wtorek, 28 października 2014

Może to pomoże. Może zintegruje.


W październiku ostatecznie i w końcu uruchomiono „Program integracji społeczności romskiej w Polsce na lata 2014-2020”.

Polska w przeciwieństwie do większości (ale nie wszystkich) państw Unii Europejskiej, na terenie których zamieszkuje niewielka liczba Romów (około 0,1% populacji), już od początku XXI wieku utworzyła i realizowała rządowy program na rzecz wsparcia tej grupy. Początkowo był to „Pilotażowy programu rządowego na rzecz społeczności romskiej w województwie małopolskim na lata 2001-2003”, a następnie „Program na rzecz społeczności romskiej w Polsce na lata 2004-2013”.

Procedury wsparcia finansowego na każdy rok rozpoczynały się w połowie roku poprzedniego. Wówczas – za pośrednictwem Urzędów Wojewódzkich – można było składać wnioski na finansowanie aktywności związanej z wspieraniem Romów.
Nowy program miał zostać uruchomiony w 2013 roku, tak aby w 2014 zagwarantować finansowanie szerokiej (naprawdę szerokiej) gamie działań dotyczącej Romów. Sam program był bardzo szeroko konsultowany, na jego ostateczny kształt wpłynęło wiele czynników. Wydawał się precyzyjny, brał uwagę ocenę poprzednich działań, romską strategię Unii Europejskiej, strategię Europa 2020 oraz znaczą liczbę innych krajowych i unijnych dokumentów.
Pomimo tak starannego przygotowania, w 2013 – oficjalnie za sprawą wielu obiektywnych czynników, a realnie ze względu na tradycyjny już bałagan, zmiany kadrowe w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji oraz małą wagę przykładaną do sprawy Romów, skutkujące brakiem jednego podpisu  – nie została uruchomiona żadna procedura.
Podobnie sytuacja wyglądała przez pierwsze dziewięć miesięcy 2014 roku. Ostatecznie w październiku zainicjowano PROGRAM.

Nie wiadomo – i nie ma chyba większego sensu przeprowadzać w tym miejscu takiej analizy – czy był to wynik naturalnego administracyjnego biegu rzeczy, czy porządkowania przez nowy rząd zaległych spraw, czy szerszego zaistnienia tematyki romskiej w polskim dyskursie publicznym za sprawą Maszkowic, Gdańska, Wrocławia. Tak czy inaczej – program w końcu ruszył.

Program koncentruje się – zgodnie z realnym zapotrzebowaniem i oczekiwaniami Komisji Europejskiej – na edukacji i zatrudnieniu. Generalnie jego priorytetem jest włączenie społeczne, a mieszkalnictwo i pełen dostęp do służby zdrowia są dodatkowymi kluczowymi sektorami aktywności.
Zakłada on realizację działań w trzech grupach: Kompleksowe działania na rzecz zwiększenia integracji społeczności romskiej o zasięgu lokalnym, Małe granty oraz Ogólnopolskie projekty systemowe. Jednocześnie największą rolę przypisuje poziomowi lokalnemu i działaniom na poziomie jak najbliższym realnym potrzebom identyfikowanym i wspieranym przez samorząd.

Dobrze że program ruszył. Szkoda tylko, że przez brak finansowania wiele dobrych inicjatyw nie było kontynuowanych w 2014 roku.
Co prawda w trybie błyskawicznym, uruchomiono wraz z ogłoszeniem startu programu – jeszcze do realizacji w 2014 roku – składnik w obszarze wsparcia małych grantów z dziedziny edukacja, jednak jest to działanie niewystarczające jak na cały 2014 rok.

Warto też zwrócić uwagę na zmianę nazwy programu. Program na rzecz społeczności romskiej zmienił się w Program integracji społeczności romskiej i stało się to zgodnie z intencją Komisji Europejskiej i podejścia reprezentowanego przez Unię Europejską od około 2008 roku, czego wyrazem był ostateczny kształt ogólnounijnej strategii dotyczącej Romów. Polski program rządowy stanowi jej element, będąc krajowym programem zgodnym ze strategią przyjętą na poziomie całej Unii Europejskiej.

Jakby mało było opóźnień w przyjęciu programu, jego ogłoszenie wywołało małą burzę medialną. Jej wymiar najlepiej charakteryzuje (ani sprawiedliwy, ani w pełni prawdziwy) tytuł jednego z artykułów: „Rząd da 3 tys.zł na integrację każdego Roma. Posłowie zdziwieni, że tak dużo, a Romowie… nie chcą pieniędzy”. Ale to raczej osobna historia…

sobota, 18 października 2014

A gdyby tak Romowie…


A gdyby tak sprawić, że Romowie zaakceptowaliby, że europejski demokratyczny porządek, równe prawa, dążenie do rozwoju i wysokiego poziomu życia wszystkich mieszkańców Europy ma sens…
Prawda, że piękna idea?

Nie chodzi tu o znalezienie praktycznego sposobu na wtłoczeni takiej koncepcji w romskie umysły. Raczej o rozważenie, czy na poziomie choćby teoretycznym istnieją podstawy aby taką koncepcję upowszechnić.

Teoretycznie taka koncepcja istnieje.
W przypadku Romów i słusznych skądinąd postulatów zachowania ich niezależnych praw, a także własnej kultury i tradycji, można by stosować kryterium dobra wspólnego.
Co prawda wykorzystanie elementów tej koncepcji w znacznej mierze usprawiedliwia narzucanie paradygmatu rozwojowego i wymusza zmiany w środowisku romskim, jednak na poziomie istnienia UE nie da się przyjmować innego sposobu funkcjonowania niż podporządkowanie ogólnym zasadom stanowiącym podstawę jej istnienia.

Pomimo tego, że teoretycy dobra wspólnego (jak Elinor Ostrom w książce "Dysponowanie wspólnymi zasobami", czy David Bollier w "The Commons. Dobro wspólne dla każdego") koncentrują się przede wszystkim na dostępie do zasobów, to ostrożne wykorzystanie elementów tej koncepcji i ich przeformułowanie może przynieść pozytywne skutki dla uwspólnienia przyjęcia przez Romów rozwojowego celu UE.
W tym przypadku problem sprowadza się do przekazani pewnych wartości, a właściwie zmiany jednego z elementów romskiej kultury. Może być to bardzo trudne (jak zawsze w przypadku koncepcji obciążających sferę kultury potrzeba zmian), jednak mogłoby to doprowadzić do specyficznego, bo w pewnym stopniu sektorowego, włączenia Romów w nurt życia społecznego i w konstruowanie gospodarczego paradygmatu rozwoju. Otóż jedną z podstawowych wartości kulturowych społeczności romskich jest podział świata, określająca wartość jego składników w kategoriach czystości i nieczystości. Bez rozważania implikacji tego faktu na innych płaszczyznach należy zauważyć, że jena z kluczowych linii podziału przebiega pomiędzy tym co romskie i tym co należy do świata nieromskiego. Wewnątrz wspólnoty romskiej koncepcja dobra wspólnego i wspólnej odpowiedzialności jest jedną – choć nie formułowaną w takich słowach – z podstawowych zasad funkcjonowania (na poziomie koncepcji człowieka jako, że Człowiek jest przede wszystkim społeczna istotą kooperującą wg Boillera) i ten element należy wykorzystać i uwypuklić.

Pomimo tego, że podział na romskie/nieromskie wydaje się być jedną z wartości rdzeniowych, to być może próba uwspólnienia/przyjęcia przez Romów jako elementu dobra wspólnego kategorii rozwoju (w miejsce ryzykownie stwierdzając – kategorii niezmiennego trwania i wiecznego ale minimalnego dostosowania do zmiennych warunków) pozwoliłoby im na zachowanie wszystkich pozostałych elementów kultury, a co za tym idzie i tożsamości, a jednocześnie włączyłoby ich w stopniu zadawalającym tak UE w całości, jak i społeczeństwa jej państw.
Co ważne – nie burzyłoby to romskiej dychotomii świata, a jedynie włączało w zakres romskiego świata jedną z dodatkowych wartości, która traktowana celowo – jako poprawę warunków życia i zmniejszenie dyskryminacji, nie byłaby co najmniej sprzeczna z wartościami kulturowymi przynależnymi tej społeczności. Nie można by jednak mówić o pełnym uwspólnieniu wartości i uczestnictwie Romów w centralnym (dominującym) systemie wartości. Tym bardziej, że pozostając mniejszością – zgodnie z jedną z najprostszych i najodpowiedniejszych w tym miejscu do przywołania definicji – status mniejszościowy wiąże się z jakimś wykluczeniem z pełnego udziału w odpowiednio zdefiniowanym zakresie działania grupy dominującej.

I powracając do początku. Czy takie poszerzenie systemu wartości jest możliwe? Być może tak. Jednak otwartym pozostaje pytanie jak tak koncepcje upowszechnić wśród Romów? Jak sprawić aby ją zechcieli zaakceptować?
Tak długo jak nie znajdzie się odpowiedzi na to bardzo konkretne pytanie, każda idea pozostanie w cudownie doskonałym świecie platońskiej ułudy.


środa, 8 października 2014

Cyganie też chcą gdzieś mieszkać…


W ciągu ostatniego czasu powrócił, a właściwie ożywił się temat romskich osiedli w Polsce. I to zarówno z punktu widzenia uciążliwego sąsiedztwa – jak w przypadku Maszkowic, jaki i problemów miasta z nielegalnym koczowiskiem – jak we Wrocławiu, a także i wysiedlenia – do czego doszło w Gdańsku.
 

Wrocław                                                               Gdańsk
https://www.youtube.com/watch?v=Oh56g1RkPUM     https://www.youtube.com/watch?v=nUth8BcXljM

Pod koniec lipca w Starej Zagorze w Bułgarii zlikwidowano (w sposób, który można uznać za brutalny) romskie osiedle. Warto podkreślić, że nie były to baraki i ewidentne koczowisko, znane na polskim gruncie z Wrocławia i Gdańska, ale regularne osiedle domów.
Romowie stawili czynny opór, tworząc barykadę i żywy łańcuch, jednak to nie powstrzymało akcji zleconej przez włodarzy miasta.  Ostatecznie część Romów została aresztowana, a trzech policjantów (spośród tysiąca wysłanego do akcji pacyfikacyjnej) lekko rannych. W sumie zburzono 55 domów.

https://www.youtube.com/watch?v=DyD6nHETY04      https://www.youtube.com/watch?v=5oqZVqnSCw8

Wydaje się, że nowe (choć w przypadku Bułgarii jest to 7 lat, a w przypadku Polski – 10 lat) państwa Unii Europejskiej, zaczynają czerpać z negatywnych wzorców praktyk, które już wcześniej miały miejsce na jej obszarze.
Jak zawsze można przywołać starsze i nowsze przykłady eksmisji i działań realizowanych we Francji. 


https://www.youtube.com/watch?v=EtfkVqyClS4     https://www.youtube.com/watch?v=fFlFaf_JRKQ
 

Także niedawne wydarzenia z greckich Aten (dzielnica Halandri), gdzie pod koniec września tego roku blokada uratowała część romskiego osiedla przed rozbiórką, pokazują że prawo – a w szczególności prawo wobec Romów – nie zawsze działa w sposób równy. Jest to o tyle interesujące, że zgodnie z greckimi przepisami każdy, kto wykaże 20-letnie zamieszkanie w danym miejscu, nabywa do niego prawa własności. Alternatywą dla 75 romskich rodzin – mieszkających od lat w warunkach porównywalnych z prawdziwymi slumsami – było przeniesienie do miejscowości oddalonej od Aten o 15 km (lub 27 według innych źródeł).

http://www.romea.cz/cz/zpravodajstvi/zahranicni/romove-v-atenach-odvratili-vystehovani-zablokovali-pristup-ke-svym-pribytkum

Chyba nikt z obywateli Polski i innych państw Unii Europejskiej nie chciałby mieszkać w sąsiedztwie nielegalnego koczowiska, ani w sąsiedztwie osób łamiących normy sąsiedzkiego życia, jak miało to miejsce w polskim Chrzanowie.
Jednak każde działanie podejmowane w europejskich demokratycznych państwa – czy to przez władze centralne, czy samorządowe – powinno być zgodne nie tylko z prawem administracyjnym, ale także z zasadami europejskiego systemu demokratycznego i z poszanowaniem praw człowieka.

Jednak powyższe przykłady (no może ewentualnie poza szczególnym podejściem władz Francji do mniejszości i każdorazowo kompulsywnym zachowaniem) można uznać wręcz za niegroźne w porównaniu z sytuacją jaka powoli rozwija się na Węgrzech.
Nie można tego usprawiedliwiać ani rządami Fideszu pod przewodnictwem Viktora Orbána, ani ogólnym wzrostem znaczenia radykalnych i
skrajnych (w swym nacjonalizmie i konserwatyzmie) ugrupowań w Europie.
Jednak w przypadku Węgier, a konkretnie Miszkolca, znaczną odpowiedzialność ponosi nacjonalistyczna partia Jobbik Magyarországért Mozgalom (Jobbik - Ruch na rzecz Węgier).
 

Miszkolc – czwarte co do wielkości miasto Węgier - jest przykładem sięganie przez władze lokalne oraz polityków, do negatywnych wzorców wypracowanych przez europejskie systemy totalitarne lub co najmniej autorytarne. Upadające wielkie zakłady przemysłowe (bo mimo niewiary części Polaków wolnorynkowa restrukturyzacja gospodarki wielu państw nieudała się o wiele bardziej niż w Polsce) i inne zmiany związane z wolnorynkową gospodarką doprowadziły do znacznego bezrobocia w mieście i postępującej degradacji jego znaczenia. Znajduje to odzwierciedlenie w sferze społecznej, wywołując konflikty i sprawiając, że potrzebny jest „kozioł ofiarny”. Naturalnie najłatwiej sięgnąć do mniejszości. W końcu zawsze można się podeprzeć wypowiedzią szefa lokalnej policji, który w 2009 toku stwierdził, że sprawcami włamań i kradzieży w Miszkolcu są wyłącznie Romowie.
 

http://www.youtube.com/watch?v=dl3XGgV8tHs     http://www.youtube.com/watch?v=oIdG4QtI4_U

Ultranacjonalistyczny populizm podkręcający nienawiść etniczną (czy też wręcz rasową) jest tym, co ma pomóc Miszkolcowi z problemami, które wynikają z zupełnie innych przyczyn. To prowadzi do całkowitej społecznej akceptacji likwidacji getta romskiego – taki projekt obywatelski poparło 35000 osób. Zbudowane w XIX wieku osiedle Avas nie jest koczowiskiem. 
Początkowe przesiedlenie Romów wiązało się z rekompensatą finansową, choć wymagała ona także deklaracji, że przez 5 lat nie powrócą oni do tego miasta. Obecnie jednak pozostałe 600 rodzin ma opuścić miejsce swojego kilkudziesięcioletniego zamieszkania, bez gwarancji jakiejkolwiek pomocy. A inwestorzy i władze miasta mają już bardzo konkretne plany co do wykorzystania terenów osiedla Avas.
Jakże łatwo zapomnieć, że demokracja dotyczy nie tylko nas, ale także tych, którzy są od nas zależni. I nie możemy jej tylko brać, ale i udzielać.

Być może jest to samolubne podejście, ale pozostaje mieć nadzieję, że w Polsce nigdy nie dojdzie do takiego rozwiazywania romskiego dylematu i lokalnych problemów związanych z tą grupą, choć  sytuacja z gdańskiego Jelitkowa różniła się od tego co dzieje się w Miszkolcu chyba jedynie skalą.