracja).
Wizja opisu wizją opisu, czy też opisem wizji, ale jeśli używamy
słowa na „P”, to wiedzmy o czym mówimy.
Prof. Witkowski szeroko powołuje się na politykę unijną i na
jej skutki, a jedyne co robi aby ją wyjaśnić/uzasadnić to pojawienie się
przywołania Lizbony jako miejsca gdzie coś został określone. Uzupełnieniem tego
jest dość prosty opis otwartej metody koordynacji, która była jednym z wielu
(ale na pewno nie decydującym) elementów kształtowania polityki UE wobec Romów. A
gdzie E2020? Gdzie unijna strategia na rzecz Romów? Nie pojawia się nawet próba
zrozumienia paradygmatycznego traktowania przez UE spójności
społeczno-gospodarczej. Brakuje sięgania do tekstów źródłowych Unii Europejskiej.
Czytając książkę prof. Witkowskiego ma się wrażenie, że
polityka (integracyjna, czy też „integracyjna”) jest i była zawsze całkowicie
zdeterminowana przez politykę UE, jakby zapominając, czy też pomijając to, że
polska polityka i polskie programy (skoordynowane na poziomie ministerialnym)
na rzecz społeczności romskiej były realizowane przed powstaniem ogólnounijnej
strategii, czyli były – od początku XXI wieku - niezależne całkowicie (prawie) od Unii
Europejskiej.
Prof. Witkowski chyba nie wie, że w ramach subsydiarności,
większość elementów, które krytykuje są efektem działań naszych urzędników, a
nie planów Unii Europejskiej, która stworzyła RAMY do tego aby każde państwo członkowskie
je po swojemu wypełniło.
Autor nie dokonuje literalnej projekcji na całą politykę Unii
Europejskiej wobec Romów, jednak czytając książkę, nie można oprzeć się
wrażeniu, że praktyczne doświadczenia badawcze wyniesione z ograniczonej liczby
wiosek romskich polskich Romów Karpackich jednak opisują i charakteryzują
sensowność polityki UE wobec Romów w ogóle i w każdym z państw członkowskich.
Pomimo wielu bardzo trafnych konstatacji merytorycznych
choćby dotyczących romskich elit i sytuacji w wioskach karpackich, bolesna jest
niezrozumiała dla mnie metoda zamiany oryginalnych nazw miejscowości na
wymyślone, bolesne jest nazywania Romów Karpackich (Cyganów Górskich) Bergitka
Roma i zupełnie marginalne traktowanie i takiż opis romanipen.
W sumie zostało mi jeszcze 90% notatek z lektury bardzo
dobrej książki prof. Witkowskiego. Na pewno osiągnęła ona swój cel – chcę o niej
dyskutować. Jednak chyba warto, aby każdy zainteresowany tematem sam ją dokładnie
przeczytał – bo warto.
Teraz nawet przeczytam jej recenzje z ostatniego
numeru „Studia Romologica” prof. Kapralskiego. Wcześniej nie chciałem się sugerować.
Podsumowując typowo naukowo, ale i osobiście: antropologicznie – WYPAS. Politologicznie – MASAKRA.
Słowo "polityka" w tytule tej książki szkodzi.
Słowo "polityka" w tytule tej książki szkodzi.
Łatwo się pisze w pierwszej osobie. A i odpowiedzialność
inna. Pierwszoosobowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz